moderuje Romuald Demidenko Body Talk: Selfie jako polityczna projekcja ciał

Body Talk: Selfie jako polityczna projekcja ciał
Gosia Golińska, „Obiekt do używania”, 2019, instalacja site­specific, detal; artefakty po performansie Julii Julian; dzięki uprzejmości artystek; fot. Alina Żemojdzin

Romuald Demidenko: Nasza rozmowa jest kontynuacją spotkania, które miało miejsce w Sopocie przy okazji kuratorowanej przeze mnie i Gosię Golińską wystawy Body Works, która przez prawie dwa miesiące prezentowała prace blisko czterdziestu artystek i artystów. Mieszamy w niej porządki. Pokazujemy mniej znane pozycje lub nowe odsłony projektów wchodzących z dużym prawdopodobieństwem do kanonu najnowszej historii sztuki. Artefakty lub fragmenty dzieł bardziej rozpoznanych, udostępnione bezpośrednio przez artystów lub wypożyczone z kolekcji, m.in. Państwowej Galerii Sztuki – goszczącej wystawę – lub Muzeum Narodowego w Gdańsku, oraz pojedyncze prace z kilku trójmiejskich kolekcji prywatnych.

Zdajemy sobie sprawę, że to jedna z wielu wystaw analizujących temat ciała, które w ostatnim czasie miały lub mają miejsce. Próbujemy przez nią raczej otworzyć tropy do dyskusji na kwestie związane z ciałem. Wiele dzieł nie doczekało się zbyt wielu prezentacji lub nowych odczytań. Wydaje się też, że istnieje potrzeba refleksji nad sposobem interpretacji projektów lub artystycznych postaw, które do niedawna były, lub wciąż są, przeoczone. Niektórym odbiera się miejsce w przestrzeni publicznej, czego przykładem jest cenzura w instytucjach kultury, lub za pomocą ludzkich i nieludzkich narzędzi kontroli obrazu w mediach społecznościowych. Ten wątek jest też kontynuacją dyskursywno-performatywnych zdarzeń, które proponujemy w ramach naszej prezentacji oprócz pokazu prac, służących do przyjrzenia się wybranym przykładom1 Body Works. Wystawa i zdarzenia wokół ciała, Państwowa Galeria Sztuki w Sopocie, 14.06 – 11.08.2019; pełna lista artystek i artystów oraz więcej informacji o wystawie na stronie http://bit.do/bodyworks2019..

Łączymy się poprzez przestrzenie między ekranami. Tekst, który ostatecznie będzie zamknięciem naszych wirtualnych spotkań jest zapisem czatu i rozmowy telefonicznej, wiadomości na Facebooku i dokumentu Google.

Towarzyszą mu między innymi dość niezwykłe fotografie z cyklu Acheiropoieta Julii Julian. Rozmawialiśmy z Julią o tych pracach, według mnie mogłyby one być czymś w rodzaju niebinarnej flagi czy proporca, reprezentacji ciał niedających się łatwo sklasyfikować, wymykających się opisowi słownemu i pozostających w przejściu – jak dodaje Julia za Luce Irigaray – podobnie jak obrazy mogące ulec przekształceniom.

Na początku chciałbym poprosić Julię o zrelacjonowanie z jej perspektywy działania, które miało miejsce tuż po otwarciu wystawy Body Works. W łóżku Gosi Golińskiej, stojącym w centrum przestrzeni, nazwanym przez artystkę Obiekt do używania, odbył się wykład-performans Julii zatytułowany Uwagi o ciele. Łączył on format wykładu i osobistego wyznania1 Uwagi o ciele to wykład/performans Julii Julian, który odbył się w dniu otwarcia Body Works w PGS w Sopocie, 13.06.2019..

Julia Julian: Interesowało mnie skrzyżowanie treści pamiętnikarskich i osobistych z kwestiami stricte filozoficznymi. Tytuł mojego performansu, Notes on the Body (uwagi o ciele — przyp. red.), jest aluzją do tekstów takich jak Notes on Sculpture Roberta Morrisa i szerzej, tradycji wykładów w Akademii Francuskiej w XVII i XVIII wieku. Wiemy nie od dziś, że ciało może być przedmiotem filozoficznych rozważań. To jednak trochę za mało, aby powiedzieć nam coś o ciele dzisiaj. Dlatego sięgam do doświadczeń anonimowego seksu z Grindra, także z użyciem narkotyków, aby opowiedzieć o fenomenie „uberyzacji” naszej seksualności. Seksu, który jest nie tylko odpodmiotowiony, ale także przesiąknięty do granic logiką konsumeryzmu. Uważam, że trzeba o tym mówić. Pamiętacie te scenę w „Her” Spike’a Jones’a, w której do drzwi postaci granej przez Joaquina Phoenixa puka dziewczyna-awatar? Bohater nie jest nią zainteresowany. Nie ona jest przedmiotem jego pragnienia, tylko sztuczna inteligencja, z którą rozmawia przez telefon czy poprzez aplikację. Powstała na bazie jego pragnień, chociaż jest tylko nośnikiem danych. Przywołuję tę fabułę, bo silne mechanizmy przeniesieniowo-projekcyjne, jak w filmowej psychodramie, mogą okazać się rzeczywistością po dragach i naoglądaniu się porno. „Uberyzacja” seksu, która odbywa się poprzez serwisy typu Grindr, jest dość dehumanizująca. Oczywiście, jest też przestrzeń na bardziej relacyjne „sex-ustawki”, teoretycznie. Nie znam jednak z własnego doświadczenia takich sytuacji, co oznacza zapewne, że są one tylko urban legend. Drugim zagadnieniem, które poruszałam, było ciało niebinarne. W skrócie: o tym dlaczego nie pływam w Polsce na basenach, bo przebieralnie są upłciowione binarnie. To jest trochę słabe, bo bardzo łatwo można by takie problemy rozwiązać. Tylko wtedy wyszłoby, jakimi zbokami potrafią być cisheterycy!

Cała część wykładowa mojego performansu poświęcona była temu, czy ciało mamy, czy nim jesteśmy. Odsyłam do scenariusza wypowiedzi, gdzie można się z tym dość czytelnie zapoznać. Tak już mam, że mój styl jest eklektyczny i mieszam porządki. Skoro przekreślamy podział ciało–dusza, to negujemy też podział na wiedzę akademicką/twardą/obiektywną i subiektywne doświadczenie osobiste, a więc i afektywne.

Przyjęłam zaproszenie do zaprezentowania performansu, bo, jak sądzę, temat ciała jest nieprzerobiony, czy raczej niedoświadczony, co w efekcie przyczynia się do konserwatyzmu i binarnej kategoryzacji podziałów płci. I to jest jak najbardziej problem „prześnionej transformacji”, parafrazując Andrzeja Ledera. Dlatego takie wystawy jak Body Works są bardzo potrzebne. Podobnie, jak Farba znaczy krew w MSN odbywająca się niemal równolegle i gratuluję Natalii Sielewicz takiego posunięcia.

Odpowiadając na zaproszenie do zrobienia performansu w ramach Body Works, pomyślałam, że opowiem o pracy mojego własnego ciała. W performansie zależało mi na aktywacji ciała z depresji, co w moim wypadku odbyło się przez „sexdating”. Jest to zarazem zapis mojego zmagania się z wyjściem z łóżka – miesięcy depresji, którą spowodował powrót do Polski. Wiem, że moja historia jest polityczna, bo prywatne jest polityczne. Pomyślałam, że podzielę się nią. Może pomogę choć jednej osobie, może uświadomię coś ludziom, którzy nie mają pojęcia o tego typu problemach. Co roku w Stanach ginie około 50 osób trans, na ogół rasy innej niż biała, padając ofiarą morderstw. Czemu trans ma oznaczać śmierć? Nie godzę się na to. Moje kryzysy zahaczające o myśli samobójcze ukradły mi całe lata. Życie uratowała babcia, kiedy leżałam w łóżku mając 23 lata i wierzyłam, że w nim umrę. Mojej matki zwyczajnie nie było stać na psychoterapię, o NFZ nie wspominając. Babcia zobaczyła moje załamanie, i chociaż nie rozumiała powodów, bo jej o nich nie mówiłam, pomogła mi, dostrzegła moje cierpienie i dała mi nadzieję. To była ta jedna świeczka, która pozwoliła mi nie przeklnąć ciemności, trawestując myśl Konfucjusza. Nie każdy ma takie szczęście jak ja, że ma dwoje dziadków o złotych emeryturach, na które harowali ciężko przez 40 lat. Ale tacy właśnie są moi krajanie z Galicji, między Krakowem a Lwowem. Pierwsze pokolenie powojenne, dla mnie są jak Deukalion i Pyrra.

Miałam cały czas w głowie śmierć Milo podczas pracy nad performansem. Choć jej nie znałam, to brak mi jej, mogła być moją fest-kumpelą. Jest też jeden bardzo piękny koleś, młodziutki, który umarł z przedawkowania chemów. Jest wreszcie cała masa osób nieszczęśliwych, na skraju depresji i śmierci. Oni o swoich problemach nie przeczytają, otwierając rano „Onet.pl” czy „Wyborczą”. Oni w przestrzeni symbolicznej nie istnieją. My nie istniejemy.

Romuald Demidenko: Julia wspomina o Milo Mazurkiewicz, 22-letniej aktywistce w ciele trans, która przez ostatnie miesiące zmagała się z niezrozumieniem seksuologów i lekarzy, którzy skupiali się wyłącznie na zewnętrznej stronie jej seksualności, odbierając jej tym samym prawo do decyzji o kolejnych krokach w procesie tranzycji. Milo popełniła samobójstwo w maju tego roku. To tragiczne zdarzenie dowodzi, że problemem jest język – szczególnie w kontekście radykalnych ruchów usiłujących w Polsce zwalczyć manifestacje nienormatywności, z czym Milo też się nieustannie konfrontowała. To on nie radzi sobie z próbą opisu ciał w tranzycji, których ostatecznym celem nie zawsze jest korekta płci.

Na facebookowym wallu Julii przeczytałem ostatnio: „A czy myślicie że mi jest łatwo, podpisywać się nagle jako Julia Julian, mówić o sobie w formie żeńskiej. Poprawiam nie tylko znajomych, ale także – samą siebie (nawet teraz chciałam napisać: „samego siebie”). Staram się nie myśleć o tym, jakim samobójem wizerunkowym jest moja zmiana imienia i nazwiska na początku — oby! — kariery zawodowej w polu sztuk wizualnych. To już moja druga zmiana personaliów w życiu!”. To wzruszające wyznanie od razu przypomniało mi cytat z Preciado, na który akurat trafiłem tego dnia i przesłałem Julii mejlem.

Tomasz Kitliński: W książce Obcy jest w nas, którą Julia zna, zawarłem rozdział poświęcony narcyzmowi, a przed wszystkim eksplikację „kristevowskiego” pojęcia podmiotu-w-procesie. Między arystotelesowskim hypokeimenon i całą tradycją podmiotu bez procesu a postmodernistycznym (jak określił to Habermas) procesem bez podmiotu, sytuuję podmiot, który nie jest, lecz staje się. Wszyscy jesteśmy podmiotami-w-procesie. Najbardziej jednak osoby transpłciowe! Stąd w Ars Homo Erotica prace Georga Grosza, Keesa van Dongen, El Kazovskij, Rafalali,i Anastasii Mikhno, zaś w Body Works performance Julii Julian Uwagi o ciele. Warto przeczytać jej autokomentarz: „Uwagi o ciele są próbą zreferowania doświadczenia ciała o trans-tożsamości, a także ciała wystawionego na rynek usług seksualnych, ciała zdepersonalizowanego, ciała instagramowego i ciała w chorobie. Stosunek do własnego ciała nie jest stały i ulega przemianom. Format prezentacji nawiązuje do wykładów w akademiach sztuki XVIII wieku, proponuje jednak adeptom nie naukową wiedzę, ale wiedzę afektywną, subiektywną, naukę »miękką«”. Tekst o sobie po traumie i jej przekroczeniu, łączący to, co cielesne i duchowe. Ciało u Merleau-Ponty’ego i Lacana, wreszcie we własnej koncepcji Julii Julian: „uberyzacji” seksu. Julia Julian idzie ku ciele-i-duszy. Nigdy jedno bez drugiego. Mistrzynią „nauki miękkiej” okazuje się Diotyma, cudzoziemka, wieszczka i nauczycielka Sokratesa „w sprawach Erosa” (grała ją znakomicie Maja Ostaszewska w panseksualnym przedstawieniu Krzysztofa Garbaczewskiego Uczta według Platona, z architekturą – w tym maszynami pożądania/pożądającymi – projektu Aleksandry Wasilkowskiej). Podobnie performerka Vala T. Fołtyn, która zostaje jedynie z fetyszem futra, naga wychyla się na duchowość. Postuluję więcej akcji osób transpłciowych na wystawach miłosnych.

Julia Julian, #05, z serii „Acheiropoieta”, 2016–2019, fotografia cyfrowa, fot. dzięki uprzejmości artystki ⓒ Julia Julian

Julia Julian, #05, z serii „Acheiropoieta”, 2016–2019, fotografia cyfrowa, fot. dzięki uprzejmości artystki ⓒ Julia Julian

Romuald Demidenko: Nawiązując do tranzycji i możliwego upodmiotowienia ciał nienormatywnych, Agata Araszkiewicz wspominała niedawno te kwestię w kontekście Doireann O’Malley i jej trylogii filmowej Prototypes, która jest warstwową fabułą z wątkami sci-fi i realu, oniryczną narracją odnoszącą się do kwestii fizyczności transciał, dokumentacją warsztatów psychoanalizy snów transciał. W pierwszej części filmu pojawia się technologia VR, dzięki której bohaterowie mogą przymierzyć swoje wyobrażone ciała. Dziś w medycynie i psychoterapii wykorzystuje się systemy VR, które początkowo stworzone były dla graczy. Opisana w obrazie O’Malley rzeczywistość1 Więcej o pracy artystki: Doireann O’Malley, Prototypes, Sternberg Press, 2019; Transśnienia. Niebinarne ciała, sny i późnomodernistyczna architektura w filmie nagrodzonym Berlin Art Prize – z Doireann O’Malley, autorką Prototypes rozmawia Romuald Demidenko, „Notes Na 6 Tygodni”, 30.12.2018 [dostępny online: http://www.notesna6tygodni.pl/2018/12/30/transsnienia/]., która za pomocą filmowej, fabularnej biografii z elementami science-fiction staje się projekcją, pokazuje, jak dziś możliwość przymierzenia nowego ciała za pomocą wirtualnej rzeczywistości staje się jedną z opcji i że wszyscy mamy do niej dostęp. Ten wątek został przywołany w tekście Agaty Tosca. Miejsce, ciało, rewolucja… Czy zechciałabyś się, Agato, wypowiedzieć?

Agata Araszkiewicz: W projekcie O’Malley najbardziej uderzyła mnie trafność jej decyzji o bazowaniu na dynamice marzenia sennego, gdy mierzymy się z problemem przeżywania rzeczywistości jako osobowość trans. Chodzi o tożsamość znajdującą się w tranzycji, czyli „w podróży” pomiędzy płciami, podważającą tradycyjne wzory płciowe. Proponowane przez O’Malley wizje senne analizują transpłciowość i dekonstruują płeć jako somatyczne doświadczenie na poziomie ciała, umysłu i sposobu funkcjonowania w społeczeństwie. Badają związki ciała w płciowej przemianie z miejscem, jakim jest tradycyjna kultura. Okazuje się, że transdoświadczenie to proces przejścia, który nie dotyczy tylko reprezentacji ciała. Ciągnie on za sobą wszystkie znaczenia związane z kontekstem fizycznego funkcjonowania naszej tożsamości. Tytułowe prototypy to podmiotowości, które tworzą „nowe laboratoria tożsamości”, ale to też znane sposoby kodyfikowania rzeczywistości, a przede wszystkim nowe narracje, które trzeba wytworzyć. Uzmysławia to, na szczelinowym poziomie, jakim wyzwaniem jest każda zmiana naszego myślenia. W dzisiejszej kulturze transpłciowość staje się częścią większego procesu obyczajowego, reorientując nasze rozumienie tożsamości, adaptacji do oczekiwań społecznych czy autokonstrukcji. Musimy dziś rozumieć płeć jako „wieloetapowy” i różnorodny fenomen, który obejmuje nie tylko poziom biologiczny – hormony, fizjologię i anatomię – ale też poziom kulturowy, czyli uwikłany w relacje władzy sposób społecznego performowania tożsamości.

Analiza tych aspektów pokazuje nam, że binarny system płci jest mniej przekonujący, niż moglibyśmy przypuszczać. Szeroka gama emanacji tożsamości transpłciowych obejmuje osoby transseksualne, transwestytyczne, interpłciowe i niebinarne. Na Facebooku mamy do wyboru ponad 70 określeń płci! Zmienne, zwielokrotnione i płynne przykłady niebinarności dowodzą, że podział na dwie całkowicie odrębne i wykluczające się płcie jest nadużyciem. A równolegle fenomen stawania się trans i jego nieustępliwa bliskość z różnymi dyscyplinami sztuki, popkultury i mody pokazuje, jak ogromna jest potrzeba wyrażania sprzeciwu wobec ograniczeń binarnego porządku płci. Destabilizacja płciowej binarności i heteroseksualnego reżimu płci są alternatywą dla istniejących, dualistycznych systemów. Odgrywa istotną rolę w ich dekonstrukcji i chodzi tu nie tylko o płeć, ale też o wszystko inne, co pozostaje do przemyślenia.

Projekt onirycznej transformacji ciała – swoiste uwolnienie, czyli przekształcenie doświadczenia niewygodnej dysmorfii w proces tranzycji – rodzi pytanie o deficyt formy. W wideo Doireann O’Malley bohaterowie, przez rekonstrukcje swych snów, odnoszą się do przeszłych wydarzeń, by projektować spekulatywne wizje przyszłości. Ta przyszłość to rodzaj „zdenaturalizowanej kosmogonii płciowej”, w której ciała, dopiero będąc hybrydami, stają się pełne. Oznaczenia semantyczne płci stają się niejasne, a ograniczenia niejednoznaczne. Ważne pytanie o tranzycję i transintegrację okazuje się przede wszystkim pogłębionym pytaniem o formę — o koncepcję przemiany, implikującą nieuniknioną dysmorfię naszego sposobu myślenia.

Romuald Demidenko: Zrobię w tym miejscu znowu małą adnotację. Agata jest autorką tekstu wprowadzającego do Body Works, zatytułowanego Demokracja narcystyczna. Nasze pełne emocji spotkania i rozmowy z Agatą w Brukseli, gdzie się poznaliśmy, dotyczyły seksualności i przeoczeń, wykluczeń. I to właśnie one skłoniły mnie do skupienia się na ciele w ramach wystawy w BOZAR. Agata jest także współautorką subiektywnego oprowadzania po sopockiej wystawie wraz z Renatą Dancewicz, które odbyło się pod hasłem „Narcyzm, przyjaźń, polityka”1 BODY TALK — Agata Araszkiewicz i Renata Dancewicz: Narcyzm, przyjaźń, polityka, 14.07.2019 [zapis rozmowy dostępny online: https://soundcloud.com/bodyworks2019/narcyzm-przyjazn-polityka]..

Agata Araszkiewicz: W oprowadzaniu po wystawie, które wraz z Renatą Dancewicz poświęciłyśmy narcyzmowi naszej przyjaźni, chciałyśmy ukazać zarówno polityczny charakter naszego subiektywnego poczucia, jak i subiektywność jako nową polityczność w pokazywanych pracach. Poznałyśmy się z Renatą jako nastolatki jeszcze w okresie PRL, gdy wracałyśmy na skutek cudownego zbiegu okoliczności tym samym samolotem z południa Francji. Zostałam powierzona jej opiece jako niepełnoletnia – Renata miała wtedy 19 lat – i znakomicie to wykorzystałyśmy spędzając na przygodach całą kolejną dobę. Potem nie widziałyśmy się, co wydaje się wręcz nieprawdopodobne, aż 27 lat. Spotkałyśmy się dzięki pośrednictwu znajomych, gdyż chciałam ją zaprosić do któregoś z moich projektów. Minęło tyle czasu, a świat jakby stanął w miejscu. Nic się nie zmieniło między nami. Czar i energia nadal trwa, tylko, że dzisiaj obie jesteśmy — przecież nie przypadkiem — aktywistkami sprawy feminizmu, świeckości państwa czy praw osób LGBTQIA+ i czasami pracujemy nad tymi sprawami razem, np. na Kongresie Kobiet. Zaczęłyśmy oprowadzanie po wystawie w łożku, Obiekcie do używania Gosi Golińskiej, gdyż nasza przyjaźń niejako zaczęła się od nieprzespanej nocy poświęconej nastoletniej, miejskiej włóczędze, a kończy w łożku — dziś mieszkam w Brukseli, ale gdy często przyjeżdżam do Warszawy, śpię u Renaty. Nasza przyjaźń jest narcystyczno-polityczna, podobnie rozumiemy intymność, seksualność czy prawa jednostki jako domenę politycznych praw. I tak chciałyśmy pokazać niektóre prace na wystawie, oscylujące w podobnej tematyce, na przykład Doroty Nieznalskiej, Simone Gad, Doireann O’Malley czy Jacqueline Livingston. Seksualność jest skomplikowaną dziedziną, a płeć związana jest z opresją, z której intymność może nas często wyprowadzić. Szukajmy nowych prac i nowych obszarów afirmacji, zwłaszcza w sytuacji ubóstwa wyobraźni i tolerancji w tej dziedzinie, która obecnie wraz z triumfem kościoła panuje w Polsce!

Romuald Demidenko: W twoim tekście do Body Works, Agato, pojawia się przede wszystkim idea narcyzmu, który ma uwolnić nas z paradygmatu bólu i cierpienia, które stały się centralnym wątkiem polskiego katolicyzmu. To religia, śmiało wkraczająca (szczególnie w ostatnich latach) do przestrzeni publiczno-społecznej i wykorzystująca narrację mowy nienawiści i nawoływanie do przemocy wobec osób LGBTQIA+, staje się ogromnym zagrożeniem dla wolności i bezpieczeństwa nie tylko osób nieheteronormatywnych, ale w ogóle społeczeństwa.

Agata Araszkiewicz: Kategoria narcyzmu, którą przywołuję, jest dla mnie bardzo ważna dzisiaj, w czasach, gdy w Polsce króluje rodzaj epigońskiego paradygmatu romantycznego. Maria Janion opisywała kiedyś paradygmat romantyczny jako sposób myślenia, który poświęca całość energii kreacyjnej czy innowacyjności symbolicznej tematyce niepodległościowej, martyrologicznej. Ten nowy narcyzm uczy nas, że obcość jest w nas samych, że sami musimy nauczyć się rozumieć siebie, że dopiero rozpoznając w sobie dynamikę sprzeczności, która rozsadza znaczenia, możemy tak naprawdę budować przyjazną sobie nawzajem wspólnotowość. Korzystam przy tym nie tylko z koncepcji francuskiej filozofki Julii Kristevej, analizowanej na gruncie polskim przez Tomka Kitlińskiego w jego książce Obcy jest w nas. Kochać według Julii Kristevej, ale także z polskiej powieści Anieli Gruszeckiej z lat 30. Przygoda w nieznanym kraju, którą zresztą zajmuję się w mojej książce Zapomniana rewolucja. Rozkwit kobiecego pisania w dwudziestoleciu międzywojennym. Centralną postacią jest artystka, która przełamuje kryzys twórczy, odchodząc od przymusu postawy męczeńskiej, ale rozumiejąc ją. Tworzy niezwykłą mobilną serię kadrów, której „bohaterem” jest kwiat: narcyz, „zwrócony do mroku”, ale otwarty na przyszłość, na nowe znaczenia przyjazne jednostce i bardziej szczęśliwemu, spełnionemu społeczeństwu.

Romuald Demidenko: „Tradycyjna polska kultura z powodu trudnej historii zwrócona jest ku cierpieniu i traumie. Uwielbia przeglądać się we własnym kompleksie ofiary i uprzywilejowywać swoje poczucie zranienia. Jej centralnym punktem tożsamości jest powstały w XVII wieku model „Polaka-katolika”, stanowiący rezerwuar konserwatywnych i kompensacyjnych fantazji identyfikacyjnych (…)” – tymi słowami otwiera się tekst Agaty1 A. Araszkiewicz, Demokracja narcystyczna [w:] Body Works. Wystawa i zdarzenia wokół ciała, Państwowa Galeria Sztuki, 2019, red. R. Demidenko; tekst w wersji online dostępny na łamach „Magazynu Szum”: https://magazynszum.pl/demokracja-narcystyczna/.. Wyraźnie akcentujesz w nim dominację kościoła obciążającego życie społeczne.

Agata Araszkiewicz: Dziś teoretycznie żyjemy w wolnym kraju, ale ta wolność, której tak naprawdę nie umiemy używać, jest targana strasznymi napięciami i staje się obszarem wojny ideologicznej. To wszystko jest karykaturalne, nie twórcze, a epigońskie wobec poprzednich wzorów kultury. Polska mentalność ciągle nie może zaafirmować praw jednostki jako ważniejszych od przymusu wspólnotowego czy racji plemiennej. Rodzina, źle pojęta, jest ważniejsza niż prawa kobiet czy ruchu LGBTQIA+, podobnie jak źle pojęta czystość narodowa ważniejsza jest niż szacunek i prawdziwa tolerancja. W tym sensie wystawę rozumiem jako interwencję polityczną, waloryzującą ową „pracę siłą” jako aktywność symboliczną zwracającą się do wartości intymnych, cielesnych, osobistych czy seksualnych, które mogą odnowić kulturę.

Romuald Demidenko: Wiele osób nie miało okazji zobaczyć wystawy, pozwolę sobie więc wymienić przynajmniej kilka prezentowanych prac. Poprzez nasz wybór poruszamy wątki związane z m.in. kontrolą ciał w przestrzeni publicznej i społecznej, cenzurą i hejtem, których celem jest osłabianie podmiotowości ciał wymykających się prostym opozycjom płci i przypisywanym im binarnym stereotypom, funkcjonującym wciąż w kulturze. Prezentujemy fragment dyplomu Aliny Żemojdzin z ASP w Gdańsku, który powstał w 2008 i nie doczekał się zbyt wielu odczytań w wyniku nagonki medialnej, choć świetnie komentował paradoks koncernów kosmetycznych, wykorzystujących z jednej strony nieznane składniki do produkcji np. kremów, z drugiej promując jedynie wyretuszowany obraz ciała. Wybraliśmy z kolekcji prywatnej Gosi Golińskiej zdjęcie Doroty Nieznalskiej prezentujące na czarnym tle diadem-koronę cierniową pokrytą diamencikami Svarowskiego, wykonane w 2010 roku. To prawie dziesięć lat po tym, gdy artystce wytoczono bezprecedensowy proces sądowy o obrazę uczuć religijnych przez jej pracę Pasja, wystawioną w grudniu 2001 roku w gdańskiej galerii Wyspa.

Otrzymaliśmy też na potrzeby wystawy fotoplakaty Jacqueline Livingston, dzięki uprzejmości Muzeum Narodowego w Gdańsku i kuratorki Marioli Balińskiej, która je dla nas wybrała. To prace przedstawiające rodzinne fotografie artystki, pełne czułości ujęcia m.in. jej sześcioletniego syna Sama, „rozpoznającego” swoją seksualność, oraz męża Richarda, obu rozebranych. To prace, które wywołują niezmiennie od lat emocje, przez co artystka była regularnie cenzurowana, a nawet pozbawiona pracy w Cornwell University, gdzie wykładała. Kilka tygodni temu naszą wystawę odwiedził mężczyzna, który wnikliwie obejrzał ekspozycję i poruszony, jak stwierdził, szczególnie pracą Livingston, zaadresował swojego mejla do prezydenta miasta Sopotu, pani prokurator okręgowej oraz Dziennika Bałtyckiego, prosząc o „spowodowanie usunięcia pracy w trybie natychmiastowym”. Odpowiedzieliśmy, czy raczej nie zgodziliśmy się, na tę odezwę w artykule opublikowanym w Dzienniku Bałtyckim1 G. Antoniewicz, Ciało pod pręgierzem. Wzrusza i… oburza. Wystawa „Body Works” w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, „Dziennik Bałtycki”, 26.07.2019 [dostępny online: https://plus.dziennikbaltycki.pl/cialo-pod-pregierzem-wzrusza-i-oburza-wystawa-body-works-w-panstwowej-galerii-sztuki-w-sopocie/ar/c13-14303737?fbclid=IwAR29eI0r0ruc7IcqcFmffnIjSEXIXaC07sC8KhG6ZufMb2XNS7rvXVU7DeI].. Oprócz tych kilku wymienionych wątków trójmiejskich, prezentowaliśmy również m.in. pracę Grupy Sędzia Główny Tele Gra z 2005 roku, czyli wideozapis emitowanego na żywo performansu dokamerowego artystek, pod koniec kwietnia tego roku zdjęty z wystawy stałej w Muzeum Narodowym w Warszawie, razem z pracami Natalii LL i Katarzyny Kozyry.

Tłem do Body Works jest miasto-kurort, w którym ciało jest w oczywisty sposób obecne w sezonie letnim. Nasza wystawa z kolei ma ambicję otwierania dyskusji na tematy okołopolityczne. Chciałbym zapytać Gosię Golińską o samo Trójmiasto, miejsce, z którego się wywodzi. Wydaje się, że wiele ciekawych postaci sztuki było lub jest związanych z Sopotem i Gdańskiem, szczególnie w kontekście ciała i cenzury. Uznaje się też, że to miejsca wolności.

Gosia Golińska: Urodziłam się w Gdyni i mieszkałam we wszystkich trzech miastach. Dziś mieszkam w Sopocie. Kiedy kończyłam uczelnię, rozkwitała Wyspa, jeszcze nie ta, w której Dorota Nieznalska prezentowała Pasję. Wyspa to było miejsce oddzielne, dzikie z dużym terenem. Położone między starym miastem a Ołowianką. Do tego miejsca otrzymałam zaproszenie. Nie wykorzystałam go. Dyplom prezentowałam na froncie Teatru Wybrzeże, gdzie zapraszałam do fotografowania się w przygotowanych przeze mnie ekranach. To był 1989 rok.

Romuald Demidenko: Wspominasz o ekranach, które się pojawiły w ramach dyplomu. Jak wiadomo, ekrany odbijające się nawzajem dziś są wszechobecne. Kto wziął udział w twoim projekcie i jakie obrazy zostały wykreowane?

Gosia Golińska: To nie takie ekrany, jakie znamy dziś. Była to raczej opowieść wynikająca z zainteresowania kiczem, sztuką ludową i „domową”, część mojego dyplomu o tytule „Kup Monidło”. Baltona była sponsorem druku pocztówek i plakatu, który był rozlepiony w Gdańsku. Każdy z ekranów miał swój tytuł. Dziś istnieją jedynie projekty w małej skali, o wymiarach 100 na 70 cm. Przykładowo, jeden ekran miał kształt telewizora, którego rozmiar pozwalał dorosłej osobie usiąść wewnątrz. W tle typograficzne hasło: „Kilka słów dla Ireny Dziedzic” – ówczesnej gwiazdy polskiej telewizji. Na innym była para łabędzi z otworami zamiast głowy, w które można było włożyć własne twarze. W prosty, bezkonfliktowy sposób tworzyły się dowolne pary dwóch osób. Fotografowałam chętnych ludzi w ekranach na czarno-białych negatywach. Właściwie nigdy nikt nie widział tych fotografii. Najważniejszy był proces, realizacja i uczestnictwo. Twórczo myśleć i pracować nauczył mnie Cyprian Kościelniak. Dziś profesor zagranicznej uczelni. Wtedy świeżo upieczony absolwent pracowni prof. Henryka Tomaszewskiego, prywatnie męża Teresy Pągowskiej.

Romuald Demidenko: Teraz więcej współpracujesz z kobietami. Ten akcent kolaboracji i solidarności towarzyszy twoim wystawom.

Gosia Golińska: Realizując M/morze w PGS udostępniłam wyniki badań Katarzyna Kozyra Foundation dotyczące obecności kobiet na uczelniach artystycznych w Polsce. Zaczęłam obserwować uczestnictwo kobiet w wystawach, debatach czy spotkaniach. Komentowałam w mediach społecznościowych te informacje. Podawałam ilościowy udział kobiet i mężczyzn w sposób, w jaki zapisuje się wynik meczu. Kobiety często były w zaniku, albo wcale ich nie było.

Romuald Demidenko: A jak badanie Katarzyny Kozyry można odnieść do trójmiejskiego środowiska?

Gosia Golińska: Z mojej pracowni żadna z kobiet nie uprawia sztuki… Chyba, że coś przeoczyłam. Na gdańskiej uczelni większość pracowni prowadzą mężczyźni. Niektórzy uczyli mnie.

Julia Julian: W Wiedniu na akademii jest całkiem odwrotnie. Jest odgórnie zadekretowany parytet kobiet wśród prowadzących pracownie, a wszystkie trzy rektorki są kobietami.

Romuald Demidenko: Wracając jeszcze na chwilę do Trójmiasta: zastanawiam się, jakie jeszcze inne przykłady twoim zdaniem, Gosiu, można lub należałoby wymienić w kontekście cenzurowania artystek lub artystów.

Agata Bogacka, „Autoportret”, 2005, fotografia; fot. dzięki uprzejmości artystki ⓒ Agata Bogacka

Alina Żemojdzin, „Zjeść ciastko i mieć ciastko”, 2008, obiekty, technika własna; dzięki uprzejmości artystki; fot. Alina Żemojdzin

Gosia Golińska: Osobiście nie doświadczyłam cenzury. Polityczna właśnie przygasała na rzecz wolnych mediów. Zaraz po studiach wykonałam serię krytycznych czarno-białych szablonów do pierwszego albo jednego z pierwszych wydań tygodnika Solidarność. Jeden z moich dyplomowych ekranów przedstawiał jakby profile partyjnych przywódców na tle flag. To była kpina. Nieoczekiwanie obserwujemy zjawisko dzisiaj, kiedy wszystko się natychmiast komentuje. Z jednej strony zwolnienia cenionych kuratorów i dyrektorów, z drugiej zaufanie i otwartość Sopotu. Cenzura to nie tylko możliwość pokazywania czy komentowania prac. Dziś bardzo skutecznie stosowaną metodą cenzury w kulturze jest rozstrzyganie konkursów na ministerialne granty.

Romuald Demidenko: Gosia prowadzi statystyki wykazując dysproporcje między mężczyznami i kobietami biorącymi udział w wystawach i panelach dyskusyjnych oraz innego rodzaju wydarzeniach. Pod zdjęciami na Facebooku dodaje komentarze typu 5:2, podobnie do tego, jak komentuje się rozgrywki sportowe. Czasem dochodzi jednak do prawdziwej walki. Wspominałaś mi o pewnym zdarzeniu, które miało miejsce w PGS, a dokładnie nawet w przestrzeni, gdzie obecnie jest nasza wystawa. Miał się tam odbyć performans Johannesa Deimlinga, ale został zakłócony przez Angelikę Fojtuch. Deimling miał dokonać kradzieży pomysłu artystki. Możesz opowiedzieć co się wtedy stało?

Gosia Golińska: W przestrzeni, w której tego lata prezentowana jest Body Works, odbywają się w styczniu coroczne „Dwubiegunowe spotkania performerów”. Pierwsza edycja miała dramatyczny przebieg: zostali zaproszeni sami mężczyźni. Czyli liczbowy udział mężczyzn i kobiet można by zobrazować jako wynik 10 do 0. W kolejnym wydaniu, w ramach rekompensaty, wzięły udział same kobiety. Jednak podczas otwierającej, pierwszej edycji, Angelika Fojtuch, wraz z wtajemniczonymi w jej plan osobami, zamanifestowała swoją niezgodę na lekceważenie praw do jej własności intelektualnej. Wcześniejsze monity nie spotkały się z reakcją kuratorów, którzy dalej zapraszali performera, którego Angelika oskarżała o kradzież jej credo artystycznego. Artystka używając pijawki przyczepionej do czoła wkroczyła bez zaproszenia w obszar odbywającego się performansu, sugerując, że wykonawca żeruje na cudzej myśli. W rezultacie performer powtórzył swój show następnego dnia. Dodatkowo miały miejsce przekroczenia. Kurator w emocjach, używając siły, próbował unieruchomić Angelikę. Publiczność zagłuszyła jego przemowę. Bardzo trudna sytuacja. Wszystko na trzecim poziomie Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie.

Romuald Demidenko: Interesuje mnie relacja mediów społecznościowych i hejtu. A może konkretnie: specyficzny aktywizm obrazów, scrolling i niepozorne gesty wykonywane przy użyciu różnego rodzaju aplikacji, ekrany odbijające się wzajemnie, przekazujące nasze wizerunki dalej, skapitalizowane relacje, brak odpoczynku, wielozadaniowość i kolektywność, a z drugiej stony narastający radykalizm i powrót mowy nienawiści i przemocy, w szczególności wobec osób LGBTQIA+ w Polsce i innych krajach.

Przy okazji projektu Cały czas w pracy zamówiłem tekst u Sabriny Chou, amerykańskiej artystki i teoretyczki, która realizuje instalacje i performatywne działania, często odnoszące się do codzienności, mody i ciała. Tekst Sabriny P.A.R.A.D.E.: On Streaming Selves, Social Forms, and Disembodiment miał problematyzować m.in. kwestie nieodpłatnej pracy, jaką wykonuje znaczna część osób z pola sztuki na Facebooku i Instagramie, wstawiając co sekundę dokumentacje i zapowiedzi oraz zdjęcia z kulis projektów czy całą masę narcystycznych samojebek. Łatwo sobie wyobrazić, że te obrazy wyświetlają się jednocześnie z innymi, pozaartystycznymi reprezentacjami ciał maszerujących i protestujących, wywołanych przez wydarzenia wykreowane w mediach społecznościowych, potwierdzających swoją obecność poprzez autoportrety. Referencje Sabriny, która połączyła ze sobą wątki kanibalistycznych i natychmiastowych ujęć z „parad”, jak je określa, stały się dla mnie inspiracją. Następnym elementem kluczowym dla nas były rozmowy z Agatą, która znacząco wpłynęła na kształt prototypu Body Works, zaprezentowanego przeze mnie i Hélène Jacques, młodą belgijską historyczkę sztuki, w jednej z sal BOZAR w Brukseli, podczas letniej wystawy Somewhere in Between. Przy tej okazji zaprosiliśmy m.in. Karola Radziszewskiego i Doireann O’Malley do opowiedzenia o tym, jak oni wykorzystują różne formaty w swoich kompleksowych projektach włączających ciała i głosy wymykające się prostym opisom, pozostające do niedawna poza obszarem zainteresowania świata sztuki. Ten brak zainteresowania, niedostateczna reprezentacja w polu sztuki i kultury ciał umykających normatywnym podziałom, w ostatnich latach doprowadził do wykluczającego przemilczenia przez świat sztuki wielu kwestii społecznych1 Wystawa, o której mowa to Somewhere in Between. Contemporary Art Scenes in Europe, BOZAR Centre for Fine Arts, Bruksela, 19.06–20.08.2018. Karol Radziszewski i Doireann O’Malley uczestniczyli w jednym z paneli w ramach programu towarzyszącego zatytułowanego Variations on Vulnerability. Slow Compositions Between Six and Midnight, 20.06.2018..

Chciałbym odnieść się do Zofii Krawiec, jej doświadczenia i obserwacji, do tematu mediów społecznościowych i niewinnych z pozoru, hejterskich komentarzy w nich zamieszczanych, ale i większych tekstów i listów pod adresem projektu prowadzonego przez nią na Instagramie, również autorstwa innych kobiet i dziewczyn, co nadaje im kastrujący czy kanibalistyczny charakter. Zaprosiliśmy Zofię do przeprowadzenia rozmowy1 BODY TALK – Alina Żemojdzin i Zofia Krawiec: Zjeść ciastko i mieć ciastko, 2.07.2019 [zapis rozmowy dostępny online: https://soundcloud.com/bodyworks2019/zjescciastkoimiecciastko]. z Aliną Żemojdzin na temat jej dyplomu obronionego w ASP w Gdańsku w 2008 roku. Zjeść ciastko i mieć ciastko, zestaw obiektów-rzeźb do fikcyjnej kampanii reklamowej kosmetyków wykonanych z tłuszczu pozyskanego z liposukcji, zadający w dowcipny i nieco drastyczny sposób pytanie, czy jedynie odessane z tłuszczu ciało może być obecne w przestrzeni medialnej. Nagonka ze strony lokalnej prasy sprawiła, że artystka nie miała okazji zbyt często prezentować swoich prac, a jej twórczość nieczęsto była prezentowana, żeby nie powiedzieć, że odebrano jej prawo funkcjonować w obiegu.

Dodam tylko, że Zosia prowadzi swój instagramowy projekt w duchu selfie-feminizmu i tzw. sad girl theory, w korespondencji z projektem amerykańskiej artystki Audrey Wollen. Poprzez natychmiastowość tego medium i wizualność, w której dochodzi do przesunięcia granicy prywatności, Zosia nawiązuje bezpośredni kontakt z widzem. Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że piszę „widzem”, choć zgodnie z zamierzeniem Zosi to ujęcia często kierowane do innych dziewczyn i kobiet, jednak włączające też obrazy podobne do tych, nakierowanych na męskiego odbiorcę, czyli popularny male gaze. Chciałem zapytać o to, dlaczego hejt, który dawniej był domeną anonimowego – a więc wczesnego – internetu, przeniknął bardzo szybko do epoki użytkownika, czyli mediów społecznościowych. Jak się też okazuje, stał się fizycznie i śmiało manifestowany wobec innych, czego przykładem jest polski hejt pod adresem marszów równości.

Zofia Krawiec: Podczas oprowadzań po wystawie Na pozór silna dziewczyna, a w środku ledwo się trzyma, często mówiłam, że jest to wystawa o przemocy, z jaką współcześnie mierzą się młode dziewczyny w internecie, o wirtualnej brutalności. Kiedy na początku lat 90. pojawiały się takie nurty jak cyberfeminizm, wierzono, że pojawiające się nowe technologie będą sprzyjały swobodnej ekspresji grup dyskryminowanych i emancypacji. Myślano wówczas, że gdy wszyscy będą mieli w ręku narzędzie, dzięki któremu zyskają większą sprawczość i widoczność, które umożliwi im publiczne zabieranie głosu, a więc zapewni demokratyzację dyskusji, to użytkownicy tego narzędzia będą dążyć do społecznej równości lub nawet wzajemnego zrozumienia. Tymczasem okazało się, że internet zamienił się w przestrzeń zdominowaną przez mowę nienawiści, która ze sfery wirtualnej przeszła do debaty publicznej. Paradoksalnie, nowe narzędzie do komunikacji z ludźmi zamiast otwierać swoich użytkowników na innych, stało się lustrzanym odbiciem konserwatywnych poglądów społeczeństwa i w pewien sposób przyczyniło się do narastania atmosfery wrogości.

Romuald Demidenko: Dziś coraz częściej dochodzi do naruszania godności ciał niebinarnych w przestrzeni publicznej. Media społecznościowe powinny podlegać zasadom podobnym, jeśli nie takim samym, jak przestrzeń publiczna. W wypadku użytkowników oddzielają ich tylko ekrany, wobec czego mogą sobie na więcej pozwolić. Ich komentarze często usiłują osłabić podmiotowość walczących o należne im miejsce w przestrzeni publiczno-społecznej, nie tylko osób LGBTQIA+, ale wciąż kobiet, które są publicznie poniżane.

Zofia Krawiec: Jeżeli grożenie komuś na ulicy jest karalne, to uważam, że hejt w internecie, który często obejmuje również groźby i zastraszanie, także powinien pociągać za sobą prawnokarne konsekwencje. Sama doświadczyłam hejtu i dostawałam groźby czy życzenia śmierci. Ktoś wysyłał mi anonimowo swoje fantazje na temat tego, jak tnie mnie nożem. Byłam również hejtowana przez środowiska, z którymi się utożsamiałam, czyli lewicowe, feministyczne. To było dla mnie najbardziej bolesne i zaskakujące. Jednak teraz już wiem, że przemocowy język w internecie stosują również grupy, które głoszą hasła empatii i równości.

Kończę właśnie pracę nad swoim serialem Łatwo płonę, który powstał dzięki zaproszeniu Joanny Zielińskiej i Michała Grzegorzka, kuratorów Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Będzie to pierwszy w Polsce film nakręcony w całości telefonem komórkowym. Opowiada on o mediach społecznościowych, a dokładniej obecności dziewczyn w internecie, która wiąże się z zastraszaniem ich, brutalnością, a także zawstydzeniem ze względu na seksualność. Inspiracją dla filmu było moje doświadczenie, które zyskałam przy prowadzeniu intstagramowego projektu selfiefeministycznego.

Romuald Demidenko: Chciałbym teraz zapytać o coś Tomka Kitlińskiego, filozofa i aktywistę oraz autora wielu tekstów, m.in. wspomnianej przez Agatę książki Obcy jest w nas. Kochać według Julii Kristevej, jak również Miłość i demokracja. Rozważania o kwestii homoseksualnej w Polsce, publikacji napisanej wspólnie ze swoim wieloletnim partnerem, Pawłem Leszkowiczem, historykiem sztuki i kuratorem, znanym m.in. z pracy nad wystawą Ars Homo Erotica sprzed dziesięciu lat w Muzeum Narodowym w Warszawie. Dodatkowo przypomnę, że Tomek i Paweł wzięli ślub w 2014 roku, oczywiście nie w Polsce. Daliście się jednak poznać dużo wcześniej, bo już w 2003 roku, gdy na ulicach wielu miast pojawiło się zdjęcie przedstawiające ciebie w towarzystwie twojego męża, które znalazło się na billboardach kampanii Niech nas zobaczą. Fotografia, wykonana przez Karolinę Bregułę, stała się ikoną zapadając w pamięć wielu z nas. Pamiętam, że był to jednocześnie moment, gdy Maria Szyszkowska, również filozofka, zaangażowana w politykę w latach 2000, wyszła z projektem ustawy legalizującej związki partnerskie, szeroko komentowanym, ale niestety schowanym do szuflady. Pamiętam, jak na lekcji WOS w liceum spontanicznie opowiadałem przed całą klasą o tej ustawie, trochę na zasadzie wymuszonego coming outu. Tomek napisał mi, że wspólnie z Marią Szyszkowską przemawiał na ostatnim marszu w Lublinie. Bardzo się cieszę, że udało mi się namówić do wypowiedzi Tomka, który zareagował bardzo entuzjastycznie na moją wiadomość na Facebooku, chociaż zupełnie się nie znamy.

Tomek Kitliński: Wystawa Body Works, tak jak wcześniej Miłość i demokracja, działa – i to jest arendtowska action, by upodmiotowić kobiety i ciała LGBTQIA+. Zawsze z Pawłem Leszkowiczem podkreślamy, że estetyka łączy się z etyką, a poetyka z polityką. Tak dzieje się w wystawach miłosnych, bo tym słowem właśnie pragnąłbym te ekspozycje nazywać. Eksplorują one ciało-i-duszę, płeć, podmiotowość: podmiotowość wnętrza (intrasubiektywność) i międzypodmiotowość (intersubiektywność). Wystawa miłosna zmysłami-i-znakami, organami-i-słowami, skórą-i-sublimacją wynurza się z intrasubiektywności i buduje intersubiektywność: demokrację w sobie i glokalnie. Z ekspozycji tworzy się ważne forum praw człowieka w ratowaniu planety, ratowaniu podmiotek i podmiotów. Tworzy się naprawa świata (hebrajskie tikkun olam).

Propozycja Gosi i Romualda prowokuje i pcha naszą walkę. Romuald wymienił Niech nas zobaczą Karoliny Breguły i Kampanii Przeciw Homofobii. Uczestniczyliśmy w tej kampanii widzialności lesbijek i gejów w 2003 roku, a Paweł umieścił portrety na wystawach Miłość i demokracja, Ars Homo Erotica oraz Miłość to miłość. Akcję Niech nas zobaczą odnotowują Catherine Lord i Richard Meyer w monumentalnym tomie Art & Queer Culture, wydanym przez oficynę Phaidon. Bilbordy były wtedy atakowane czarną farbą, ale trzydzieści par nieheteronormatywnych trzymających się za rękę, zaistniało w sferze publicznej i wywalczyło sobie miejsce w tym, co dzieje się w Polsce. Już trzeci raz wypowiadam słowo „walka”, bo to jest nasza codzienna, wspólna — wszystkich obecnych w tej rozmowie i czytelniczek — walka. Walczymy o to, co Katarzyna Szopa nazywa „obywatelstwem upłciowionym”; dodam, że włączamy w to uchodźczynie i uchodźców. Już czwarty raz mówię także o „dziać się”, o „działaniu”, bo o to właśnie chodzi: o action. Wystawy to akcja bezpośrednia.

Poprzez wystawy eksplodują wizerunki ciała-i-duszy i wizje wszechświata – przetwarzamy je podczas recepcji w samych siebie. Body Works to kobieca, męska i transpłciowa ejakulacja w erze 2.0, której wyraz jest już zwizualizowany na samej okładce publikacji towarzyszącej. Mikrokosmos- i makrokosmos-w-procesie. Obok Golińskiej, Demidenko i Leszkowicza, stajemy się kurator(k)ami. Zresztą wystawy miłosne to zjawisko światowe; ich autorkami-kuratorkami są także Clare Barlow, Jonathan D. Katz , Nataliya Tchermalykh i Jon Davies. Oto czas-i-przestrzeń, gdzie orgazm łączy się z przesłaniem.

Romuald Demidenko: Tomku, znałeś wcześniej prace Simone Gad. W jej kolażach pojawiają się postaci modeli i modelek pin-up zestawione z oswojonymi zwierzętami domowymi. Gest troski, próba zwrócenia uwagi ze strony Simone, by ujrzeć te dwa światy — zniewolonych ludzi i zwierząt – obok siebie sugeruje, że „pilnują się nawzajem”, na co zwróciła uwagę podczas oprowadzania subiektywnego po naszej wystawie Renata Dancewicz. Jak byś opisał z własnej perspektywy ten cykl?

Tomek Kitliński: Simone Gad w serii kolażowej pasteli z fotografiami aktora porno Johna Mozzera, zestawia jego zdjęcia z gejowskich pornograficznych filmów sadomasochistycznych ze swoimi rysunkami słodkich zwierząt domowych, piesków i kotków. Gad jest hollywodzką artystką i aktorką, która te dwie kariery realizuje jednocześnie od 50 lat (grała m.in. w filmie Speed u boku Sandry Bullock i Keanu Reevesa). W swoich kompozycjach wyspecjalizowała się w rysunkach animalistycznych, wykonanych na aktach kobiecych i męskich z klasycznych już kalifornijskich magazynów erotycznych pin-up z lat 50. i 60. Urocze i niewinne zwierzęta rysowane swobodną kreską, pokrywają lubieżne ciała niczym obrazy popędów, animalistycznej strony natury ludzkiej lub jako kontrast pomiędzy zwierzęcą niewinnością i ludzkimi perwersjami. Seria z Mozzerem jest najmocniejsza, jest on heteroseksualnym artystą performance z Los Angeles, który posługuje się w swej sztuce swoją nagością, w młodości natomiast zarabiał grając w gejowskiej pornografii. Mozzer udostępnił Simone Gad fotografie z tego okresu, które mają radykalny charakter, oddając uprzedmiotowienie i uwięzienie męskiego ciała. Gad jako artystka, która studiuje historię komercyjnego aktu w Los Angeles, aby erotyzowane ciała zmiękczyć, humanizować, transhumanizować i miło-śnić przez swe słodkie zwierzątka, pokrywa tutaj torturowane męskie ciała pastelową kreską czułości. Kolaże zbudowane są właśnie na tym radykalnym kontraście między niewinnością-a-perwersją, słodyczą-a-bólem, czułością-a-BDSM, ludzkimi-zwierzętami-a-zwierzęcymi-mężczyznami. O twórczości Simone mogłaby najlepiej pisać Donna Haraway!

Romuald Demidenko: Jakie jeszcze prace na wystawie twoim zdaniem zasługują na specjalny komentarz?

Tomek Kitliński: Po Simone Gad w Body Works uderzają artystki z Grupy Sędzia Główny. To przykład „przekraczania granic intymności”, jak to definiują kuratorzy. Wystawy miłosne winny zawierać tak prowokacyjne i istotne prace-akcje. Wraz z pracą Simone stanowią dzieła o miłości w epoce transhumanizmu. Miłość nie wygasa, lecz wzbiera.

Transgresja Grupy Sędzia Główny: Rozdział XL. Tele gra Karoliny Wiktor i Aleksandry Kubiak. Dosłowne obnażenie chwytów kapitalizmu-z-jego-seksualnością-towarową stało się na ekranie TVP Kultura największym wydarzeniem w dziejach płci w Polsce. Okazało się, że hic et nunc panuje fetyszyzm religijny, towarowy i psychoanalityczny.

Opisywałem oeuvre Eisensteina w kategoriach mojego pojęcia interaudiowizualności. Za Bachtina i Kristevej intertekstualnością media, a zwłaszcza nowe media, otwierają na siebie, twórczynie i odbiorczynie, intersubiektywnie i interaudiowizualnie. Najmłodsza amerykańska kongreswomenka, Alexandria Ocasio-Cortez, wypływa na facebookowej transmisji na żywo w sprawach politycznych ważnych dla jej małej matczyny: Queensu i Bronxu, ale także dla całej planety. Mój ideał, społeczeństwo obywatelskie, otrzymuje nowe platformy. W wystawach miłosnych trwa interakcja interaudiowizualności: w ekspozycji Miłość i demokracja wideo Kasi Górnej, w Ars Homo Erotica Karola Radziszewskiego, w Miłość to miłość Igora Grubića, a w Body Works praca GSG.

Ale działa także malarstwo: w wystawach Leszkowicza genialny pędzel Adama Adacha, a w Body Works odkryta na nowo Teresa Miszkin. To podobało się w ekspozycji szczególnie Sarze Wilson, autorce tekstów i wystaw o kobiecej, męskiej i transpłciowej maskaradzie. Golińska i Demidenko postulują „nową wrażliwość”, zaś Leszkowicz „demokrację intymną”. W wystawach seksualności-i-uczuciowości grają afekty i cała psychika, pochwa, wargi, łechtaczka, szyjka macicy, macica oraz penis, żołądź, moszna, jądra. Nośniki rozkoszy. Ciała obu płci posiadają sutki.

Simone Gad, „Chien Charo avec John A Mozzer aka Alan Adrian Golden Age of Pornstar”, 2016, papier, fotografia, pastel; dzięki uprzejmości artystki; fot. Alina Żemojdzin

Jaanus Samma, „Appropriated Toilet Poster”, 2019, wydruk cyfrowy; dzięki uprzejmości artysty; fot. Alina Żemojdzin

Romuald Demidenko: Wspominasz o wystawach miłosnych i tę kategorią określasz również expo-interwencję, którą zrealizowaliśmy w Sopocie. Z drugiej jednak strony wystawy mają znaczenie silnie polityczne, szczególnie gdy odbywają się w największych instytucjach i świadczy o tym choćby próba zamknięcia wystawy Ars Homo Erotica w Muzeum Narodowym już prawie dekadę temu. Nasz finisaż zbiegł się w czasie ze świetną wystawą kobiecego malarstwa kuratorowaną przez Natalię Sielewicz – Farba znaczy krew. Afekt i kobiece pragnienie – w Muzeum nad Wisłą oraz blockbusterową wystawą Mariny Abramović w CSW w Toruniu. Ta ostatnia została otwarta w atmosferze pewnego skandalu, ale raczej związanego z zaniżonymi płacami dla performerów wykonujących reperformanse artystki, w zestawieniu z wysokimi cenami biletów na wystawę i organizacją spotkań z artystką, do których dostęp był dość ograniczony. Wybrałem się na tę wystawę w weekend zamknięcia, tuż przed naszym oprowadzaniem końcowym w Sopocie. Wzruszyła mnie praca Role Exchange zrealizowana w Amsterdamie z prostytutką Suze w 1975 roku, w ramach której Marina wcieliła się w siedzącą w oknie kobietę zarabiającą ciałem, a z kolei Suze zastępowała ją na wernisażu w De Appel. Zdjęcia i krótki film pokazują te zaskakująco wiarygodne wcielenia.

Tomek Kitliński: Bliska jest mi idea „wystawy miłosnej”. Miłosne wystawy ratujące świat narażają się na represje. Ars Homo Erotica wywołała homofobiczną interpelacje posła i próbę cenzury wystawy, z kolei arcybiskup Warszawy żądał wycofania pracy Aleki Polis. W tym kontekście list sopocianina, który wystosował prośbę o „usunięcie prac (Jacqueline Livingston — przyp. red.) w trybie natychmiastowym”, jest kolejnym zabiegiem cenzury. Cenzuruje się sztukę i dokonuje innych zniszczeń w kulturze, ale wytwarza się przeciw temu kontrkultura i zdarza się, że artyści wykorzystują to do rozbudzania wyobraźni. Wystawom mogą towarzyszyć warsztaty bezpieczniejszego seksu, a prezerwatywa może być podniecającym fetyszem, nie tylko środkiem antykoncepcyjnym. Tak jak to było w Zamku Ujazdowskim w ramach wystawy Nan Goldin, kuratorowanej przez Miladę Ślizińską. Z wystawami miłosnymi wkraczamy w demokrację gość-inności, jak powiedziałbym ja, czy w demokrację narcystyczną (idzie o narcyzm przepracowany), jak chce Agata Araszkiewicz,. Gość-inność postulowana jest od Biblii Hebrajskiej, Gilgamesza, Ramajany przez Kanta do Klossowskiego, Levinasa, Cixous, Wodzińskiego. Werset „Kochaj tę obca osobę jak siebie samego” nie jest praktykowany.

W kontraście, rządy chiński, rosyjski, polski i amerykański „nadzorują i karają” nas elektronicznie, emitują ogromne ilości ton dwutlenku węgla, równocześnie przeciwstawiając się wszelkim ograniczeniom, wbrew protokołom z Kioto, paryskiemu szczytowi ds. zmian klimatycznych oraz raportom IPCC. Represjonują przy tym prawa i uczestnictwo kobiet, społeczność LGBTQIA+ oraz mniejszości narodowych i etnicznych. Powtórzę: łączą się na nowo i w sposób zupełnie nowatorski mikro- i makrokosmos. Nowa inność cybernetyczna podnieca i rozbudza nie tylko ciało, ale również psyche. Protezy digitalne pomagają w życiu naszego wnętrza. Wraz z transhumanizmem przyszła szansa na rozbudowę przestrzeni wewnętrznej.

Zgodnie z waszym założeniem, wystawa to interwencja. Nie tylko uczestniczymy w, ale tworzymy demokrację wewnętrzną, lokalną i planetarną. Zaczynamy od siebie — od środka — czynimy we własnej polis, a zarazem ratujemy Ziemię, pielęgnując jednocześnie podmiotowość. To więcej niż stoicka psyches epimeleia i foucaltowska troska, kultura siebie. To kontrkultura siebie-i-Innych-we-mnie. Wystawa miłosna=psyche=eros=polis=planeta. Tak widzę sprawę.

Romuald Demidenko: A jak widzisz to, co obecnie dzieje się w Polsce?

Tomek Kitliński: Aleks Polak pisze i mówi na zwołanych przez siebie obecnych demonstracjach przeciw pogardzie: „Mamy do czynienia z systemowym stosowaniem przemocy w państwie urządzonym przez Prawo i Sprawiedliwość. Przemoc jest w prokuraturze, przemoc jest w policji, przemoc jest na stadionach piłkarskich i niestety przemoc i faszystowski język także znalazły swoje miejsce w Kościele i w polskim episkopacie”. Religia wyrasta z kontrkultury miłości, czyli non-violence, ale wyrodziła się w instytucję represji. W 2004 napisałem z Joe Lockardem Sex Slavery and Queer Resistance in Eastern Europe (przełożony na polski przez Marcina Wilka), tekst o codziennym sadomasochizmie, w którego kleszczach znajduje się nasza część Europy. To się zaostrzyło. Potrzebujemy obywatelskiego samowyzwolenia. Współkuratorowałem wystawy Healing War through Art w Brighton oraz Wojna i pokój w Lublinie, wystąpiłem w filmach Urszuli Pieregończuk, Daniela Foerste i Piotra Brożka, wszedłem do polityki – zawsze z myślą-i-uczuciem o samowyzwoleniu przez miłość-jako-twórczość. Na etapie przygotowań do festiwalu OPEN CITY odmówiono nam wydruków prac Pauliny Piórkowskiej i Magdy Łuczyn o upodmiotowieniu członkiń społeczności LGBTQIA+.

Dziś nasz świat jest bardziej urynkowiony i interaudiowizualny. Pozwólcie na długi, ale istotny cytat-diagnozę współczesności z wprowadzenia do Body Works: „Mimo braku anonimowości przestrzeń wirtualna przestała być tylko miejscem eksploracji i wymiany treści, zapewniając sposób do łatwego wyrażania m. in., lęków i narracji prawicowego radykalizmu. Dziś w jednym z największych krajów Europy, czyli Polsce, dochodzi do bagatelizowania praw mniejszości, marginalizowania praw kobiet, jawnego wyrażania homofobicznych postulatów przez osoby publiczne i polityków, a nawet cenzurowania dzieł sztuki. Petycje, wydarzenia na Facebooku oraz marsze osób przeciwko wykluczeniom stały się nową codziennością. Narzędzia w dłoniach maszerujących to najczęściej transparenty i smartfony natychmiastowo transmitujące przebieg wydarzeń dostępny po chwili w dowolnym miejscu. Dzięki odruchowi autoportretowania zdjęcia pojawią się za chwilę na ekranach użytkowników, wyświetlone pośród treści sponsorowanych i innych manifestacji ciała”. Owo autoportretowanie jest zbawienne: to wprowadzenie w demokrację. Źródłosłów słowa demokracja tkwi w praindoeuropejskim *da, czyli współuczestnictwu czy dzieleniu się. Współuczestniczymy czy dzielimy się autoportretami-w-akcji, współuczestniczymy czy dzielimy się wznoszeniem-naszej-własnej-i-wspólnej-podmiotowości: intrasubiektywności i intersubiektywności. To wszystko wydarza się w interwizualności.