tagi — Taras Gembik   

Taras Gembik Poezje

Poezje

I

Wydaje mi się, że nigdy Bóg nie urodził się
Napisane to jest tylko w pięknych baśniach
Może Bóg umiera w kwiecie
Który zasypia, gdy nadejdzie czas

Wydaje mi się, że on tam, gdzie wybaczono
Albo odwrotnie, tam on już zmarł
Nie jestem obojętny na łzy, które się rozdzielają
Wydaje mi się, Bóg-hipnotyzer

We wsi Bóg jest wszędzie, w każdym zwierzęciu
W kozie, w krowie, na dachu mojej Ba
Ciekawe, czy jest w Argentynie
Wróżenie zakończyło się tam chyba dawno temu

Chcę, żeby mieszkał on wszędzie
Nie tylko tam, gdzie jest wojna
Niech wszystkie amplitudy będą poza skalą
Bóg jest kobietą i na tym polega piękno

 

 

II

Nasypało na głowę pełnię Twojego znaczenia
Nie chcę od siebie dla siebie tłumaczenia
Skręciły się ruchy, jakby były wypełnione wizją
Ja oddam życiu troszkę z kieszeni wyjaśnienia
Jak wsadzę rękę i na dnie znajdę lukę
Zamienię to w nieskończoną bezdenną,

w której moja / twoja głębia jest widoczna?

Otwór może być nie tylko słabością wcześniej stosowanych gwintów
Dziura w kieszeni, możliwe, bilet w jedną stronę bez wygranej bilet
podzielony na pół?

 

 

III

Z któregoś powodu śnieg w mieście topniał tak szybko
Wrócę z nim do domu
Zostawię łóżko, przyjaciela, jutro bez kontekstów
Jaka jest istota innego w innym?

Może będzie jeszcze czas na powrót
do swojej dzielnicy, na ulicę o kruchym temperamencie
Znam miejsca, w których można się poślizgnąć
jakie rzeczywiście są tam do diabła ciepłe wieczory

i na razie czuję zamieć w poduszce
która omiata tą noc we śnie
niech zima weźmie ze sobą tę winę
Wrócę jak co roku na wiosnę,

a
może
i
nie

Gdzie jest mój dom? I tam, i tu, fot. Karol Grygoruk / RATS Agency

IV

Morze odbijało się w moich oczach czarną farbą
ogrzewanie miejskie jest bardzo zimne i cierpkie
w tym miejscu znalazł w sobie coś, co nazywa się chorobą
głos jest bezgłośny, co oznacza, że coś jest we mnie bardzo delikatne

w falach znalazłem wspomnienia linii
która szła jak wataha wilków
rano droga pokryta była czystym szronem
na naszych barkach spoczywa ciężki plecak podróżników

a wieczorem usłyszał ciszę
mówiła w skali gdzieś na horyzoncie
wydawało mi się to coraz trudniejsze

jako nierozwiązany sekret w biblijnym rękopisie

 

 

V

Kołysały mnie niezłapane sny
śpiewanie na dobranoc własnej orbicie, perswazja:
Wyrzuć wszystkie rogi geometrii z pomieszczenia
Kain położył obok mnie zakrwawionego, nagiego Abla
pokój jest podzielony na połowy i ćwiartki
Łamie się z nim na pół
w ścianach słyszę podział Palestyny
być może to dźwięk letnich pszczół

był on tak niewygodny w łóżku

Przeklęty Abel

Milczałem mu najlepszą jego bajkę
On nogi łzami wytarł mi

 

 

VI

Spadło z nieba, na włosy może-znaczenie
To było tak, jakby gwiazdy spadały na głowę
Przeszedłem wiele dróg i nie raz przepraszałem
W dwóch metrach zgubiłem miejscenaznaczenie

Minęło dobrych kilka lat
Wciąż nie mogłem znaleźć się w tych metrach
Może to mój ostatni bieg
Gdzie skończę w długich kilometrach

A co by było, gdyby to był tylko sen, a gwiazdy nie spadały
A odległość może być zjawiskiem tylko w rzeczywistości
Byłem wczoraj wstrząśnięty
Najwyraźniej zrozumiałem, kiedy spojrzałem

W oczach naprzeciw, ta prawdziwa głębia

 

 

VII

W ciepły letni wieczór
Zaczęła się moja dwudziesta piąta zima
Znalazłem swoje szczęście we wrogu
Przychodzi, gdy spada na ziemię mróz

Fascynuje mnie jego pierwsze milczenie
na niebieskim tle jego sylwetka
mówi o wiecznej wędrówce
bez snu, bez wątpienia, i to jest jego słodki sekret

rozwijamy się razem w tańcu pod niebem
muzyka jest odtwarzana przez hałas nocnych dróg
ulica jest wypełniona szkodliwym smogiem
pokonał mnie dwudziesty piąty raz

 

 

VIII

Wydaje się, że sens to tylko cztery i wiele kroków po śmierci
To wieczny, niekończący się proces
Śmierć jest fizycznym punktem moich obliczeń
Po śmierci zacznie się prawdziwy, być może wielki postęp

Zróbmy z tobą ukłon na lunch
A może proces się nigdy nie skończy
A twórczość Kafki jest nieważna
Zdobędę Ci spalony il de France

Nie chcę dziś Twoich głośnych szeptów
Chcę dziś posłuchać krzyków liści
Zostaw w spokoju pijanych tych studentów
Uczyń wszystkie swoje nocne sakramenty łagodniejszymi

Koniec jest tylko w mojej głowie.

Taras, fot. Karol Grygoruk / RATS Agency

Taras Gembik. Performer, pracownik kultury. Urodzony w 1996 roku w Kamieniu Koszyrskim w Ukrainie. W Polsce mieszka od 2013 roku. Współtwórca kolektywu Blyzkist, czyli bliskość, skupiającego się na tworzeniu wspólnoty różnorodnych osób z doświadczeniem migracji i uchodźstwa, a także Solidarnego Domu Kultury „Słonecznik” przy Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.