ROZBRAT ZOSTAJE! Poznań bez eksmisji! bez wyzysku! bez biedy! – demonstracja w obronie Rozbratu, Poznań, 14.09.2019, fot. Łukasz Gdak
Malina Barcikowska: Ostatnio nie mogłeś być na demonstracji, ale zamieściłeś kolejny obraz w sieci.
Arek Pasożyt: W czasach pandemii to internet daje jakiekolwiek możliwości kontaktu. Demonstracje w całej Polsce nie odbyły się 21 marca z powodu właśnie pandemii. To było kilka dni po tym, jak polski rząd uświadomił sobie, że jednak jest jakiś problem. Były to demonstracje z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Dyskryminacją Rasową, czyli po prostu antyrasistowskie. Próbowałem wyjść z obrazem samotnie na ulice, ale zdjęcia, które zrobiliśmy, nie były zbyt adekwatne do sytuacji. Uznałem, że umieszczenie samego zdjęcia obrazu z napisem „EQUALITY” jest najlepszym wyjściem. Przy okazji tego obrazu powstała jego druga wersja projektowa, z drobną różnicą w stosunku do „demonstracyjnej” i dzięki temu zawierająca zupełnie inny ładunek krytyczny.
projekty obrazu z okazji Międzynarodowego Dnia Walki z Dyskryminacją Rasową, 21.03.2020
Od kiedy tworzysz swoje demonstracyjne obrazy?
Wolę nazywać je tak, jak nazwałem cały cykl, czyli Strajkującymi Obrazami. Powstają od pierwszego wyjścia z obrazem, 17 stycznia 2018 roku w Toruniu. To była kolejna fala Czarnych Protestów organizowanych przez Strajk Kobiet. Siedziałem w mojej nielegalnej pracowni na zimnym i ciemnym strychu kamienicy, gdzie mieszkają moi rodzice. Generalnie byłem zaangażowany społecznie, jednoznacznie lewicowo, ale nie politycznie. Wiedziałem co się dzieje, w rozmowach towarzyskich chętnie podejmowałem tematy polityczne, ale nic więcej. Nie zabierałem publicznie głosu. PiS coraz bardziej rozsiadał się w fotelu partii rządzącej, a sprzeciw narastał. W moim przypadku czara przelała się, gdy do Sejmu wpuszczono projekt ustawy antyaborcyjnej i dla mnie to był właśnie moment, w którym wyszedłem z pracowni. Malowałem swoje obrazy pasożytnicze, między innymi na reprodukcjach dzieł sztuki. W kontekście ówczesnych ruchów antykobiecych domalowałem kominiarkę Damie z Łasiczką, wokół której był spory harmider medialny. To był moment zakupu tej i innych prac przez państwo polskie od, co jak co, prywatnej fundacji rodziny magnackiej – Czartoryskich. Tym moim gestem malarskim, kominiarką na Damie z Łasiczką, chciałem nadać podmiotowość jej jako bojowniczki, a nie tylko przedmiotu oglądu męskiego oka, a także przedmiotu manipulacji finansowych – także męskiego świata.
W tamtym czasie często przychodziła do mnie na kawę, a bardziej z kawą, Ivka Macioszek, toruńska działaczka feministyczna, koleżanka, sąsiadka z piętra niżej i między innymi ona próbowała mnie zmotywować do jakiegoś zaangażowania w protesty, jako osoby związanej z kulturą, ze sztuką wizualną. Uświadomiłem sobie wtedy, że bardzo mało osób ze środowiska kulturalnego jest zaangażowanych politycznie i zabiera głos, także twórczo.
Nie miałem żadnego pomysłu, padła sugestia, że może by z tym obrazem wyjść na protest, jak z transparentem. Nie byłem przekonany, czułem takie sprzeczne, a może raczej niejasne interesy – sprawa publiczna, społeczna, polityczna i obraz, który był dla mnie w tamtym momencie ekwiwalentem czy desygnatem kapitalizmu. Zresztą, wtedy wpakowałem się mocniej w obrazy, bo chciałem ustabilizować swoją sytuację finansową. Niektórzy wtedy mówili o zwrocie w stronę formalizmu, a ja mówiłem o zwrocie w stronę finansów, trochę inny punkt siedzenia, ale to jest inny wątek.
I tak wyszedłem na pierwszy protest z obrazem strajkującym, trzymając w wyciągniętych w górę rękach Strajkującą Damę z Łasiczką w kominiarce, jednocześnie będąc też samemu w kominiarce. Zresztą bardzo pasowało mi, by nie pokazywać twarzy.
Jak powstają twoje strajkujące obrazy?
Zazwyczaj na szybko, bo w kontekście demonstracji czy protestu, który w sumie potrafi wybuchnąć z dnia na dzień dzięki aktualnym poczynaniom rządzącej partii. Przede wszystkim, robię research w danym temacie, czytam o kontekście, sprawdzam ruch, wydarzenia, posty, notki, komentarze, przeglądam co się działo na świecie w podobnych tematach itd. Niektóre demonstracje są oczywiście planowane wcześniej – jak Marsz Równości czy Manifa – i niby mógłbym się na nie przygotować, ale nie jestem na tyle dobrze zorganizowany. Wychodzi najczęściej tak, że kończę obraz dosłownie 5 minut przed wyjściem, a czasem idąc z nim on jeszcze schnie. Zazwyczaj do ostatniego momentu mam wątpliwości odnośnie do projektu i zaczynam malować dany obraz jak już muszę, bo inaczej z nim nie wyjdę. Zazwyczaj także pytam się przyjaciółek i przyjaciół o poradę, który projekt jest lepszy, ponieważ zazwyczaj mam ich ileś tam i, jak wyżej wspomniałem, do ostatniej chwili mam wątpliwości.
Swoje nabyte obrazy, te podłoża pod malarstwo pasożytnicze, jak je nazywam, które skupuję czy znajduję w różnych okolicznościach, na pchlich targach, giełdach samochodowych, komisach meblowych, sklepach ze starociami, Olx, Allegro czy też po śmietnikach, mam sfotografowane i skatalogowane na komputerze. Od kilku miesięcy w tle robię porządki ze swoimi rzeczami i wychodzi, że mam aktualnie około 500 takich nietkniętych obrazów-podłoży. Większość, jakieś 70%, to drukowane reprodukcje, ale z 30% to oryginały, handmade’y olejne, akrylowe czy akwarelowe, czyli to jakieś 150 dzieł DIY. Oczywiście różnej wielkości, jednak najczęściej to są średnie lub nawet mniejsze formaty.
Siadam więc przed komputerem i przeglądam, projektuję coś na różnych obrazach, sprawdzam i myślę. Czasem wpada coś szybko, a czasami nie śpię. W zasadzie rzadko szybko coś akceptuję, bo zawsze mam wątpliwości. Zawsze w głowie mam, że można coś lepiej zrobić lub jakiegoś kontekstu nie widzę i muszę podrążyć. I w sumie jest to proces niekończący się. Cieszę się, że w zasadzie muszę z czymś wyjść na demonstrację, bo pewnie najczęściej w ogóle tych obrazów bym nie zaczął nawet malować, bo ciągle bym miał wątpliwości.
Nigdy nie drukuję obrazów na płótnach, by je potem przemalować. Nie chcę produkować nowych rzeczy. Jest wystarczająco dużo tych, które już powstały i nie trzeba do tego dokładać konsumowania surowców czy klimatu, których już zasoby mamy ograniczone. Używam tego, czego w zasadzie ktoś chciał się pozbyć.
W ilu demonstracjach brałeś z nimi udział?
W ilu demonstracjach… są w zasadzie różne formuły takich wystąpień, różne nazwy, ale też jest związana z nimi specyfika sytuacji: demonstracje, strajki, marsze, protesty, ale także spacery, np. antyłowieckie. Ostatnio spacer po lesie mógł już być uznany nawet za protestacyjny, ponieważ w dniach 3–19 kwietnia był zakaz wstępu do parków i lasów, co jest ultraciekawym faktem, już w zasadzie historycznym.
Ile? Jakby tak policzyć, to dopiero z 23 razy trzymałem obrazy w rękach w miejscach publicznych na znak protestu. Plus jeszcze kilkanaście razy udostępniałem zdjęcia obrazów w sieci na znak protestu, ale to jednak trochę inna sprawa. Teraz, właśnie po zimie, przewidywałem mocniejsze ruszenie ze strajkującymi obrazami, wyjazdy także poza granice Polski, ale nie da się ukryć – przyszedł koronawirus.
Według jakich zasad je dobierasz?
Demonstracje? Według własnego kręgosłupa moralnego.
A napis na kolejny obraz? To zawsze jedno słowo, hasło?
To nie zawsze napis, a w zasadzie, dopiero niedawno zacząłem malować napisy.
Twoje obrazy jeżdżą z tobą, czy ty z nimi? Chodzi mi o to, czy zawsze jedziesz na akcje z przekonania, czy traktujesz je już jako okazję do demonstracji nowego obrazu?
Myślę, że bardziej ja z nimi jeżdżę i one są głównym powodem mojego wyjazdu. Może to dziwne i słabe z mojej strony, ale dzięki nim czuję się sensownie na proteście. Rzadko kiedy idę na demonstrację bez obrazu lub bez sytuacji wizualnej. Zależy mi na tym, by na proteście widoczne było, że wspiera go osoba ze środowiska „artystycznego”. Gdy nie mam nic przy sobie, to stoję jako obywatel i wiadomo, że to też dobre, ale kiedy mam obraz ze sobą, to stoję w sumie jako obywatel, ale także jako przedstawiciel środowisk artystycznych. Myślę, że to istotne, by na danym proteście było widać, że osoby, które są z różnych środowisk, mają różne zawody, wspierają się; żeby nie było takiego wrażenia, że np. na protest nauczycieli przychodzą tylko nauczyciele lub na demonstrację poparcia dla Rozbratu w Poznaniu przychodzą tylko anarcho-punki.
Zdarzyło mi się także trzy razy przekazać obraz osobie, która jechała na dany protest i jeśli nie miała w planach nosić żadnego swojego transparentu, to prosiłem ją by poniosła mój obraz. Oczywiście za jej akceptacją obrazu, żeby niosła komunikat w zgodzie ze sobą.
Stałeś się rozpoznawalną postacią, zamieszczasz w internecie pełną dokumentację. Jak ludzie na Ciebie reagują?
Hmmm… Może w Toruniu jestem trochę rozpoznawalny, bo stąd się wywodzę i tu głównie chodziłem na protesty, bo najłatwiej wyjść tu niż planować wyjazd gdzieś indziej, a poza tym to jest mi bliższe ze względu na decentralizację kultury i także samych protestów.
Wyjście z obrazem to dla mnie wciąż trochę niekomfortowa sytuacja. Przychodzę na demonstrację, staję w tłumie i obraz, który trzymam zazwyczaj pod pachą lub w rękach, w pewnym momencie wyciągam jak najwyżej w górę. Jestem raczej niski, więc za każdym razem wiem, że muszę go jak najwyżej unieść, by był widoczny. W pierwszych sekundach czy może nawet minutach czuję dyskomfort, także wokół siebie. Jakiś typ wyjął obraz, co na nim jest, co to oznacza, czy on jest za naszą demonstracją czy przeciw? W końcu mogą też być intruzi, prowokatorzy etc. Najczęściej po krótkim czasie na widok obrazu ktoś ze stojących obok reaguje pozytywnie, albo uśmiechem, albo słowną aprobatą. Czasem ktoś podchodzi i pyta o co chodzi w tym obrazie i wtedy tłumaczę najprościej jak mogę, względem kontekstu danej demonstracji. Nie wchodzę w moje wątpliwości – jak już wychodzę na protest to muszę w tej atmosferze mieć jasne, jedno-,dwu-, trzyzdaniowe stanowisko.
Często przychodzę z kimś na demonstrację i dzięki tym innym osobom czuję się ciut bardziej komfortowo z tą sytuacją. W grupie wiadomo, że raźniej. Zdarza się też, że ta osoba może mi czasem pomóc, jak już tracę siły w rękach czy w barkach. Trzymanie na wyciągniętych rękach, przez godzinę czy półtorej godziny, obrazu o wielkości 140 na 60 centymetrów to nie jest aż taka prosta fizycznie rzecz. Obrazy też potrafią ważyć i ciążyć z czasem coraz mocniej. Niekiedy w trakcie demonstracji pojawiają się też znajomi, którzy widzą mnie przez obraz (bo w końcu ja sam jestem za niski, a jak ktoś idzie z obrazem to myślą, że pewnie ja) i też czasem pomogą.
Muszę też jasno powiedzieć, że jak przyjeżdżam na protest z obrazem, to zależy mi by był widoczny, więc zależy mi na tym, by był ciągle podniesiony. O ile ja mam jakąś tam misję i w końcu przyjechałem z tym obrazem, to potrafię wytrzymać i przez ten czas trochę się poświęcić, ale ze znajomymi to już bywa różnie.
Czy ktoś zamówił u ciebie protestacyjny obraz?
Zamówił? Zamówił bym namalował dla niej/niego obraz to nie, a to w sumie ciekawa by była sytuacja. Bywa zainteresowanie kupieniem już wykonanego, ale bardzo niechętnie je sprzedaję, bo mogą się jeszcze przydać.
Co się z nimi potem dzieje? Tworzysz archiwum tych obrazów?
Można powiedzieć, że tworzę archiwum tych obrazów wraz ze zdjęciami z demonstracji. Myślę, że w końcu muszę sprawdzić je w bardziej artystycznej formule. Szczerze mówiąc, samemu nie chce mi się organizować indywidualnej wystawy, ale nie ma chyba innej opcji. Aż tak bardzo nie czuję chęci do pracy nad aranżowaniem wnętrz czy ścian, pracy nad zamkniętymi, zwartymi designersko pomieszczeniami, w których np. obrazy czy coś innego mają ładnie wyglądać. Mam wrażenie, że wszystkie wystawy wyglądają podobnie, mają być estetyczne. Oczywiście estetyki są różne, ale wystawy mają ładnie wyglądać na zdjęciach. Czuję, że muszę tu jeszcze jakiś proces myślowy przerobić. Chcąc nie chcąc, zaczęliśmy z Aleksym Wójtowiczem coś knuć w tym obszarze. Chyba wyjdzie z tego wystawa, chociaż zobaczymy. Na początek w ramach testu, u siebie w Mieszkaniu w Toruniu – miejscu w którym mieszkamy z Eweliną “Archiwum Prywatne” i chcieliśmy prowadzić je jako miejsce kultury. Dotychczas powstała tu tylko jedna większa inicjatywa, czyli benefitowa wystawa “Międzygatunkowy Pokój” na działalność prozwierzęcej organizacji Lab Rescue i kilka jeszcze pomniejszych rzeczy. Teraz przyszedł sezon na pandemię i zobaczymy jak to rozwiążemy.
Trochę sam się nie pchałem na wystawy, zresztą zacząłem lepiej się czuć na protestach niż na wystawach. Nawet gdy nie uczestniczę w nich ze swoją twórczością. Trochę się wyoutsidowałem z artworldu. Od pewnego czasu przestałem bywać na wystawach. Jak jestem w Toruniu to nie chodzę też do CSW, bo robię twardy bojkot z powodu polityki kulturalnej aktualnej dyrekcji. Nie chodzę tam na wystawy, nie chodzę tam do kina, kawiarni czy też toalety. Nie wysyłam aplikacji na rezydencje, stypendia czy open calle od dłuższego czasu. Trochę z braku chęci pracy za darmo (czasem też się zdarza, że osoby z open calli dostają niższe wynagrodzenia i ogólnie są w gorszej sytuacji negocjacyjnej), trochę też możliwości czasowych, ale też pewnie z braku wiary w siebie lub braku dobrej organizacji. Więc jak nie jestem w obiegu galeryjnym, to też myślę, że przez to jest trochę mniej możliwości organizacji wystawy w sensownych miejscach. Bo samemu to wiadomo, że można zawsze robić.
Powiedz, ile tych obrazów już jest?
To jest tak, że samych obrazów to może jest z 20, trudno mi teraz konkretnie powiedzieć. Z tymi 20 wychodziłem na ulice, czasem z jednym kilka razy.
Pamiętam, że opowiadałeś mi jakiś czas temu o działaniach z Grupą nad Wisłą jako pewnego rodzaju zwrocie w stronę aktywizmu. Jak się odnajdujesz teraz w aktywizmie?
Myślę, że mówisz o Deklaracji Sprzeciwu, którą chcieliśmy jako Grupa nad Wisłą się przeciwstawić ówczesnej i w zasadzie nadal aktualnej polityce kulturalnej Polski i naszej lokalnej władzy w Toruniu. Opublikowaliśmy Deklarację 1 maja 2017 roku i zapoczątkowaliśmy ją w formie odczytu przed CSW „Znaki Czasu” w Toruniu. Pracowaliśmy grupowo nad tym tekstem i startem naszych działań przez część jesieni i na pewno całą zimę. Po odpaleniu mieliśmy zaplanowane nasze indywidualne działania. Ja zrobiłem głodówkę pod instytucjami kultury w Toruniu, którą prowadziłem w takiej DIY mobilnej platformie protestacyjnej ze stałym transparentem, informującym który to dzień głodówki, Mieszkałem też w tej platformie na czas trwania akcji sprzeciwu.
Nie wiem czy był to dla mnie zwrot ku aktywizmowi czy artywizmowi, bo myślę, że działałem na tym polu już wcześniej, ale rzeczywiście był to dla mnie mocny zwrot ku zaangażowaniu politycznemu, z którym wcześniej miałem problem czy może raczej wątpliwości. Chcąc to osadzić czasowo to przypomnę, że ze Strajkującymi Obrazami zacząłem wychodzić od Czarnego Protestu, czyli samego początku 2018 roku, a głodówkę rozpocząłem 29 czerwca 2017. Teraz mnie aż dziwi, że wcześniej nie wyszedłem z obrazami, bo w końcu malowałem obrazy o mocnym jednak zabarwieniu polityczny. Jak nie wychodziłem z nimi na protesty, to były tylko takimi ot obrazami wrzucanymi do internetu, nie wiem czy im nadawałem choćby w nazwach kontekst polityczny, bardziej czarnowidzki. Jednak czarnowidztwa samego w sobie najczęściej nie rozpatruje się jeszcze jako politycznego gestu.
Wracając do Deklaracji Sprzeciwu – pamiętam, że przed nią nie byłem jednoznacznie zaangażowany politycznie. Próbując sobie przypomnieć te momenty, wracają mi takie myśli, że miałem z tym problem, że jako osoba zajmująca się kulturą, artysta czy twórca wizualny, nie miałem żadnego pomysłu na bycie zaangażowanym politycznie. Współ/pracowałem z osobami z grup doświadczających wykluczenia, bezdomności, marginalizacji, młodzieżą z dzielnic zagrożonych wykluczeniem czy też próbowałem ze społecznością romską. Można powiedzieć, że to były działania społeczne, ale nie tak bezpośrednio polityczne. I w tym kontekście, grupowa Deklaracja Sprzeciwu była dla mnie otwarciem tego pola i tak – pewnym zwrotem w działaniach.
A jeszcze ostatnia część mojego pytania – jak się odnajdujesz teraz w aktywizmie?
Aktualnie… W ramach aktywizmu robię różne rzeczy społeczne, które nie łączą się specjalnie ze sztuką, a może ja nie mam jakiegoś patentu czy sensownego pomysłu na wkluczanie ich w pole działań artystycznych. Nie staram się też o to zresztą aż tak mocno. Mam w sumie właśnie te Obrazy Strajkujące, które są tym moim artywizmem na różne tematy. Jeszcze chyba nadal trochę działamy jako Grupa nad Wisłą, a może nie działamy, ale dyskutujemy, dialogujemy, wspieramy i bodźcujemy się, co jako działania kolektywne osób z pola sztuki można przyporządkować jako artywizm. I raz na jakiś czas coś się z tego rodzi, a na pewno przy mniejszych działaniach także ze sobą współpracujemy, np. przy protestach na naszym podwórku wobec złych praktyk CSW w Toruniu czy wobec ogólnej polityki kulturalnej. Jeszcze coś zakiełkowało, ale to za wcześnie, by cokolwiek mówić.
Opowiedz, proszę, jeszcze o tym, co teraz robisz w ramach akcji #NIEwybory?
Nie mogłem już siedzieć w domu i tylko przyglądać się informacjom z internetu. Musiałem coś zrobić, wyjść i oprotestować te planowane niebawem przez rząd, bezprawne głosowanie korespondencyjne. W skrócie, to głosowanie jest niezgodne z Konstytucją RP, jest niepowszechne, nierówne, nietajne oraz zagrażające zdrowiu i życiu obywatelek i obywateli. Nie można go uważać za pełnoprawne wybory i dlatego hasło NIEwybory. Te hasło nie jest moim pomysłem, a jest to większy ruch osób, które podobnie jak ja tak uważają, w tym także środowisk prawniczych. I tak, ja i wiele innych osób nie będziemy brać udziału w tym czymś i o tym staramy się głośno mówić.
3 Maja, w dzień święta Konstytucji, wyszedłem na jednoosobowy protest z obrazem „NIEWYBORY” na toruńską starówkę. Stanąłem pod pomnikiem Mikołaja Kopernika, a później przeszedłem przez ulicami w stronę Sądu Rejonowego i tam zostałem zatrzymany przez policję. Dostałem pouczenie od trzech funkcjonariuszy policji, że nie mogę wyjść na ulicę z jakimkolwiek przekazem politycznym. Zostałem poinformowany, że od zmiany ustawy dotyczącej zakazu zgromadzeń publicznych, nawet jedna osoba nie może wychodzić w przestrzeń publiczną z transparentem politycznym. Zostałem także poinformowany, że jeśli pójdę dalej to sprawa zostanie od razu skierowana do sądu, a ja zostanę zatrzymany i zabrany na komisariat na przesłuchanie i zeznania. Dodatkowo, pan Marek Krupecki, który zaczął ze mną chodzić z aparatem fotograficznym, został przez policję uznany za kolejnego członka zgromadzenia, co nie było prawdą bo jedynie z daleka dokumentował mój jednoosobowy protest. Po sprawdzeniu ustaw i konsultacjach już wiem, że mam prawo wyjść z obrazem, nawet politycznie zaangażowanym. Nie pojawił się żaden przepis odnośnie do zakazu zabierania stanowiska względem spraw publicznych w przestrzeni miejskiej i aktualnie prawny zakaz zgromadzeń obowiązuje powyżej dwóch osób, więc to co się zadziało można uznać niemalże za cenzurę, a na pewno naruszenie praw obywatelskich.
Sytuacja polityczna wokół tych planowanych bezprawnych wyborów narastała i narasta, więc wyszedłem następnego dnia i w kolejne. Oczywiście nadal tylko w Toruniu. Moje następne jednoosobowe protesty już odbyły się bez jakiejkolwiek interwencji Policji. W międzyczasie wokół moich wyjść narosła także sytuacja medialna i zaczęły się zgłaszać inne osoby, z innych miast, by też wyjść w swoich miejscowościach. Zobaczymy co z tego wyjdzie i jak się potoczy sytuacja polityczna. Mam nadzieję, że te protesty będą współgrać z innymi, większymi ulicznymi akcjami i będą takimi małymi, ale jednak ważnymi gestami, które wpłyną na świadomość społeczną i na odwołanie tego bezprawnego głosowania korespondencyjnego, co wydaje mi się bardzo realne.
Wywiad przeprowadzony w dniach 25.03 – 7.05.2020