tagi — Keymo    Tomasz Warzyński   

Tomasz Warzyński Perwersja to poezja ciała. Rozmowa z Keymo

Perwersja to poezja ciała. Rozmowa z Keymo

Kraków, 25 listopada 2018 roku, pracownia Keymo przy ulicy Grzegórzeckiej

Tomasz Warzyński: Imię Keymo – co ono oznacza?

Keymo: To imię definiuje mnie w obszarze samoświadomości.

Czytając O fascynacjach i świadomości, rozmowę przeprowadzoną z tobą przez fotografkę Ewę Pasternak-Kaperę i zamieszczoną w czasopiśmie „Alternatywne Wiadomości ASP”, pod redakcją dr hab. Iwony Demko, zanotowałem kilka pytań do ciebie. Jedno z pierwszych wynika z twojej wypowiedzi: „Słowa, nazywanie rzeczy i ludzi ma niemal magiczną moc. Kiedy nadajesz imię komuś, kogo spotykasz na swojej drodze po raz pierwszy, oswajasz go, określasz, czynisz swoim, wprowadzasz go w swoją bardzo subiektywną przestrzeń”. Czy według Ciebie słowo jest stwórcze?

„Na początku było słowo”…

W tymże wywiadzie wspominasz także, że spotkałaś Mistrzynię Zen Ho Min Hai. Na czym polega jej przewodnictwo w twojej fotografii, jaką rolę teraz pełni „żelazna drabina” do walki z kosmitami? Ten fragment twojej biografii często pojawia się w publikacjach, katalogach.

Jestem dzieckiem lat 90. Wtedy było mnóstwo filmów z elementami kosmicznymi. Każdy chciał zobaczyć – lub twierdził, że widział – UFO. W związku z tym w moim słowniku pojawiło się słowo „kosmici”. Równie dobrze mogłoby pojawić się słowo „demony”. Natomiast „drabina” jest parafrazą narzędzia, wskazuje umiejętność wchodzenia do przestrzeni Id – do „piwnicy”. Jest to przedmiot, który umożliwia schodzenie bądź wchodzenie, w zależności jak się go ustawi. Można wejść i wrócić.

Przed chwilą cytowałaś fragment Biblii. Można w niej przeczytać także o „drabinie jakubowej”. W swobodnej interpretacji służyły do pokonywania przestrzeni. Widzisz jakiś związek tych figur?

Pokonywania przestrzeni pomiędzy wymiarami czy też płaszczyznami świadomości – tak. Analogia jest dość trafna. Jej użycie służy do tego samego. Moja drabina nie jest biblijna, ale funkcjonuje podobnie.

Otrzymałaś ją od swojej Mistrzyni. Czy dla Ciebie Bóg jest kobietą?

Bóg jest kobietą! Chociaż – Bóg nie ogranicza się do płci.

Przewodnictwo Mistrzyni, kimkolwiek ona jest, gdziekolwiek ona jest – czym jest dla ciebie?

Przewodnictwo polega głównie na wydobywaniu samoświadomości, szczerości wobec swojej ułomności, szczerości wobec samej siebie i dużej wrażliwości na to, co mnie otacza, i na umiejętność widzenia piękna tam, gdzie wszyscy inni widzą tylko brzydotę. Na nieograniczaniu się do podziału na dobro i zło.

Czy dobrze rozumiem, że ona pokazuje prawdę, która wciąż jest ukryta?

Nie, nie – raczej pokazuje sposób patrzenia. Umiejętność patrzenia. Umiejętność relatywizowania tego, co zostało już nazwane, określone. Nic nie zostało mi objawione – ona dała mi tylko narzędzia. Cały proces odkrywania czy dochodzenia do, jak to nazwałeś, prawdy (chociaż to słowo jest nieadekwatne) jest w moich rękach, jest elementem mojego samorozwoju. Nie ma tak zwanego „gotowca”.

fot. Keymo, 2019, dzięki uprzejmości artystki

Drążąc dalej temat – czy ona daje ci widzenie twojej ułomności, niedoskonałości?

Owszem. Niedoskonałości, która może być elementem siły, czy też elementem konstrukcyjnym, który jest niezbędny w tej rzeczywistości. W naszej przestrzeni, w której funkcjonujemy, żyjemy, nie ma czegoś takiego jak prawda doskonała czy piękno idealne. Jesteśmy zarówno ludzcy, zwierzęcy i boscy. I ten trójkąt…[śmiech]

Triada?

Triada – zawiera właśnie elementy składowe, konstruujące rzeczywistość. Często pomijamy ten element niedoskonałości, ułomności czy własnej słabości. Negujemy go, nie rozumiejąc, że to istotna część całości.

Czasem się mówi „błogosławiony błąd”…

Tak, taki błąd jest nieodzowny. Pogodzenie się z tym elementem jest warunkiem koniecznym do pójścia dalej.

W naszej korespondencji wspomniałaś o koncepcji cienia Junga. Możesz przybliżyć jej znaczenie w twojej fotografii?

Aby móc robić to, co robię, najpierw musiałam przejść pewien etap transformacji siebie samej, polegającej na zajrzeniu w siebie, do tych wszystkich obszarów, które są w przestrzeni osobistego cienia. Rozpoznać to terytorium. Zapoznać się z własnymi „demonami”. Zaprosić je na kawę, co spowodowało, że przestały być elementem represyjnym – stały się elementem składowym mojej osobowości.

Oswoiłaś je zapraszając na kawę? Rozbroiłaś je kawą?

Nie… [śmiech] Rozbroiłam je patrzeniem prosto w oczy i systematycznymi spotkaniami. Pogodzeniem się z tym, że jest to także element, który mnie konstruuje i muszę mu dać też pożywkę. To jest bardzo naturalne – każdy z nas ma te przestrzenie. Wyparcie ich jest powodem chorób psychicznych, deformacji osobowości, zapadaniem w choroby fizyczne.

Chodzi o jedność psychosomatyczną?

Tak, tak.

Uważasz, że zaburzenie triady ciało–emocje–duch może doprowadzać do deformacji?

Tak, i ten element sfery cienia w każdym z nas jest elementem niezbędnym w konstrukcji naszej osobowości. Mój pierwszy etap polegał na tym, że bardzo świadomie rozpoznałam imiona tych demonów, poddałam się im. Poddałam się w takim sensie, że weszłam w przestrzeń którą one zajmują, weszłam w reguły gry, które one ustanawiają, co pozwoliło mi je oswoić.

Wróćmy znaczenia tej koncepcji w twojej fotografii.

To, o czym mówiłam stanowi element matrycy umożliwiającej konstruowanie sytuacji sesji fotograficznej. Z perspektywy 10 lat pracowania z ludźmi dostrzegam pewien powtarzający się schemat. Przychodzą do mnie dość określone osoby, z dość określonymi stanami i celami. Osoby te przeczuwają moją matrycę, dzięki czemu mają poczucie, że zostaną zrozumiane, że mogą uczestniczyć w czymś, czego pragną, i że zostanie to zobrazowane w sposób właściwy. Przychodzi do mnie wiele kobiet.

Uważasz, że to jest terapeutyczne?

Uważam, że tak. To przekonanie nie bierze się znikąd. Mam możliwość obserwacji moich modelek na przestrzeni wielu, wielu lat. Nasze znajomości często nie są jednorazowe i widzę w jakim stadium rozwoju przyszły do mnie, co robiłyśmy, w jakim są aktualnie stanie. Same też często mówią, że były to spotkania, które je otworzyły albo zmieniły, dały upust pewnym popędom, fantazjom, pewnym elementom, które wcześniej nieśmiało wyzierały, ale nigdy nie były unaocznione czy zmaterializowane. Przyznają, że w momencie sesji i konstruowania przestrzeni, którą ja nazywam przestrzenią zdarzeń możliwych, coś zostało uruchomione, uwolnione.

To wszystko dokonuje się w sposób duchowo-materialno-psychiczny. Po takim spotkaniu, rytuale, terapii, sesji – zachodzą pewnego rodzaju transformacje. Jest też niezmiernie ważne, że bohaterki fotografii widzą się potem na zdjęciach, widzą siebie w tym, co nie wiadomo na ile było prawdą, a na ile fotograficzną fantazją. To unaocznienie siebie w przestrzeni pragnień jest decydujące.

fot. Keymo, 2019, dzięki uprzejmości artystki

Uczestniczki twoich sesji pytają czasem ze zdziwieniem, czy to one?

Nie. Ale myślę, że nierzadko mają wątpliwości, czy naprawdę w tym uczestniczyły. Czy przypadkiem nie zrobiły czegoś za dużo. Potem włącza się element oceny społeczno-kulturowej. Gdy wychodzą ze środowiska, w którym jestem ja i sesja, a przechodzą do swojego dotychczasowego, to echo, ten zapis materialny, zdjęcie już jest elementem nieco obcym, odbiegającym od stanu tak zwanej „normalności”. I wtedy może wystąpić…kac…

Przychodzi mi do głowy takie pojęcie jak poczucie zdrady. Ale w pewnym ujęciu odwrotnym. Bo wraca się do środowiska, w którym się żyje z narzuconymi ramami kulturowymi, ale ze świadomością, że przed chwilą robiło się rzeczy przez siebie niewyobrażalne. Takie, które są potrzebne, a są albo wypierane, albo negowane. Niezbędne są chociażby po to, żeby poznać siebie, pogodzić się z pewnymi elementami siebie… Zmierzam do tego, by zapytać Cię wprost: czy uważasz, że twoja fotografia jest bardziej wyzwalaczem, czy bardziej lustrem? A może po prostu reportażem?

W czasie sesji i procesu tworzenia – pomiędzy mną a modelką czy modelem – jest wyzwalaczem. W naszym tu i teraz działa jak wyzwalacz. Dla odbiorcy czy dla krytyka – to jest lustro. Fotografie te odbijają pewne stany psychiczne i kondycję duchową człowieka. Chociaż myślę, że pierwiastek wyzwalający może być także u odbiorcy, ponieważ kiedy ogląda fotografie, to może w tym momencie wyzwalają się w nim pewne pokłady utajonych fantazji czy potrzeb. Moje prace to też w jakimś stopniu reportaż, bo często bohaterkami i bohaterami są niezwykłe istoty, fotografowane w ich naturalnym środowisku, jak na przykład własne mieszkanie.

Pozwól, że wrócę do podstawowego pytania. Czy możesz przybliżyć znaczenie koncepcji cienia Junga w twojej fotografii?

Koncepcją jungowską zaczęłam interesować się dość późno, bo wszystko co robiłam i myślałam było intuicyjne. Jestem zwierzęciem intuicyjnym – dla mnie to było coś naturalnego. Potem zaczęłam o tym czytać i okazało się, że mam przed sobą bardzo bliski mi system ideologiczno-filozoficzny, który w sposób uporządkowany tłumaczy wszystko to, co wcześniej przeczuwałam. Że oto przed moimi oczami jest potwierdzenie moich wyborów i decyzji.

Przejdźmy teraz do zagadnień postrzegania przez innych tego, co pokazujesz. W 2011 roku w czasopiśmie „Exit” Krzysztof Jurecki – krytyk i historyk sztuki – podjął próbuję znalezienia źródeł twojej fotografii. Jako domniemane inspiracje przywołuje twórczość malarzy Witolda Wojtkiewicza oraz Egona Schiele.

Myślę, że Egon Schiele pojawił się między innymi dlatego, że chyba w rozmowie z Krzysztofem Jureckim wspominałam, że ten malarz jest jednym z moich ulubionych. Ponieważ sama maluję i mam pewne zaplecze związane z wykształceniem, te elementy na pewno jakoś mnie konstruowały w poszukiwaniach odniesień, szukaniu swojego odbicia w dziełach innych twórców. Elementy które są nam bliskie, które określają nas, zazwyczaj podobają się nam u innych.

Krzysztof Jurecki także wspominał o Newtonie i jego fotografii.

Helmut Newton, według mnie, patrzył na kobietę i na kobiecą seksualność jak na pewnego rodzaju siłę. Niesamowicie dobrze rozumiał na przykład dynamikę i ciężar kobiecego ciała. To jest jeden z fotografów, który potrafił tak pokierować całą sytuacją – światłem, modelką, kadrem – że czuję się mięso ciała. Gdy pojawiają się na przykład włosy – czy to łonowe, czy jakikolwiek inne – to odczuwasz rzeczywistość tych włosów. Obraz, fotografia jest syntezą tych włosów. Kobiece ciało jest u Newtona ciężkie, silne i bardzo erotyczne. To jest według mnie jeden z nielicznych twórców, fotografów, który potrafi tak to przedstawić. Miał prawdopodobnie obsesję, fascynację na punkcie kobiety silnej, świadomej i dojrzałej, o cielesności, która jest sposobem na unaocznienie tych wszystkich elementów. W takiej kobiecie zawierają się wszystkie aspekty kobiecości. To nie jest tylko i wyłącznie obiekt. Jest to kwintesencja seksualnej siły, tkwiącej potencjalnie w każdym kobiecym ciele.

fot. Keymo, 2019, dzięki uprzejmości artystki

Zasłuchałem się… Chciałbym teraz przywołać hasło z wystawy Nobuyoshiego Arakiego, która odbyła się w Leica Gallery Warszawa w 2012 roku: „Sztuka pozbawiona pornografii to słaba sztuka. Sztuka zawsze zawiera elementy pornografii, a przynajmniej powinna, bo to jest siła napędowa całego życia”. Uważasz, że takie twierdzenia są prawdziwe? Jakie znaczenie ma pornografia w twojej twórczości?

Myślę, że Araki wie o czym mówi. Twierdzę tak, ponieważ też uważam, że naszym życiem kierują dwie antagonistyczne siły. Pierwsza to pierwotna zwierzęca siła zawierająca się w seksie. Druga, przeciwstawna, to pęd ku śmierci. I tak naprawdę nieważne ile założymy ubrań, jak bardzo się przypudrujemy, jak to kurtuazyjnie nazwiemy, jak będziemy chcieli to wszystko zawoalować – te dwa nurty, które przesiąkają naszą egzystencję, są elementarne, podstawowe i to one rządzą tak naprawdę naszym życiem. Martwe natury, kwiaty, które fotografował Araki, to element śmierci, rozkładu. Ale przecież w samym seksie mamy element który się nazywa…

La petite mort?

Tak! Mała śmierć. Tak – orgazm! Mała śmierć, odcięcie od „tu i teraz”. Pamiętajmy, że nie ma przed tym ucieczki, że wszystkie nasze nieujawnione, nieuświadomione popędy seksualne nas deformują.

W życiu codziennym?

Tak, w życiu codziennym! Każdy z nas jest w pewien sposób naturalny i nieoczywisty seksualnie. Samouświadomienie sobie tych wszystkich elementów konstruuje nas i powoduje, że żyjemy w zgodzie ze sobą. Spokojnie możemy się realizować, rozwijać i możemy w pełni czerpać z siebie, z życia. Czerpać przyjemność.

Myślałaś może o fakultecie z psychologii?

To wszystko o czym mówię, przerabiałam osobiście. To jest dla mnie oczywiste i naturalne. Wszystkie moje najważniejsze wnioski wynikają z moich osobistych doświadczeń, z samoświadomości i z tego, że – jak mówiłam – chodzę z moimi demonami na kawę. Wiem, że nie mogą być zupełnie głodne, dlatego karmię je świadomie. To jest niezbędny element równowagi, powodujący, że mogę funkcjonować w pełni, że mogę tworzyć, być świadoma, mogę być szczęśliwa, mogę, kurwa, oddychać!

Jesteś wolna?

Tak. W aspekcie ducha – tak.

Czy odpowiedziałaś mi na pytanie? Jakie jest znaczenie pornografii w twojej fotografii?

Jest oczywiste! [dużo śmiechu] Daje wolność! Daje radość, daje samoświadomość, spełnienie, poczucie płynięcia. Poza tym element seksualności w życiu jest jednym z podstawowych. To jest jego bardzo podstawowa część i jej tłumienie czy udawanie, że jej nie ma, albo nie badanie jej, jest po prostu błędem. Kulturowo i społecznie mamy to bardzo utrudnione, bo religia nakłada na nas jarzmo grzechu, wstydu, poczucia winy. Brak możliwości samorealizacji powoduje, że te wszystkie tłumione elementy mogą nas zdeformować i uczynić z istotami pokracznymi, ułomnymi, psychopatycznymi…

Chcę jeszcze coś dodać, bo ten element jest dla mnie bardzo ważny z punktu widzenia kobiet. Kobiety mają prane mózgi przez setki lat i kobieca seksualność jest przestrzenią wciąż nieoczywistą, wciąż skodyfikowaną w sposób nienaturalny, nieprawdziwy, zakłamany. W zasadzie wszystko, co jest powiedziane o kobiecości do tej pory jest nieprawdą.

To brzmi wywrotowo! To hasła prawie na barykady.

No tak – w zasadzie na barykady. Seksualność kobiety jest przestrzenią nieujarzmioną, nieograniczoną, mającą wiele wymiarów. Najgorsze jest to, że same kobiety o tym nie wiedzą, a co dopiero mężczyźni…

Myślę, że mężczyźni to przeczuwają.

Przeczuwają i odczuwają lęk. To żywioł pochłaniający. Najgorsze jest to, że same kobiety nie dają sobie prawa zbadania, uświadomienia wewnętrznej kosmicznej siły, niezliczonych wszechświatów, które są w nich. To jest prawdziwie bardzo smutne.

W naszej korespondencji pisałaś o fotografiach, które nigdzie nie były publikowane ze względu na cenzurę w internecie. Czy to się łączy ze specyfiką fotografii i prawem do wizerunku osób uczestniczących w sesjach?

fot. Keymo, 2019, dzięki uprzejmości artystki

Osoby, które uczestniczą w sesjach, mają podpisaną ze mną umowę. Jest to formalnie uregulowane. Problem leży gdzie indziej. Tak naprawdę nie ma miejsca w internecie, które byłoby odpowiednie do publikacji. Na przykład Instagram praktykuje cenzurę. Facebook jeszcze większą. Jestem zablokowana na Fb od wielu miesięcy – najpierw przez ujawnienie na zdjęciu włosów łonowych, potem za poglądy polityczne.

Czyli w takim ujęciu można zaryzykować twierdzenie, że włosy łonowe równają się poglądom politycznym?

Tak! [śmiech] Natomiast strony z pornografią są obrzydliwe i okropne, nie nadają się do ekspozycji konstruktywnej pornografii czy konstruktywnej erotyki, bo pornografia patriarchalna to nie jest absolutnie to, o co mi chodzi. Zdjęcie waginy nie jest równe zdjęciu waginy… Nie ma takich stron, takiej przestrzeni w internecie, która byłaby intelektualnie podbudowana, dająca możliwość rozwijania świadomości, która nie byłaby zwyczajnym pornograficznym medium, które służy jedynie niewyrafinowanym spełnieniom masturbacyjnym.

Czy rzeczywiście jedną z twoich pierwszych wystaw fotograficznych była łódzka Agencja z 2007 roku?

Tak, byłam jeszcze wtedy na studiach. Wystawa odbyła się w ramach festiwalu fotograficznego w Łodzi. Zostałam wytypowana przez panią profesor Agatę Pankiewicz. Wtedy realizowałam projekt Agencja, który wpisywał się w nurt fotografii nieco konceptualnej i współczesnej. Jest tam mało mnie i mojego postrzegania. Projekt chłodny, analityczny. Dla mnie obecnie najważniejszy jest aspekt ludzki – ludzi realnych, ludzi z ich prawdziwą energią. Ten projekt pokazuje wnętrza agencji towarzyskich bez ludzi. Agencji tuż przed otwarciem lub tuż po zamknięciu. Pokoje są w trakcie sprzątania – są jakieś wywieszone ręczniki, wietrzą się dywaniki, okna są otwarte. Jest to sytuacja zastana, zamrożona gdzieś pomiędzy stanem, który ma się odbyć, a który już był. Przestrzeń dziwna, bo nie jest wypełniona człowieczym ruchem, a jednak z aspektem seksualnym.

Swoisty moment graniczny?

Tak, cała praca zasadza się na tym właśnie momencie granicznym. Samo dostanie się do tych agencji wymagało ode mnie specjalnego podejścia. Na naszym polskim podwórku nie wchodziło w grę fotografowanie dziewczyn. One wiedziały, że żyją w strefie cienia, co w naszym społeczeństwie jest absolutnie piętnowane. To środowisko na dobrą sprawę jest dość konserwatywne. Jeśli nie chcesz tego samego, czego tam się zwykle chce, w takiej formie, jaka jest przewidziana, to jest to dziwne, zboczone. Są tam jasno ustanowione zasady i reguły, a wykroczenie poza nie jest postrzegane jako coś nienormalnego.

Postawiłem most między wystawą Agencja, a oddaloną o 10 lat ostatnią wystawą Womanspreading z Iwoną Demko. Opowiedz, proszę, o swoich zmianach w fotografii.

No tak, to jest bardzo duży rozkrok – 10 lat. Na początku mojej fotograficznej twórczości byłam w trakcie swoich osobistych podróży i spotkań kawowych z demonami, więc to wszystko było w formie jeszcze nieukształtowanej. Agencja przystawała do panujących reguł fotograficznych, czyli podejścia konceptualnego w postaci projektu, który zaczyna się i kończy na formie. Agencja jest mocno zanurzona w rzeczywistości, ale zbyt intelektualna, zbyt czysta, zbyt formalnie poprawna. Ciekawym aspektem tego projektu było to, że musiałam wejść, przebić się do zamkniętego świata agencji towarzyskich. Dzwonić domofonem i mówić, ze szukam pracy i czy mogę rozmawiać w związku z tym z właścicielem… To było ciekawe wyzwanie.

W ten sposób przygotowałaś sesję, przygotowałaś przestrzeń. Tam też wszystko już było.

Tak – tam wszystko już było, ale nie było elementu ludzkiego, natomiast tutaj, na drugim filarze mostu – chodzi mi o sesję z Iwoną Demko – jest świadoma przestrzeń seksualna nacechowana energią joni – siłą potencjału kobiecej seksualności i samoświadomości.

Keymo, „Autoportret”, 2018, dzięki uprzejmości artystki

Mamy tu wzniesione barykady wolności?

Tak, jak najbardziej – w moim osobistym życiu i w spotkaniach z innymi kobietami również. To jest już dojrzały dialog między artystkami, które interesują się podobnymi przestrzeniami, mówią o nich w sposób różny – mają różne punkty widzenia, ale zależy im na tym samym, chodzi im o to samo.

Jakbyś skonstruowała swój autoportret?

Myślę że tutaj słowa są zbędne. [Keymo pokazuje namalowany autoportret]

O! W takim razie zrobię wam zdjęcie. Ciebie z autoportretem.

To jest praca sprzed miesiąca [październik 2018 roku – przyp. red]. Pracując w różnych mediach, zdecydowałam się autoportret namalować, bo jest to medium bardziej duchowe, które zasadza się na pewnego rodzaju syntezie niedosłowności,  duchowym dotykaniu elementów, które nie bazują na materialnej oczywistości. To jest emblemat duchowej przestrzeni. Moja cielesność jest dla mnie tylko i wyłącznie powłoką, która mnie dookreśla, ale nie w pełni określa.

Czy to, co powiedziałaś teraz, burzy harmonię między wierzchołkami symetrycznego trójkąta energii?

Nigdy nie ma się odpowiedniego dystansu do siebie. I siebie postrzega się trochę jako twór spoza. O ile ma się w sobie zapisany jakiś konstrukt albo kodeks, to bardzo trudno siebie w tenże kodeks wpisać.

Użyłaś określenia „twór spoza” – na policzkach twój autoportret ma umieszczone elementy podobne do takich, jakie posiada jedna z postaci na twoich fotografiach.

Nie wiem o czym mówisz… Bardzo mało wykonuję autoportretów, ponieważ moje myślenie, moja świadomość, moje postrzeganie życia, postrzeganie rzeczywistości odbywa się w przestrzeni twórczości i działań artystycznych – bez fokusowania się na mnie. To wszystko jest opowieścią o mnie, jak najbardziej, ale sama dla siebie jestem niewystarczająca. Moja powłoka to jedna z wielu części materii. Natomiast świadomość musi się rozlać dalej i szerzej. Jestem tylko punkcikiem, który wygląda w taki a nie inny sposób.

Mówię o portretach umieszczonych przez ciebie na Instagramie. O zdjęciach człowieka, który zniekształca swoją twarz, dodając płaty skóry pod oczami…

Kakatharsis?

Tak!

To obraz z poetyką rozkładu ludzkiego ciała, transformacją w różnych kierunkach. U mnie to są wory pod oczami! Sama dla siebie nie jestem wystarczająca. Mówienie o samej sobie jest po prostu nudne, jest niewystarczające, niepełne.

Czym jest dla ciebie otrzymanie Stypendium pamięci Konrada Pustoły? 

Jest pierwszym tego typu uznaniem po 10 latach pracy twórczej, bo do tej pory nic takiego się nie dokonało w sposób formalny, w przestrzeni instytucji kultury. Nikt mnie do tej pory w ten sposób nie docenił.

Krzysztof Jurecki w pierwszych swoich rozważaniach blogowych o rezultatach twoich działań twórczych pisał, że dobrze rokujesz…

Od 10 lat rokowałam [śmiech]. To jest wsparcie instytucjonalne i takie też jest potrzebne. Bardzo się cieszę, że miało miejsce. Praktycznie przełoży się to na fakt, że będę miała pieniądze, że będę mogła zrealizować projekty, które mogłyby się opóźnić albo nie dokonać się wcale. Te pieniądze pragnę przeznaczyć na twórczość, na zakup materiałów fotograficznych. Pracuję przede wszystkim z fotografią analogową. Będę mogła teraz zacząć projekt, który już dawno przemyślałam. Będę mogła zrobić tournée po Polsce – zaprosić różne kobiety do jego realizacji…

fot. Keymo, 2019, dzięki uprzejmości artystki

Uchylisz rąbka tajemnicy?

Projekt będzie mówił o seksualności, co nie jest zaskoczeniem. Tematem jest kobieca masturbacja. Udział wielu kobiet pozwoli pokazać ten temat z wielu stron, na wiele sposobów, ponieważ to Uczestniczki będą formułowały jego treść i kształt.

Według Światowej Organizacji Zdrowia, o ile dobrze pamiętam, masturbacja jest dobrostanem człowieka.

Tak – jest to element zdrowej seksualności. Substancje biochemiczne, które są uwalniane podczas masturbacji, są nam potrzebne. To naturalne spa. Nie należy masturbacji traktować jako elementu zagrażającego życiu seksualnemu z partnerem, tylko jako element który jest częścią… świata równoległego, który jest warunkiem koniecznym dla prawidłowego i zdrowego życia seksualnego.

Zapoznałem się niedawno z opracowaniem mojej znajomej, Weroniki Perłowskiej – jak ja studentki fotografii – na temat dziejów histerii. Byłem poruszony i porażony tym, co człowiek może zrobić drugiemu człowiekowi, a także sobie samemu, w błędnym przeświadczeniu, że czyni dobro…

Czytałam o kobietach w XIX w., które przychodziły do lekarza zaniepokojone stanem, który daje im orgazm – oczywiście nie rozumiały tego jako orgazm, ale jako objawy choroby. Jedna z pacjentek w trakcie „seansu terapeutycznego” zaczęła odczuwać te same symptomy, które napawały ją niepokojem. Doznała tak silnego lęku, że zmarła.

Tak, jak można wywołać zawał serca lękiem zagrożenia życia… Keymo, czyli stypendium, poprzez możliwość realizacji nowych projektów, może przyczynić się do wyzwalania seksualności kobiet.

Tak! Mam też takie marzenie – chcę robić filmy pornograficzne. Jednak każdy, kto słyszy o czym mówię, odpowiada: „Okej, ale w tym nie ma pornografii”.

Może trzeba stworzyć nowy gatunek sztuki wizualnej?

To ma być poetyczna, sensualna podróż, która oczywiście ma elementy pornograficzne, ale która wykracza całkowicie poza to, co uznawane jest dziś za pornografię. Tu znowu chodzi o podejście do własnej seksualności, do seksu w ogóle. Chcę nawiązać do szkoły filmowej lat 60. Interesuje mnie formalny sposób podejścia, w którym często występują rozwiązania surrealistyczne. To był czas rewolucji seksualnej, ludzie wierzyli, że poprzez swoją otwartość mogą zmieniać świat. Wtedy pękły ograniczenia i wszystko płynęło w kierunkach, które obecnie nie funkcjonują.

Jak rozumiesz perwersję?

Dla mnie perwersja to poezja. Poezja ciała.

Jest jeszcze jedno hasło, które pojawiło się w moich notatkach przed naszym spotkaniem: „demiurg niechcianego”… logika śmietnika. Co powiesz na takie określenie sposobu tworzenia i prezentacji?

Cudowne określenie! Jeden z moich ulubiony filmów – Scraps – pokazuje mój świat. Ludzie z marginesu, mieszkający na brudzie swojej egzystencji, tam, gdzie piętrzą się góry śmieci i dziwnych przedmiotów. Jest taki fragment u Bruna Schulza opisujący kompostownik, który buzuje fermentacją, na którym żyją soczyste zielone rośliny, bo w śmietniku jest wszystko – jest to, czym jesteśmy. Co robi detektyw? – Rozpoznaje śmieci. Na podstawie śmietnika dowiaduje się całej prawdy o człowieku. 

Z wielką chęcią zobaczę twoje fotografie utajone.

Tylko żeby to zrobić, muszę dolać Ci wina i włączyć muzykę. To są fotografie z 10 lat, których właściwie nie ma w internecie. To, co funkcjonuje w sieci, jest niewielkim wycinkiem moich zasobów. Nie czuję potrzeby pokazywania tego wszystkim. Poza tym – nie ma gdzie tego pokazywać. To na przykład mój autoportret z „doktorem penetratem”, którego czule nazywam „zboczeńcem”, a z którym znam się od wielu lat.

fot. Keymo, 2019, dzięki uprzejmości artystki

fot. Keymo, 2019, dzięki uprzejmości artystki

Nie istnieje wiele twoich fotograficznych portretów…

Zapewne można je policzyć na palcach jednej ręki.

Czy rzeczywiście jest tak, jak mówisz, że „wszystko jest na miejscu”, że Wszechświat daje ci wszystko, czego potrzebujesz w czasie twórczego spotkania fotograficznego?

Często jest tak, że wszystko jest – nawet, gdy nie było do końca zaplanowane. Mam ulubioną historię związaną z tym zjawiskiem. Męczę się na sesji, czegoś mi brakuje… Zostawiam modelkę i aparat, idę do lasu się wysikać – sikam i patrzę, a tam – omszała lalka, podobna do mojej modelki! W lesie! Wybiegam, wołając, że mam! Że to jest właśnie to!

Często używasz prostego aparatu z ładunkiem filmu małoobrazkowego, zwykłej lampy błyskowej, fotografujesz światłem płaskim, w sposób niewyrafinowany, raczej brutalny…

Wszystkie elementy mają znaczenie. Podczas zdjęć jestem stanowcza, wręcz agresywna. Mówię: ściągaj majtki, polecimy do granic, przekroczymy granice. Może właśnie tego wyrazem jest ta niewyrafinowana lampa błyskowa. To już jest coś, co nie jest do zwerbalizowania, i co może dawać poczucie kaca.

To są swego rodzaju transgresje.

Tak, i one stanowią przyczynę pewnego dyskomfortu dla uczestniczących w sesjach. Często słyszę: „Keymo, mogłabyś tego nie publikować?” Ale jest umowa. Ocalimy świat przez wspólny orgazm.