Adam Mazur Pot. Rozmowa Karoliny Jabłońskiej, Tomasza Kręcickiego i Cyryla Polaczka

Pot. Rozmowa Karoliny Jabłońskiej, Tomasza Kręcickiego i Cyryla Polaczka

Rozmowa z Karoliną Jabłońską (K), Tomaszem Kręcickim (T) i Cyrylem Polaczkiem (C).

 

K: Potencja zaczęła się od tego, że chcieliśmy jakoś nazwać nasze inicjatywy. Jak robiliśmy to pod swoimi nazwiskami, to nikt tego nie zauważał.

C: Nawet jak robiliśmy razem rzeczy, które podpisywaliśmy naszymi nazwiskami.

T: Zaraz po skończeniu studiów zrobiliśmy w 2015 roku wystawę pt Wy-dalone, na której pokazaliśmy prace znajomych artystów z zagranicy poznanych na Erasmusach. Tytuł w oczywisty sposób nawiązywał do beznadziejnych wystaw w dużych instytucjach próbujących ukryć znaczenia w tytule przeciętym myślnikiem, slaszem lub nawiasem.

K: To też nieźle brzmiało po angielsku – Ex-cre(a)ted.

T: Na plakacie była dupa i kupa.

C: Zrobiliśmy 5 metrowy banner, który spuściliśmy z okna na fasadzie ASP.

T: Skończyliśmy akademię i byliśmy wydaleni.

K: Tak się czuliśmy. Na wystawę spreparowaliśmy prace z różnych śmieci ale też wymyśliliśmy zagranicznych znajomych. Napisałam do wystawy tekst po czesku, bo wtedy władałam jeszcze trochę tym językiem.

T: Spreparowaliśmy taką wystawę z dzieł nieistniejących artystów. To były dzieła wydalone, czyli takie pod którymi raczej byśmy się nie podpisali.

K: Przeznaczone do zniszczenia.

C: Niektóre były fajne jak ryba, którą się nakręcało i jeździła po galerii. Ryba była oprawiona w skórę z makreli i wyglądała na prawdziwą.

K: To było dzieło niemieckiej artystki polskiego pochodzenia, Jessiki Krawczak i miało tytuł How Much is the Fish. Warto też wspomnieć czeską pracę o czeskim rodzaju humoru. To był pompowany miś. Niebieska zabawka za 3 złote. Pałka z głową i napisem „Koons-T” jak Jeff Koons i zarazem jak „Kunst”.

T: Tam było napisane „Sexy”.

C: Miał na czole napis „Xesy”.

K: Taki właśnie poziom humoru.

T: Większość rzeczy była bez sensu.

C: Był też performer z Holandii, który stał za zasłonką i sikał. Tak naprawdę była to fontanna.

K: Chciałam opowiedzieć o wielkim kartonowym koniu, który stał na środku pomieszczenia. Można było do niego wrzucać piłki. Wrzucone z przodu wylatywały z tyłu. To miała być loteria, ale nie wyszła, więc jak się upiliśmy to z Cyrylem chcieliśmy na niego siąść i udało się, ale zaraz potem się rozwalił. Na szczęście nic się nikomu nie stało.

C: Chodziło o to, że ludzie przychodzili i nie było sztywno, tylko cyrkowo. Na wernisażach grała muzyka na żywo. Podobały nam się „zpapowskie” klimaty. My też chcieliśmy reżyserować takie spotkania, jak w Związku Plastyków, gdzie na wernisażu są kwiaty i jest szampan. U nas też tak było.

T: Mamy też księgę gości. Niby w świecie sztuki taka księga nie jest fajna, ale my uznaliśmy, że jest.

C: Siarowa, ale fajna.

T: Łukasz Gorczyca się do niej wpisał, a Michał Kaczyński nie.

K: Nie możemy o każdej wystawie tak długo mówić.

T: To była specjalna wystawa, bo nie było jeszcze nazwy „Potencja”. Ale było fajnie. Zrozumieliśmy, że ludzie przyszli i wyszli i za pół roku nikt nie będzie już tego pamiętał.

K: Wystawa była też specjalna, bo odbywała się w krakowskim Telpodzie. Był to sześciopiętrowy industrialny budynek, w którym mieliśmy pracownie. Jak wielu innych artystów z Krakowa.

C: Blisko MOCAKu, na Zabłociu.

T: To była pierwsza wystawa po studiach i czuliśmy, że coś musimy zmienić w naszym życiu. Coś nazwać. Do tej pory zrobiliśmy już kilka wystaw i nic po nich nie zostawało.

C: Przychodziło dużo ludzi. W jeden wieczór nawet 200 osób. Jednocześnie nikt nie wiedział kto to organizuje i o co właściwie chodzi.

T: Przez cały czas byliśmy aktywni jako malarze. Dostawaliśmy nagrody na konkursach malarskich, ale nikt się w gruncie rzeczy nie interesował tym, co robimy. Trochę nas pomijali. Założenie galerii oznaczało zaczepienie w świecie sztuki. Uznaliśmy, że jeśli nie mamy galerii to stworzymy sobie własną. Chcieliśmy osiąść w rzeczywistości.

Wy-dalone, 2015
Wy-dalone 05.2015 Promocja ASP Kraków
Wy-dalone wernisaż, 2015
wy-dalone, Jessika Krawczak, How much is the fish
Wy-dalone, koons(t), praca z wystawy, Zbyněk Plšek
wy-dalone, Niekk van der Akker, Pissing on my own shoes

K: Zmianę odczuliśmy już w momencie, gdy założyliśmy sobie email „galeriapotencja@gmail.com” i nagle ludzie w instytucjach zaczęli nas zauważać i odpisywać na maile. Na nasze prywatne maile nam nie odpisywali.

C: Jak ludzie widzą, że jest jakiś podmiot, inaczej na to patrzą. Pojedynczą osobą nie są zainteresowani, a instytucją już tak.

T: Wiadomo o co chodzi.

K: W ten sposób powstała Potencja. To było kilka lat po tym, jak się poznaliśmy.

T: Z Karoliną studiowałem malarstwo od pierwszego roku. Na drugim roku poznaliśmy się z Cyrylem w pracowni Andrzeja Bednarczyka. Karolina była w słynnej pracowni profesora Misiaka.

K: Tomek z Cyrylem się tam skumplowali i zaczęli robić razem rzeczy. Byłam zazdrosna o to, że nie mogę w tym uczestniczyć, więc też starałam się jak najczęściej z nimi działać.

C: Bo oni są parą. Na plenerze się poznali.

T: Było ciemno i tak się zaczęło.

K: Nieprawda. Byliśmy na zajęciach z technologi malarstwa, z której profesor nas wyrzucił. Poszło o to, że się nietaktownie śmialiśmy. Na zajęcia były wpisane zagraniczne studentki, które miały przy nazwisku dopisane państwo, z którego pochodzą. Wykładowca sprawdzając listę wyczytywał imiona, nazwiska i państwa.

T: To było nietaktowane. My też byliśmy nietaktowni i nas wyrzucili. Nie mogliśmy wytrzymać ze śmiechu z tej nietaktowności.

K:Potem poszliśmy wspólnie na zajęcia z WF-u na ping ponga i tak to się zaczęło.

C: Ja jestem z Martyną Kielisińska, która później pojawiła się na akademii. Ona nie jest w Potencji, ale zawsze stara się uczestniczyć w naszych wystawach i akcjach. Ma na mnie duży wpływ. Ma też inny typ wrażliwości niż nasza trójka, współprowadziła kiedyś takie miejsce w Krakowie -404. Trochę jak Potencja, ale same dziewczyny.

T: Na studiach trochę się nabijaliśmy ze szkoły. Na pierwszym roku zrobiliśmy w pierwszy dzień wiosny wystawę pt. Wiosna.

K: Już wtedy przyczepiliśmy się do Cyryla. Był dla nas ciekawy bo wyróżniał się warsztatem malarskim, ale też przyjechał do Krakowa na wymianę z Gdańska.

C: Byłem na „Moście” przez jeden semestr. Najpierw chciałem jechać do Poznania, ale że UAP to uniwersytet a nie akademia, to z powodu jakichś przepisów nie mogli mnie przyjąć. Spotkałem fajnych ludzi, spodobało mi się i zostałem w Krakowie.

K: Wtedy powstał słynny autoportret z zamazanym okiem.

T: Obraz, który wygrał Hestię. Hestia jeszcze nie była tym czym jest teraz.

C: Organizowali pierwszą wystawę pt. Wiosna i zaproponowali mi udział, więc się zgodziłem, bo zwykle się zgadzam.

T: Zaproponowaliśmy ci udział, bo choć to, co robiłeś bardzo się różniło od tego, co my robiliśmy, to zauważyliśmy wspólne poczucie humoru.

C: Widać było, że interesują się malarstwem, że oglądają albumy i rozmawiają o malarstwie. Inni studenci tym się nie interesowali aż tak.

K: W sumie wystawa Wiosna była siarowa.

C: Ale też nie była to tzw. beka.

K: Wystawa w pierwszy dzień wiosny, bez myśli.

T: Znaleźliśmy bar przy akademii, dość obskurny i zapytaliśmy pań kucharek, czy możemy powiesić obrazy po godzinach pracy i się zgodziły.

K: To była jednodniowa wystawa.

T: Odbiór był dobry, przyszli nawet profesorowie i popularni artyści jak Tomek Baran i Łukasz Stokłosa. Później okazało się, że lokal należy do akademii, dzisiaj jest tam galeria ASP.

C: Przyszli też nasi znajomi, którzy są z nami do dziś i regularnie publikują w „Łałoku”.

T: Podobało nam się zainteresowanie i to, że coś się dzieje. Wydawało nam się, że jak się studiuje taką dziedzinę, to trzeba robić takie rzeczy.

K: To było w 2012 roku. To był początek. Datą, kiedy Potencja wyszła w eter była datą mojej wystawy indywidualnej w marcu 2016 roku. To też było w tym samym Telpodzie, w pracowni na Zabłociu. Miałam pomysł, który bardzo chciałam zrealizować, a że chcieliśmy niebawem ogłosić powstanie galerii Potencja, to wystawa była dobrą do tego okazją.

C: Filip Rybkowski był kuratorem.

T: Filip do niedawna był w krakowskiej galerii Henryk. Plan był taki, że Galeria Potencja miała wędrować z miejsca na miejsce. Nie chcieliśmy stałej siedziby.

K: W tym momencie pojawia się Marcin Wiekierak. Marcin podszedł do nas w czasie finału Bielskiej Jesieni. Tomek dostał trzecią, a Martyna Czech pierwszą nagrodę. Marcin powiedział, że nas obserwuje i jak będziemy potrzebowali pomocy to może nam ją zaoferować. Podeszliśmy do tej propozycji z nieufnością i trochę go wyśmialiśmy.

T: Z nieufnością, bo co to za gość w koszuli z garniturem, trochę też od nas starszy.

K: Jak zbliżała się moja wystawa, to wysłałam do niego zaproszenie. Marcin zapytał czy chcę kasę na druk ulotek. Odpowiedziałam, że nie, ale on kilka razy jeszcze ponowił tą propozycję.

T: No i zgodziliśmy się, a Marcin dał nam może z 200 złotych na ulotki.

K: Nie mieliśmy za wiele pieniędzy, więc to było bardzo pomocne.

T: Okazało się, że Marcin jest właścicielem obrazu mojego i Cyryla. Obrazy kupił w Zderzaku.

K: Wszyscy mieliśmy w tym czasie delikatne związki ze słynną Galeria Zderzak. Zaczęło się ode mnie a skończyło na Cyrylu.

T: Mieliśmy z Cyrylem indywidualne wystawy w Zderzaku.

K: Ja nie miałam indywidualnej, ale brałam udział w grupowej. Nie do końca się ta współpraca układała i w końcu z hukiem się to skończyło jakimiś niesnaskami.

T: Tacy układni ludzie. Nie wiem, jak mogłaś się z nimi pokłócić.

K: Ważne jest, że Marcin opowiedział nam historię, że chce się odwdzięczyć artystom, bo kiedyś artyści bardzo mu pomogli.

T: Był to zbieg okoliczności że trafił akurat na nas.

C: Lubi artystów, choć jest człowiekiem biznesu.

T: Zajmuje się giełdą.

C: Jest maklerem, ale woli towarzystwo artystów.

K: I tak się zaczęliśmy z nim coraz bardziej kolegować. Marcin za coś zapłacił, imprezę rozkręcił, a potem zaczął nam sugerować, że fajnie byłoby mieć stały lokal. My nie chcieliśmy obciążenia w postaci stałej siedziby.

T: Opieraliśmy się, ale w końcu się zgodziliśmy.

K: Wynajęliśmy lokal i on za to płacił. Mówił, że zostały mu pieniądze z jakiejś fundacji.

C: A okazało się, że to mafia.

K: Przestańcie, bo będzie mu przykro. W pewnym momencie stało się jasne, że pieniądze fundacji dawno się skończyły i Marcin za wszystko płaci sam.

T: Zanim mieliśmy stały lokal to zrobiliśmy jeszcze kilka innych wystaw. Jedną z nich warto opisać, bo powstała w nawiązaniu do wystawy dzieł obcokrajowców.

T: Po sukcesie wystawy międzynarodowej stwierdziliśmy, że chcemy zobaczyć jaką sztukę stworzyliby artyści z innych planet. Okazało się, że nie możemy jednak wyjść po za to, co proponują współcześni artyści np. z targów z Berlina. Uznaliśmy więc, że jeśli nie może być to wystawa międzyplanetarna to można zrobić wystawę dowodów na istnienie UFO.

C: Przekazaliśmy ludziom, że niby dostaliśmy te wszystkie eksponaty od towarzystw ufologicznych. Twierdziliśmy, że zapewne są to dowody spreparowane, ale na pewno nie przez nas. Wiele osób nam uwierzyło.

K: W Telpodzie była taka mroczna atmosfera. Nawet panu windziarzowi do mieszkania kiedyś wleciał piorun kulisty i widywał przelatujące statki kosmiczne.

C: Fajne były te artefakty: czaszka niby ufoludka, wysuszone zwłoki z pustyni w Arizonie.

T: Były też wizualizacje i filmy. Film pt. Interstelaż jest nawet na Youtubie. To film o międzygwiezdnych emigrantach, wygnanych z innych planet ufoludkach. Opowiada o przykrym losie przedstawicieli innych nacji kosmicznych, którzy są na ziemi i cierpią przez ludzi. Sytuacja jest inna niż zwykle. Kosmici nas nie atakują, tylko ludzie szkodzą i sprawiają przykrość kosmitom. Narrację stworzył Cyryl. Bardzo aktualny film.

K: Zaczęłam coś montować, ale szybko okazało się, że Cyrylowi lepiej to wychodzi. Każde z nas ma inny charakter. Cyryl do ostatniej chwili robi rzeczy bardzo precyzyjnie, a ja chcę zrobić wszystko szybko. Lubię dobrą organizację czasu.

C: Wszystko ma swoje plusy i minusy, ale dzięki temu Potencja działa sprawnie.

T: Każdy z nas ma też swoje obrazy.

C: Swoje pędzle.

T: Nikt nikomu nie zagląda przez pędzle.

K: Ja w każdym razie nie zaglądam. On mówi, że się nie da nie zaglądać.

T: Ja patrzę na wszystkie obrazy. Ty jak nie skrolujesz Instagrama, to też możesz zajrzeć.

Interstelaż, od lewej Tomasz Kręcicki, Cyryl Polaczek, Karolina Jabłońska, 2016

 

Interstelaż, 2016

C: Pierwsza wystawa w stałej siedzibie Potencji była nie nasza. Tak bardzo nam się spodobała Martyna Czech, która dostała na Bielskiej Jesieni nagrodę, że zaprosiliśmy ją do pierwszej wystawy w nowej siedzibie galerii na Józefińskiej, na Podgórzu. Galeria była już z witryną, z ulotkami, a nawet z folderkiem z wypowiedziami artystów o obrazach Martyny.

C: Gazetki pojawiały się wcześniej przy okazji wystaw.

K: Zawsze kilka stron, jakieś historyjki, wywiad. Już na wystawie Wiosna była gazetka.

T: Potem była druga wystawa pt. Drugie danie. Potem trzecia, Odgrzewana zupa. Nawiązaliśmy do tego, że to, co robimy, już nikogo nie obchodzi. I rzeczywiście, nikt już nie przyszedł na wystawę. Monika Misztal pokazała wtedy obraz, a Radek Szlęzak jadł chleb na czas i pokazał film.

C: Wszystko o jedzeniu.

T: Bo to było w barze.

K: Ja robiłam naleśniki.

C: Mnie wtedy nie było, bo byłem na Erasmusie w Berlinie.

T: Zrobiliśmy Cyryla ze styropianu. Leciało wideo z twarzą Cyryla i ludzie myśleli, że to rozmowa na skajpie.

K: Można by było godzinami opowiadać. Teraz jesteśmy w nowym lokalu i się usamodzielniliśmy, bo po roku już nie chcieliśmy brać od Marcina pieniędzy.

T: Nawet nie chodziło o kasę. W tym poprzednim lokalu było zimno i męczyło nas, że musimy chodzić do galerii. Zimą woda w kiblu zamarzała.

C: Czuliśmy dyskomfort, że on nam płaci. Zaprzyjaźniliśmy się w tym czasie. Od obcego można brać pieniądze, a od przyjaciela niekoniecznie.

K: To było w czerwcu 2017 roku. Wtedy zaczęliśmy wynajmować przestrzeń na Rakowickiej. Oprócz naszych trzech pracowni, na środku jest miejsce po starej kuchni. Tam zrobiliśmy galerię.

C: Potem się to spaliło.

K: Spalił się czajnik albo ładowarka do telefonu.

T: To był solidny pożar i znów musieliśmy remontować galerię. To nas wzmocniło. Powiedzieliśmy sobie, że teraz już będzie dobrze. Pamiętacie jak puściłem wam piosenkę Michalea Jacksona We Are the World i do tego sprzątaliśmy?

K: Ulżyło nam, że kamienica stoi dalej, że nikt nie zginął w pożarze i że właściwie nic się nie stało.

T: Tylko teraz wykręcamy wszyscy korki jak wychodzimy z pracowni.

K: Mamy też dużo wyjazdów. Nie powiedzieliśmy jeszcze, że z Potencją tak naprawdę chodziło o to, żeby wyjść poza Kraków.

T: Malarstwo wydaje się hermetyczne, a my chcieliśmy kontaktować się z ludźmi.

C: Każdy ma inne podejście. Ja nie myślałem chyba, że Potencja ma nam coś dać w dalszej perspektywie.

K: Nie chcieliście, żeby ludzie zapraszali was do wystaw?

C: Chciałem, żeby znajomi przyszli. Radek, Filip, Michał, Paweł i inne imiona.

T: Oni zawsze przychodzą.

K: Ja na przykład myślałam o tym, żeby nasze malarstwo szło do przodu. Jak zapraszaliśmy artystów z zewnątrz to chcieliśmy, żeby odnosili sukces i sprzedawali swoje prace. Martyna Czech akurat tego nie potrzebowała, bo chyba sama sobie dobrze radziła, ale naszemu przyjacielowi Karolowi Palczakowi wystawa w Potencji niesamowicie pomogła. Zaczął więcej malować, sprzedawać, wierzyć w siebie.

T: Wtedy pierwszy raz sprzedaliśmy dzieło sztuki jako galeria chociaż normalnie tego nie robimy. Nie chcemy brać procentu, ale jak już ludzie przyszli i chcieli kupić te prace, to pomogliśmy artyście i przygotowaliśmy wycenę. Nie chcemy bogacić się na artystach. Największym naszym kapitałem jest to, że robimy razem rzeczy. To jest wartość i to jest cenniejsze niż te paręset złotych, które byśmy na tym zarobili.

Odgrzewana zupa, 2012

Wystawa Wiosna w Barze Wiarus, 2012

Wystawa Drugie Danie, 2013 w byłym barze Wiarus

C: Świetne jest to zapewnianie widzialności ludziom, którzy nie są obecni w świecie sztuki, a na to zasługują, np. Karol Palczak, Bartek Wajer. Ludzie przychodzą na wystawę, poznają artystę i mowią „Ale super!”.

T: Program ustalamy spontanicznie. Wiemy jakie będą następne dwie wystawy.

K: To jest fajne, że nie musimy mieć cały czas wystaw. Nikt nas nie goni i nic nie wymaga.

T: W zeszłym roku mieliśmy dwie wystawy, bo byliśmy na rezydencji w Lipsku.

K: Gadamy o tej potencji a jesteśmy malarką i malarzami. Malarkami i malarzem. Nie wiadomo jak to powiedzieć, żeby było to poprawne politycznie.

T: Osobami malującymi.

C: Artystkami malarzami.

T: Może po angielsku: „Jesteśmy artists”. Jak w „artist-run-spaces”. Artists always.

K: Mamy problem z tym jak się przedstawiać.

C: Ja nie mam. Mówię o sobie, że jestem malarzem.

T: Ja też o sobie w sumie tak mówię.

K: Ja jestem malarką.

K: W pewnym momencie zaczęliśmy się zastanawiać czy działalność wspólna nie zakrywa tego, co robimy oddzielnie.

T: Chcieliśmy mieć widzialność, a okazuje się, że nie jesteśmy zapraszani do aż tak wielu wystaw.

C: Uważają nas za klaunów z Potencji.

K: Uważają, że nie trzeba nam już pomagać, bo już sobie sami radzimy. A artystom zawsze trzeba pomagać. Miało być tak, że Potencja będzie odskocznią. Uznaliśmy, że malujemy i jak nam się znudzi malowanie to robimy coś innego, film czy wystawę. Okazało się, że to pochłania tyle czasu, że czasem ciężko znaleźć czas na własna pracę, co bywa frustrujące.

T: Mnie to aż tak nie męczy i chciałbym na przykład robić „Dizajn Potencja”. Na przykład zaprojektować garnek i go sprzedać. Albo „Teatr Potencja”.

K: Ale po co garnek? To jest niepoprawne. To produkcja śmieci.

C: Powinniśmy raczej pozbywać się śmieci.

T: W przystępnych dizajnerskich cenach. Na przykład garnek za 50 złotych. Teraz wam o tym mówię pierwszy raz, więc się nie dziwcie. Poza tym dizajn z odpadków, jakieś kawałki drewna.

C: Musisz to zrobić zanim wywiad zostanie opublikowany, bo jeszcze ktoś podłapie.

K: Mamy sporo materiału niewykorzystanego, głównie filmowego. Ale dokąd to wszystko zmierza?

C: Oni się często martwią, że się zestarzejemy, to wszystko będzie żałosne. Że tacy podstarzali i tacy nieśmieszni.

T: Że taka Potencja i tylko chcemy pajacować.

C: A tu nie ma żadnej ewolucji, tylko starość. Jak już osiągniesz pewien wiek to się skończy potencja. Tomek powiedział, że dojdzie do trzydziestki i kończy z tym.

K: To już niedługo. Ile to można ciągnąć?

T: Zastanawiam się jak z tym wszystkim grać, bo przecież nie jesteśmy prymitywami i też się zastanawiamy jak tym wszystkim pokierować.

K: Wychodzimy śmieszkowo, a tak naprawdę obserwujemy świat i jesteśmy krytyczni w tych swoich działaniach, w swojej Potencji i sztuce, a że chcemy, żeby to miało w sobie humor, to ludzie tego potencjału krytycznego nie zauważają.

C: Jak byliśmy w Czechach u Czecha Alesa Zapletala, który miał u nas wystawę, to zrobiliśmy wystawę pt. Lifehack inspirowaną Youtubem i tym, jak zrobić coś z niczego.

T: Na przykład buta ze słomek.

C: No i się śmialiśmy na wernisażu i nikt się z nami nie śmiał. A przecież Czesi słyną na świecie z humoru, a się wcale nie śmiali z naszej prezentacji. Faktem jest, że ta wystawa nie była taka dobra.

T: Może wcale nie są tacy zdystansowani.

K: Chciałam powiedzieć coś o Niemczech. Tam nasze malarstwo było przyjmowane inaczej. W Polsce ludzie nie zawsze czają, że w naszej sztuce komentujemy to, co się dzieje na świecie i w naszym kraju.

C: Bardzo subtelnie.

T: W Niemczech za to mówili, że odbierają nasz przekaz i odbierają nasze malarstwo jako krytyczny komunikat. W Polsce za to traktują nas jako estetycznych malarzy, co sprzedają.

K: To ważne, że to był Lipsk. Gdy malowaliśmy obrazy w Lipsku to niedaleko w Chemnitz były zamieszki i zginęło dwóch ludzi. Ja w tym czasie namalowałam obraz, w którym ludzie się kopią na czerwonym tle. I w Niemczech ludzie rozumieli, że to jest moja reakcja na narastające w świecie niepokoje. Bardzo emocjonalnie odbieramy to, co się dzieje, w Polsce i na Świecie.

T: Ale na naszych obrazach nie ma napisów „Stop War” i „Ecology”.

K: Mimo to jesteśmy artystami bardzo wrażliwymi i to jest widoczne w naszym malarstwie. Tylko nie każdy to widzi.

Tomek Kręcicki, Rutinoscorbin na moim smartfonie, 60x120cm, olej na płótnie, 2018
Tomek Kręcicki, Green screen, 100x180, olej na płótnie, 2018
Karolina Jabłońska, Leipziger summer girls,100x110,2018
Cyryl Polaczek, Manicure, 60x50 cm, 2018
Cyryl Polaczek, Oh, 165x120, olej na płótnie, 2018
Witryna Galerii Potencja na ul. Józefińskiej 34a,Kraków, 2016

 

T: Może dlatego robimy „Łałoka”?

C: W „Łałoku” jest dużo tekstów o pracy.

K: Artyści piszą o pracy i o tym, jak chodzą do pracy i jak im to zaburza artystyczny ład. To jest ważny temat: jak pracować? Jak się utrzymać? Ale nie chcemy, żeby w „Łałoku” było słowo „prekariat”.

C: Jakby ktoś to słowo napisał to go nie zablokujemy. Choć wolimy przystępne słownictwo polskie. Nie mamy korekty i jak ktoś walnie byka to już tak zostanie w tekście.

T: Nie wiemy jak ludzie rozumieją ten nasz „Łałok”. Czy rozumieją, że mogą do nas nie tylko śmieszne rzeczy wysłać i to też będzie OK?

C: Czasem coś wygląda śmiesznie, a jest bardzo poważne. Na przykład tekst Łukasza Zawady, który szuka sponsora. Zleceniodawca może podać, kto ma być bohaterem książki i o kim ma pozytywnie napisać. Może pozytywnie napisać o jakiejś firmie. Na przykład o ING i za to weźmie milion złotych. To jest całkiem serio.

K: To komentarz artysty i potem okazuje się, że trzeba powiedzieć wprost, że to na serio, bo ludzie tego nie rozumieją.

C: Jak widzą dupę na okładce, to uważają, że wszystko co jest w środku magazynu musi już być głupie.

T: „Łałok” jest też o sztuce. Pisałem ostatnio o wymyślonym kierunku w sztuce, o fantazji.

K: To się przeplata. U nas nie ma rozgraniczenia między sztuką i życiem. Jesteśmy artystami i nasze życie tak wygląda.

T: Mieliśmy też w magazynie analizę giełdową z zeszłego roku. Jest to nudne, ale wtedy „Łałok” wygląda bardziej jak profesjonalna gazeta. Nie chcieliśmy, żeby to był zin dla artystów. To się źle kojarzy, podobnie jak „artist book”.

T: Za dużo mówimy o wystawach i „Łałoku”. Mieliśmy rozmawiać o sztuce.

K: Jestem bardzo zadaniowa. Przychodzę najwcześniej do pracowni i najwcześniej wychodzę. Mam usystematyzowany sposób pracy od godziny 9 do 19. A w weekendy mnie nie ma, bo zawsze wyjeżdżam do domu rodzinnego. To determinuje moje prace, moje malarstwo. Cyryl i Tomek wychodzą poza malarstwo, a ja tłukę obrazy.

T: Teraz będę robił wystawę, na której będą obrazy formalne, minimalistyczno-abstrakcyjne. Ważne jest, żeby nie zamykać się w jednej stylistyce. Nie chciałbym być zakwalifikowany na przykład jako malarz realista, dlatego lubię odrywać się od malarstwa. Chętnie robię makiety wystaw, które chciałbym kiedyś zrobić, a nawet plany własnej galerii.

C: Kręcicki Gallery.

K: Zakręcona Gallery.

T: Lubię też gruntować płótna. Sprawia mi to przyjemność i daje dyscyplinę, ale w sumie mam romantyczne podejście do sztuki i lubię czuć się jak artysta w uniesieniu, wiem, że to jest takie cielesne, ale to lubię.

K: Jak to mówił Wilhelm Sasnal coś plus coś równa się psychodelia.

C: Tomek znalazł kiedyś taki film jak Sasnal jest na kopcu i mówi, że magia plus tajemnica równa się psychodelia i teraz to cały czas malujemy.

T: Karolina maluje magię, ja tajemnicę, Cyryl psychodelię, a jako Potencja próbujemy to zamienić w kamień filozoficzny.

K: Cyryl, opowiedz o swoich obrazach. Cyryl kiedyś użył takiego określenia i od tego czasu ja też tak mówię: „Męka malarska”.

C: Nie wiem, czy tak powiedziałem. Ale miałem wystawę Floundering bo mnie zafascynowała taka mała ryba, którą znalazłem w Bałtyku.

T: Może to ci się śniło?

C: Coś mi się śniło, ale potem znalazłem takie słowo w angielskim – „floundering” – czyli „zmagać się z czymś”, albo „brodzić”, „grzebać się w czymś” i tak mi się to skojarzyło z malarstwem, więc zrobiłem wystawę malarską w Potencji z takim właśnie tytułem. Lubię malować i to jest część mojego życia. Znalazłem też kiedyś przejechanego rowerem szczura, wziąłem go do domu, wypatroszyłem i wysuszyłem na mumię i to też postrzegam na równi z malowaniem.

T: Ja to rozumiem, bo patroszenie szczura jest jak malarstwo. Lubię te metafory.

K: No właśnie ja tego nie rozumiem i nigdy bym tego szczura nie wzięła do domu.

C: Pomyślałem wcześniej, że chciałbym znaleźć takiego martwego szczura i później znalazłem go na ulicy rozjechanego i zrobiłem tę mumię.

K: Ja podchodzę do malarstwa emocjonalnie. Nie chodzi o to, że jestem w pracowni w szale, ale obserwuję, czytam książki, słucham muzyki i wyciągam z tego takie rzeczy, które mnie dotykają. Oni są inni. Mamy też inne podejście do natury i przyrody, bo ja jestem ze wsi, a oni nie.

T: Ja mieszkałem w bloku. Wszystko jest tam kompaktowe i obrazy muszą się tam zmieścić. Na początku malowałem jak najmniejsze obrazy. Potem na studiach, jak odzwyczaiłem się od tego minimalizmu, to zacząłem kombinować ze skalą. Lubię też motywy AGD, pociągają mnie też tematy dizajnerskie. Jak te rzeczy są zrobione? Czy można widzieć je jako motywy malarskie? Na przykład płyta indukcyjna.

K: Zaczęłam o tym, że jestem ze wsi Niedomice, a wy z miast, bo chodzi właśnie o to, jak wybieramy motywy malarskie. Jak jestem w Krakowie – a nie lubię Krakowa – to staram się siedzieć w pracowni i nie wychodzę, a Tomek chodzi, rozgląda się, wychodzi do knajpy.

C: Ja jestem z domków jednorodzinnych, szeregowców w Zielonej Górze. Dom rodzinny na ulicy Juliusza Kossaka, więc nie takiego wybitnego malarza. Jestem też po „plastyku”, a oni nie.

K: Dlatego Cyryl był na początku taki wprawny w tym malarstwie.

T: Ja tego tak nie postrzegałem. Podobały mi się te dywany, które robił. Że to taki pomysł konceptualny, a jednocześnie malarstwo.

K: Teraz jest czas, żeby opowiedzieć o Krakowie. Zależy nam na tym Krakowie i martwi nas to, co tam się dzieje.

T: Z Bunkrem i z Henrykiem, że się tak posypało.

K: Chcieliśmy też zorganizować w Krakowie rezydencje dla artystów z zagranicy, żeby poznawać nowych ludzi.

K: Ale odbiliśmy się od muru, bo okazało się, że nie ma w Krakowie, żadnej instytucji, która chciałaby to robić, a miasto nie ma pomysłu na politykę kulturalną i wymianę z zagranicą. Może więc kiedyś my to zrobimy.

T: Fajnie byłoby to robić nie jako jednorazowe wydarzenie, tylko tak, jak robią to instytucje. Na przykład Meetfactory w Pradze, czy LIA w Spinnerei w Lipsku.

C: Dziś wymyśliliśmy więzienie dla artystów.

T: Habity, kamień, prycze.

C: Dla artystów konceptualnych głównie.

T: Żeby wydusić z artystów myślenie konceptualne. Wcale nie jesteśmy zamknięci w płótnie malarskim. Nawet Karolina, która tak mówi o tym malarstwie.

K: U nas jak byli na rezydencji artyści z Lipska, bo została w Krakowie jednorazowo stworzona taka rezydencja przez Galerię Art Agenda Nova, to widzieliśmy jak to dużo może dać, nie tylko artyście, który przyjeżdża, ale też środowisku artystycznemu w mieście.

C: To jest ożywcze.

T: Brzmi to banalnie, ale tak jest. Rezydencja pozwala na wymianę kulturową i artystyczną. Przyjeżdża Niemiec Sebastian z Lipska i ma w głowie pełno stereotypów na temat Polski i Polaków i się w tych stereotypach może na miejscu umocnić, jak mu coś Polacy ukradną.

K: Musimy znaleźć dobrą puentę do tej rozmowy.

 

Wysłuchał, spisał i zredagował Adam Mazur, Poznań marzec 2019.

Wystawa Seans w Galerii Szara w Katowicach