tagi — Adam Mazur    Michał Slezkin   

Michał Slezkin Sprawy wewnątrz mnie. Rozmowa z Adamem Mazurem

Sprawy wewnątrz mnie. Rozmowa z Adamem Mazurem
Państwo

Adam Mazur: W świecie sztuki objawiłeś się kilka lat temu jako autor Państwa, potem pokazywałeś malarstwo, a także kolaże. 

Michał Slezkin: Zapewne masz na myśli pierwszy pełny pokaz Państwa, rozbudowanego już w 2012 roku. Faktycznie, Państwo to moja pierwsza praca zauważona i zapamiętana konkretniej, niż poprzednie projekty. Zapewne przez swoją nietypowość oraz efemeryczność. 

Dlaczego tak się stało?

Po pierwsze w tym okresie pochłaniały mnie też inne sprawy. W końcówce 2010 roku dokonałem definitywnego wyboru. Zajmuję się już tylko praktyką artystyczną.

Właśnie pokaz Państwa stał się moją deklaracją. Państwo to projekt, który jest odpowiedzią na postawione przez Marcela Duchampa pytanie o status obiektu nieartystycznego w przestrzeni galeryjnej, należącej do środowiska artystycznego. Takie właśnie zagadnienie stało się tematem wystawy Le Bord des mondes (Na krawędzi światów) w Palais de Tokyo w Paryżu. Jej celem było udzielenie odpowiedzi na pytanie zaczerpnięte od Duchampa przez kuratorkę Rebeccę Lamarche Vadel: Czy możliwe jest stworzenie dzieła sztuki, które nie jest sztuką? Odpowiedź (twierdząca) padła już dawno, w tym ze strony samego Duchampa.

Sądzę, że Państwo ma jeszcze więcej wymiarów, niż tylko reakcja na tak postawiony problem. Jest to projekt międzypokoleniowy. Zabawa, która stała się inspiracją i istotą projektu, ma długą historię. Ma wielu uczestników, współautorów, bohaterów – na różnych etapach rozwoju, który zaangażował trzy pokolenia. Najważniejszym elementem wyjściowym Państwa jest archiwum, które zawiera artefakty z trzech etapów trwania zabawy. Początek projektu to gra z archiwum. Kolejnym istotnym elementem jest ewolucja pracy w czasie. Od 2006 roku, gdy pomysł zakiełkował, aż do 2015, gdy nad nim pracowałem. W miarę pojawiania kolejnych edycji, pokazów, powiększała się ilość obiektów, nowych artefaktów, rytuałów, kompozycji i, co istotne, kontekstów. Z czasem Państwo z pracy nad archiwum rozwinęło się w pracę krytyczną, komentującą tu i teraz, czerpiącą ze współczesności. 

Podsumowując: punktem wyjścia Państwa było archiwum, które obecnie stanowi około dziesięć procent materiału całego projektu. Potrzebę stworzenia tej pracy, i jej formę, sprowokowało właśnie to niezwykłe archiwum, proces jego powstawania i wspomnienia, które się z nim wiązały.

Państwo
Państwo

Co to za archiwum?

Plastikowa czarna teczka, tak zwana dyplomatka. Wypełniona była notami dyplomatycznymi pisanymi na maszynie, dzisiaj pożółkłymi i wyblakłymi. Najstarsze z nich powstały w drugiej połowie lat czterdziestych, gdy mój ojciec wymyślił zabawę w fikcyjne byty państwowe, w której uczestniczyło troje jego kolegów z liceum. Następnie korespondencja dyplomatyczna i dokumenty z lat sześćdziesiątych, gdy po kilkunastoletniej przerwie dwójka graczy, czyli mój Tata oraz Jurek Kwiryn Siewierski, wznowiła zabawę.  

W ostatnim okresie – w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych – ojcowie wciągnęli do zabawy swoje dzieci, mnie i Wojtka Siewierskiego. Od tego momentu miałem osobisty udział w tworzeniu historii. Teczka wypełniona była także zeszytami, drukowanymi materiałami z czasów wspólnej zabawy, zapiskami, artefaktami z papieru. Oprócz teczki zostało mi duże pudełko po modelu samolotu do sklejania. Było spore, bo to był angielski bombowiec Lancaster. Wypełnione około dwustoma pięciocentymetrowymi figurkami wyciętymi z papieru, malowanymi dwustronnie. To były rozmaite postaci, obywatele naszego Zjednoczonego Imperium Odrobini. Część figurek była wykonana ręcznie, z niesamowitą precyzją, przez ojca. Pewną ilość obywateli Zjednoczonego Imperium Odrobini wykonałem tą samą techniką z ojcem lub sam. Archiwum zawierało też sporo dokumentów o charakterze dyplomatycznym, rangi państwowej. Redagowaliśmy je razem z ojcem, mając przy tym mnóstwo przesyconej humorem zabawy. Następnie je wszystkie podpisywałem i pieczętowałem w imieniu najważniejszych członków naszego rządu i władz Imperium.

Państwo

Opowiedz jeszcze o Państwie.

Archiwum, które zostało mi po zmarłym ojcu, zainspirowało formę projektu oraz kolejnych jego wersji. Nazwałbym Państwo pracą na pamięci, ponownym spotkaniem z ojcem, jego nieprzeciętną kreatywnością, której z pewnością wiele zawdzięczam. Zresztą Bohdan Aleksander Slezkin pojawia się pośrednio w późniejszych pracach, konkretnie kolażach Border Line. Czarna teczka z czerwonym numerem 37.

Państwo to jeden z wielu projektów, które zrealizowałem przez ostatnich 20 lat. Kilka z nich powstało przy wykorzystaniu rozmaitych mediów, materiałów. W niektórych wcale nie było malarstwa albo pojawiało się ono jako jeden z wielu elementów, a przecież w tamtych czasach cały czas coś malowałem. Skąd bierze się u mnie potrzeba tworzenia obiektów, a nawet całych instalacji? Niektóre motywy, które powstają w dwóch wymiarach, na płótnie czy papierze, są na tyle dla mnie istotne, że powracają jako motywy do przepracowania. Domagają się wielokrotnego opowiedzenia. Co jakiś czas dwa wymiary nie wystarczają. Wtedy sięgam po trzeci wymiar. Tak powstają rzeźby i obiekty.

Państwo
Państwo

Co tworzyłeś przed Państwem?

W projektach z lat 2000-2005 (m. in. wystawa BiosferaSkitoma) tworzyłem wielkoformatowe, monochromatyczne obrazy – linie i rytmy – malowane wodnymi farbami na papierach, niekiedy wielkich rozmiarów. Następnie powstawały obrazy na płótnie, tworzone przy użyciu farb olejnych i tempery. Było to malarstwo gestu. Prace malowałem na materiałach leżących płasko na stole czy podłodze. Stanowiły zapis energetyczny. Malarstwo, w którym dominują linie i łuki, rodzaj kaligrafii i rysunku jednocześnie.  Sposób pracy wynikał z formatu, rodzaju farby i techniki malowania na płasko. Wtedy w procesie malowania bierze udział całe ciało.

Biosfera

Czyli dopiero Państwo wykraczało poza format obrazu?

Przedtem zrobiłem projekt Jeden (2006, w BWA ZG) który, jak późniejsze Państwo, był projektem interdyscyplinarnym. Centralnym obiektem wystawy był trzystukilogramowy sześcian o rozmiarach 120x90x45 cm. Odlany z zabarwionej czerwonym pigmentem żywicy syntetycznej monolit krył w sobie drugi obiekt. Jego kształt wynikał wprost z malarstwa. Był to motyw powtarzający się w wielu innych pracach z tamtego czasu, obecny też na obrazie będącym drugim elementem ekspozycji. Trzecim medium użytym na tej wystawie była projekcja video. 

Jeden

Co robiłeś w takim razie już po Państwie?

Przez ostatnich osiem lat malarstwo jest punktem wyjścia do niemalże wszystkiego, co robię. Malarstwo i rysunek pozwoliły mi zainicjować i kontynuować kilka równoległych narracji ujętych w cyklach. Tematów, które ująłbym w serii pytań: Co było? Co jest? Co będzie?

Pierwszy z tych cykli, Linie i łuki, wynikał wprost z ewolucji języka malarstwa, którym zajmowałem się w pierwszej połowie lat dwutysięcznych. Malowałem na papierach i obrazach rytmy, które były zapisem energii. Kolejne cykle powstawały naturalnie. Była z tym związana ewolucja samego malarstwa. Zmiany w sposobie malowania wynikały z poszukiwania nowych środków wyrazu, optymalnych do ujęcia kolejnych tematów, które mnie absorbowały.

Sweetie
Sweetie penbox

To są obrazy, które widziałem w Wizytującej?

Wystawa Nic mi się nie śniło w Wizytującej Galerii składała się z prac pochodzących z trzech spośród nowych cykli. Ale nawet wtedy poczułem potrzebę wprowadzenia akcentu przestrzennego, więc i tam pojawił się obiekt. I tak, do malarstwa jako punktu wyjścia, naturalnie zaczęły dołączać obiekty. To był naturalny proces fizycznej materializacji tematów, którymi się zajmuję.

W pewnym momencie pojawiły się też kolaże?

Kolaż jest w mojej praktyce medium trójwymiarowym, przestrzennym. Jest formą wypowiedzi z wykorzystaniem gotowego lub spreparowanego materiału, który istniejąc, sam inspiruje i podsuwa moment swojego wykorzystania. Takie jest moje doświadczenie. 

Jak wybierasz technikę i która z technik jest ci najbliższa?

Można powiedzieć, że chociaż kiedyś traktowałem malarstwo jako mój pierwotny język – obecnie nadal pierwszoplanowy – to zdecydowanie czuję się artystą intermedialnym. Zawsze dobieram medium do potrzeb i charakteru tego, co mam do opowiedzenia.

Czym różnią się kolaże od twojego malarstwa i wydzieranych obrazów?

Jak już wspomniałem, rzadko planuję pracę z kolażem. Najczęściej robię kolaże spontanicznie, przy okazji. Zaczyna się od znalezienia gotowego materiału. To może być taśma, fotografia, rysunek, przedmiot zastany, albo taki, który sam wytworzyłem przy okazji procesu twórczego. Kiedy znajduję inspirację w jego kształcie, treści, lub skojarzeniu, które nasuwa, wtedy spontanicznie to wykorzystuję i robię kolaż. To coś pomiędzy dwoma a trzema wymiarami. Takim szczególnym materiałem, który mnie inspiruje, są taśmy do maskowania przy remontach. Spontanicznie wykorzystywałem na wpół pokolorowane taśmy, którymi wcześniej maskowałem fragmenty obrazów podczas malowania. Powstanie tych prac sprowokował sam materiał. Były skutkiem ubocznym, pojawiały się przy okazji. Odpad malarski okazał się inspirujący. Tak powstały kolaże, Naskórki, jak nazwał je czujnie Stach Szabłowski. 

Borderline Revers
Borderline Avers

Wcześniej wspomniałeś o pracy nawiązującej do historii twojego ojca?

Przykładem sytuacji, w której jakiś bodziec sprowokował mnie do posłużenia się kolażem, jest instalacja pod tytułem Border Line, Czarna teczka z czerwonym numerem 37, pokazywana na III Triennale Rysunku we Wrocławiu. W tym przypadku użycie kolażu wynikało z charakteru triennale poświęconego rysunkowi i papierowi. Wpłynęły na to również możliwości przestrzeni ekspozycyjnej Muzeum Współczesnego Wrocław. Był to wąski łukowaty korytarz z betonowymi ścianami, korytarz dawnego schronu przeciwlotniczego. Planowałem pokazać tam delikatne prace na papierze. Kolaże, które powstały właśnie z taśm do maskowania. 

Pamiętam, że ekspozycja była nietypowa, a prace wisiały w przestrzeni, a nie na ścianie.

Nie pociągała mnie wizja powieszenia tych prac na ścianie w sposób tradycyjny. Pomyślałem, że zgrupowanie delikatnych prac może pozwolić im wybrzmieć. Jako jeden przestrzenny obiekt, kompozycja, staną się czymś intensywniejszym. Chciałem podzielić korytarz mocną instalacją z delikatnych prac. Okazało się, że podzielenie korytarza Naskórkami wymaga stworzenia rewersu tych prac. Tak powstały kolejne kolaże. Rewers, w odróżnieniu od delikatnego awersu, jest gęstym, pełnym niepokoju kolażem. Składa się z fotografii i typografii wyciętych z kolorowych magazynów z lat siedemdziesiątych. Materiały pochodziły z czasów mojej wczesnej nastoletniości. Odnoszę się do nich z sentymentem. W ten sposób znowu odbyłem podróż w czasie i spotkałem się z ojcem. Zwykłe kolaże stały się dwustronnymi pracami, właściwie obiektami.

Beloved canvas
Beloved terracota

Co z malarstwem?

Zależy o jakim okresie mojego malowania mówimy. Na studiach i przez całe lata dziewięćdziesiąte głównie tworzyłem obrazy figuratywne. Czasem wręcz narracyjne. Potem, stopniowo, malarstwo zredukowałem do powtarzających się form i znaków. Jak już wspomniałem, na początku lat dwutysięcznych dotarłem do momentu, w którym malowałem obrazy z gestu, będące zapisem energii. Gest i to, co powstało w jego wyniku, stanowiły zwykle punkt wyjścia do podróży w nieznane. Reszta pracy była już działaniem świadomym, z wizją efektu końcowego. Obecnie, nim rozpocznę pracę nad obrazem, mam już w głowie skończoną wizję projektu.  Malowanie obrazu to w tym przypadku proces, którego efekt jest mniej więcej zaplanowany. 

Bill Killgore
Pinokio

W ostatnich obrazach wychodzisz z mroku i zmieniasz paletę na jaśniejszą, z czego wynika ta zmiana?

Wynika z rozwoju, poszukiwań formalnych, oraz ze zmian we mnie zachodzących. Malując dużo i spontanicznie, szybko się rozwijasz. Otwierają się kolejne korytarze, pomysły, pojawia się potrzeba poszukiwania coraz to nowych doświadczeń, podróży do własnego wnętrza. Twórczość działa czasem jak opis lub komentarz do rzeczywistości, w której żyję i której jestem częścią. Naturalnym jest, że staram się, by malarstwo stanowiło wypowiedź adekwatną do określonych warunków. Narracja wynika z tego, co mnie aktualnie intryguje, i co chciałbym utrwalić, zachować jako obraz. Dlatego moje obrazy się zmieniają. Wypełniają się. Wydaje mi, że jednocześnie mają jakiś wspólny mianownik wynikający ze sposobu malowania, z gestu, z ekspresji, czyli, jak rozumiem, ze mnie samego. Uważam, że źródłem wypowiedzi twórczej jest sam twórca. Czarne obrazy, w większości monochromatyczne, przypominały negatywy czarno-białej fotografii, ale kolor się w nich jednak pojawiał. Na początku dyskretnie, często w tle, z czasem jednak paleta jaśniała. Zresztą czernie to przecież technicznie rzecz biorąc wielka ilość kolorów. Sam nie wiem dlaczego, ale w pewnym okresie lubiłem rejestrować świat jako negatyw. Cykle, w których jest najwięcej takich obrazów, dotyczą głównie podróży wewnętrznych, ale też moich inspiracji kulturowych. 

Ale czarne obrazy okazały się stanem przejściowym?

Tak. Rozgrzewką przed podróżą ku nowym wyzwaniom warsztatowym. Teraz emocjonalnie jestem w innym miejscu. Intrygują mnie inne sprawy wewnątrz i dookoła mnie. Ich utrwalenie wymaga przestrzeni, a nie tylko linii czy śladu malarskiego. Wymaga koloru. Jakaś siła, potrzeba rejestracji, pcha mnie do przodu. Wszystko zapisuję, wszystko chciałbym utrwalić. Dzisiaj czarnych obrazów jest zdecydowanie mniej, niż kolorowych, co nie znaczy, że te kolorowe są szalenie wesołe. Być może musiałem dojrzeć do użycia koloru. Właściwie wrócić do koloru. Kiedyś, w pracach z lat 80-tych i 90-tych, bardzo obficie stosowałem barwę. Wróciłem do niej naturalnie i we właściwym momencie, kiedy odczułem to jako potrzebę. Poza tym kolor wciąga i jest wyzwaniem dla malarza. Tam wszystko widać. Trudno się z nim nie zmierzyć. 

Burka

Od kilku lat dużo pracujesz z Pawłem Althamerem, na czym polega wasza znajomość i jak przekłada się na twoją sztukę?

Z Pawłem łączy nas przyjaźń, nie tylko twórcza. Na jego zaproszenie uczestniczyłem w kilku kongresach rysowników. Tam pierwszy raz przeżyłem dwa odmienne doświadczenia. Pierwsze pokazało mi, czym jest naturalny egocentryzm i egoizm twórcy. Ten egocentryzm zostaje zweryfikowany w sytuacji wspólnego tworzenia, w której nic nie jest całkowicie własne i trwałe. Drugie doświadczenie to doświadczenie procesu powstawania wspólnej pracy, właściwie doświadczenie zbiorowe. W takiej sytuacji trzeba się otworzyć, nie ma miejsca na ego. Jest powstawanie, przetwarzanie, niszczenie i znowu powstawanie. By z tego skorzystać, trzeba wpisać się w proces w szczególny sposób. Taki, który czyni współpracę czymś fajnym i inspirującym, a nie frustrującym. Uczestniczyłem w kilku partycypacyjnych projektach zrzeszających bardzo wielu artystów. Brałem też udział w kilku projektach, w których każdy z zaproszonych przez Pawła autorów tworzył pracę własną, lecz dialogującą z pozostałymi, np. Nomada Artcamp, Zakorzenienie w Kielcach w 2016 roku. Z kolei w 2018 roku koczowaliśmy z Pawłem i Romkiem Stańczakiem przez trzy tygodnie na placu w Zurychu, w ramach projektu Obszar Wspólny. Obszar Własny. Paweł został zaproszony przez miasto do tej realizacji. On z kolei zaprosił nas, Romka i mnie, do indywidualnej pracy, w której odnieśliśmy się do przewodniego tematu, dedykowanego Profesorowi Grzegorzowi Kowalskiemu. 

Często rysujemy z Pawłem, prywatnie spędzając razem czas. Z tej przyjaźni wynika coś bardzo dla mnie ważnego. Doświadczenie wspólnego rysowania – najpierw na kongresach, potem na spotkaniach przy każdej okazji, oficjalnej lub towarzyskiej – wyrobiło we mnie potrzebę rysowania, którego wcześniej nie miałem. A rysunek to wielka wolność. 

Problemy ... świata
Problemy ... świata

Wtedy odkryłeś rysunek?

Tak. Przejąłem od Pawła nawyk rysowania zawsze, wszędzie i na wszystkim. Tak zaczął   powstawać cykl rysunków Notatki przy okazji, który jest cały czas w procesie. Obcowanie z praktyką artystyczną Pawła otworzyło mnie na różnorodność mediów i ich potencjału. Rzeźba na pewno do nich należy.

Co dalej z współpracą z Althamerem?

Mamy z Pawłem przegadane kilka wspólnych, kameralnych działań. Mają raczej charakter osobistych relacji i prywatnej wymiany energii, a nie konkretnego projektu. Pewnie je zrealizujemy, ale nie ma co o nich opowiadać, dopóki są tylko pomysłem. 

Prometeusz
Cave

Przygotowujesz nową wystawę ze Stachem Szabłowskim, co, gdzie i kiedy będziesz pokazywał?

Tak, przygotowaliśmy razem koncept wystawy indywidualnej. Bardzo się cieszę na ten projekt. Rozpocząłem współpracę ze Stachem przy okazji wystawy Nic mi się nie śniło w 2018 roku. Od tego czasu brałem udział w kilku pokazach jego autorstwa. Bardzo sobie cenię udział w tych wystawach. Mamy dobrą wymianę energii. Nad nową wystawą pracowaliśmy od ostatniej wiosny. Projekt jest gotowy i dotyczy podróży. Obecnie mogę powiedzieć tylko tyle. W dzisiejszej sytuacji pandemii nic nie jest pewne i uczestniczymy w niezwykłym doświadczeniu cywilizacyjnym. Trudno stawiać na siłę faktu. Zresztą projekt ze Stachem nie jest jedynym zaplanowanym na ten rok. W przygotowaniu mam jeszcze dwa projekty, do jednego z nich zaprosiła mnie Jagna Domżalska. Przygotowujemy wystawę w BWA w Bydgoszczy, którą pokażemy w maju 2021.