tagi — Oliwia Thomas   

Oliwia Thomas Mikoryza

Mikoryza

Całe świadome dzieciństwo spędziłam nad Jeziorem Zegrzyńskim, 30 km na północ od Warszawy. W niewielkim Zegrzu, liczącym około 900 mieszkańców, przeważa niska, trzypiętrowa zabudowa, stworzona dla rodzin i pracowników jednostki wojskowej oraz kilka ośrodków wczasowych. Dobrze przemyślany i luźny układ architektoniczny, stanowi jedynie dodatek do środowiska naturalnego. I słusznie, bo to ono jest tu najważniejsze.

Zegrze odwiedzają przede wszystkim miłośnicy sportów wodnych oraz osoby, które chcą odpocząć od zgiełku i pośpiechu pobliskiej Stolicy, a wyraźnie odczuwalna aura wakacyjnego wypoczynku utrzymuje się tutaj przez cały rok. Nieustanne przebywanie w otoczeniu przyrody oraz wielu gatunków roślin i zwierząt, które już dawno nauczyłam się rozpoznawać, przyczyniło się do rozwoju mojej spostrzegawczości i wrażliwości, którą pogłębiałam podczas studiów artystycznych.

Z przykrością obserwuję, jak Zegrze powoli traci swój charakter i niszczeje. Z wielu punktów usługowych i kulturalnych przetrwały jeden sklep, kościół i poczta. Brakuje miejsc pracy, a renowacji wymagają już prawie wszystkie drogi dojazdowe.

***

Zanim zaczęłam aktywnie działać w ramach ruchu sąsiedzkiego w Zegrzu, w mojej pracy artystycznej głównie tworzyłam dzieła o charakterze konceptualnym (z pogranicza fotografii, malarstwa i performansu), uwypuklające absurdy życia codziennego. Gdy w 2017 r. w mojej rodzinnej miejscowości rozpoczęto przygotowania do budowy apartamentowca Portico Marina (wbrew mieszkańcom i zdrowemu rozsądkowi, dewastując naturalną i pełną bujnej roślinności skarpę nad brzegiem jeziora), zastanawiałam się jak ja, jako mieszkanka i zarazem artystka, mogę w tej sytuacji pomóc, by powstrzymać realizację absurdalnego pomysłu i zapobiec dalszej degradacji środowiska.

To długoterminowe i wielopłaszczyznowe przedsięwzięcie, które przebiegało równolegle z moimi studiami, otworzyło mi nowe, wcześniej niedostrzegane możliwości rozwoju własnej ścieżki artystycznej. Wcześniej nie przyglądałam się działaniom aktywistycznym, ani też szczególnie mnie one nie interesowały – być może dlatego, że dotyczyły one (w moim ówczesnym rozumieniu) spraw zbyt złożonych lub zbyt odległych. Pikietowanie pod jakąś instytucją czy zbieranie podpisów pod petycją uważałam za daremne.

Jednak kiedy w Zegrzu doszło do nadużyć, ja oraz inni mieszkańcy – najpierw w mniejszym gronie, a następnie w coraz szerszym kręgu – zaczęliśmy poświęcać wolny czas, próbując uratować co się da. Występowaliśmy w imieniu roślinności i zwierząt, które same obronić się nie mogą, ale także w imieniu swoim: niewidocznych dla lokalnych władz i zupełnie pominiętych przez dewelopera, rdzennych mieszkańców Zegrza. Działania te poszerzały moje rozumienie sztuki, ale też przesuwały je w kierunku aktywizmu, choć nim do końca nie były. Zrozumiałam, że chcę i mogę tworzyć sztukę, która nie jest tylko rozrywką, ale może prowadzić do realnych zmian na lepsze.

Oliwia Thomas, Drzewa, które nie zakwitną

***

W marcu 2017 roku mieszkańcy Zegrza otrzymali wiadomość o rozpoczętej procedurze przyznawania pozwolenia na budowę. Jego przedmiotem nie miało być jednak to, czego od lat najbardziej brakowało Zegrzynianom – przedszkole, żłobek, plac zabaw, czy zaplecze usługowo-turystyczne – a ogromny kompleks hotelowo-mieszkalny Portico Marina. Poza informacją, otrzymaliśmy również wyjątkowo nieczytelne i niedbałe skany rzutu architektonicznego planowanej inwestycji. Wynikało z nich, że nowa budowla będzie dwa razy wyższa od dotychczasowych bloków, a jej zwarta bryła – zlokalizowana na naturalnej skarpie – ograniczy dopływ światła słonecznego do sąsiadujących budynków, naruszy swobodny przepływ powietrza oraz prawdopodobnie uniemożliwi dostęp do brzegu jeziora.

Kiedy starałam się szukać pomocy wśród warszawskich organizacji, te odsyłały mnie do lokalnych aktywistów bliżej Zegrza. Jednak ze względu na bliskość stolicy, najbliższymi aktywistami byli właśnie ci, których prosiłam o pomoc. Kumulacja niejasności, brak wsparcia i prawdopodobieństwo utraty przepięknej, bujnej zieleni i zamieszkujących ją zwierząt, znajdujących się na sprzedanym inwestorowi terenie, popchnęły mnie w kierunku niezwłocznego rozpoczęcia akcji protestacyjnej.

Nie miałam wcześniej doświadczenia w działaniach aktywistycznych, ale posiadam umiejętność rzetelnego i dokładnego wyszukiwania informacji, której używam na co dzień przy tworzeniu projektów artystycznych. Wraz z niewielką w tamtym czasie grupą sąsiadów, uzupełnialiśmy na bieżąco bazę danych, potrzebną do regularnego informowania mieszkańców Zegrza oraz miłośników wypoczynku nad zalewem o toczącej się sprawie przy użyciu mediów społecznościowych. Publikowaliśmy dziesiątki dokumentów, zdjęcia z prywatnych archiwów, tworzyliśmy infografiki, plakaty i ulotki objaśniające możliwe negatywne skutki budowy i jej niszczycielskie oddziaływanie na środowisko.

Początki nie były spektakularne. Większość mieszkańców nie wierzyła, że wspólnymi siłami możemy cokolwiek zmienić, ponieważ w wielu przypadkach walka z deweloperem była walką z wiatrakami. Przykładem protestu, który zakończył się niepowodzeniem, jest chociażby sprzeciw aktywistów wobec niszczenia środowiska i deweloperskich nadużyć podczas budowy największego w Polsce zamku w Puszczy Noteckiej

Obydwie sprawy toczyły się niemalże w tym samym czasie. Tym, co dodatkowo łączyło budowę nad Jeziorem Zegrzyńskim z tą spod Poznania, było zachowanie lokalnych władz. Zmieniły one prawo na korzyść dewelopera, zupełnie nie licząc się z konsekwencjami niszczenia cennego przyrodniczo terenu, zlokalizowanego w granicach Warszawskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu.

Liczba osób popierających protest przeciw budowie nad samym brzegiem jeziora ponad osiemnastometrowego apartamentowca, przeznaczonego na 100 mieszkań, rosła z miesiąca na miesiąc. Równolegle do prowadzonej przez nas aktywności w internecie, zorganizowaliśmy kilka sąsiedzkich ognisk, podczas których dodawaliśmy sobie otuchy, jednoczyliśmy w działaniach i wymienialiśmy pomysły na dalszą przyszłość Zegrza. Wspólnie malowaliśmy i wywieszaliśmy protestacyjne banery na balkonach bloków sąsiadujących z planowaną budową. Dzięki takim działaniom, udało nam się zdobyć zainteresowanie mediów i przyjezdnych turystów.

Oliwia Thomas, Drzewa, które nie zakwitną

***

W odpowiedzi na nasze interwencje, inwestor opublikował w znanych tytułach prasowych pierwsze sponsorowane artykuły o apartamentowcu Portico Marina. Zawierały one komputerowe wizualizacje, które przyczyniły się do zneutralizowania naszych dotychczasowych starań. Przy rosnącej liczbie lokalnych zwolenników protestu, zaczęła rosnąć również liczba ogólnopolskich zwolenników cyfrowego marzenia o budowie. To zmusiło nas do intensywnego odpowiadania na ataki osób zupełnie niezwiązanych ze sprawą, które czerpały swoją wiedzę tylko z notki promocyjnej dewelopera.

Muszę przyznać, że graficy wykonali swoją pracę bardzo zgrabnie: nowe apartamenty wyglądały atrakcyjnie i nowocześnie. Nikt natomiast nie mógł nam zagwarantować, że to, co widzimy na wizualizacjach, będzie wyglądało tak samo w rzeczywistości. Przykładem może tu być straszący od wielu lat ceglany szkielet nieukończonej budowy „Apartamentów w Wierzbicy” – miejscowości nad Narwią, oddalonej zaledwie 10 km od Zegrza.

Wizualny triumf dewelopera nie trwał długo. Obrazki-obiecanki nie mogły się równać z rzetelnymi i prawdziwymi informacjami podawanymi przez mieszkańców i z szerokim zasięgiem publikowanych przez nas postów i prawdziwych zdjęć. Nasze działania dostrzegły stacje telewizyjne takie jak Polsat News, TVP i Superstacja, które w przeciwieństwie do władz gminy Serock były zainteresowane opinią mieszkańców i chciały z nami rozmawiać. Chwilowo osiągnęliśmy rozpoznawalność, na jakiej nam zależało. Przestaliśmy być anonimową grupą osób z obszaru wiejskiego, które za nic mają postęp, luksus i rozwój, a zaczęliśmy funkcjonować w przestrzeni publicznej jako świadomi środowiskowo mieszkańcy, którzy się lubią, wspierają, chcą dbać o własną miejscowość i wiedzą jak to robić.

Podczas trwania sąsiedzkiego protestu przeciw budowie, urzędnicy Gminy Serock nigdy się z nami nie spotkali, za to dwukrotnie udało nam się skonfrontować z przedstawicielami dewelopera. Do spotkań doszło za pośrednictwem Radia Dla Ciebie, które zaprosiło nas i reprezentantów inwestora do rozmowy o realnym zagrożeniu i potencjalnych zyskach i stratach czekających naszą miejscowość. Warto jednak wspomnieć, że spotkania z deweloperem wynikały z jego obawy o wizerunek firmy i samej budowy, a nie z chęci komunikacji z mieszkańcami czy próby poszanowania zasady dobrego sąsiedztwa.

Przez półtora roku – od pierwszej informacji o rozpoczęciu rozpatrzenia pozwolenia na budowę, po deweloperski obrazek-obiecankę – udało nam się wspólnie stworzyć przestrzeń jednoczącą wszystkich mieszkańców. Podnieśliśmy swoją świadomość i wyczuliliśmy się na reklamowe hasła o pięknym życiu w nieistniejącym apartamentowcu, które rażąco mijały się ze stanem faktycznym. Od dewelopera dowiedzieliśmy się na przykład, że ze względu na bliskość lotniska w Modlinie, Zegrze jest połączone niemalże z całym światem. Zapomniano jednak dodać, że komunikacja miejska składa się z jednej linii autobusowej, która kursuje zaledwie kilka razy w ciągu dnia i ani razu nie dociera na lotnisko. Zlikwidowane kilka lat temu – z powodu braku rentowności – bezpośrednie połączenie do Warszawy oraz rzadko pojawiający się bus z ograniczoną ilością miejsc, wymusiły na większości mieszkańców posiadanie samochodu.

Gdy wydawało nam się, że wspólnymi, długoterminowymi działaniami skutecznie odsunęliśmy w czasie plany budowy i wystarczająco zniechęciliśmy potencjalnych nabywców przyszłych apartamentów w „Twierdzy Zegrze”– nazywanej przez nas żartobliwie na wzór pobliskiej Twierdzy Modlin – nastąpiło to, czego najbardziej się obawialiśmy: wycinka bujnej zieleni. Urzędnicy gminni, z obawy przed konfrontacją, wypracowali system komunikacji z nami w formie obwieszczeń, ukazujących się co prawda regularnie, ale w gablocie ratusza miejskiego w Serocku, oddalonym od Zegrza o osiem kilometrów oraz w miejscu planowanej budowy. O wycince nikt nawet nie wspomniał.

Pod koniec 2018 roku deweloper otrzymał od UMiG Serock pozwolenie na wycięcie trzydziestu drzew w wieku od czterdziestu do stu lat, którą przeprowadził we wtorkowy poranek, gdy większość mieszkańców była poza domem. Nikt nie mógł bezpośrednio jej zapobiec. Z dokumentów do których udało nam się później dotrzeć wynikało, że wycinka ogromnych, starych drzew, kosztowała dewelopera zaledwie 46 tys. zł, a pozwolenie, które otrzymał, wydano bezprawnie, przed uzyskaniem decyzji środowiskowej.

Do momentu wycinki korzystaliśmy z języka działań aktywistycznych oraz w dużej mierze z krytyki folderów reklamowych, co przekładało się na zainteresowanie mediów. Jednak formuła pisania artykułów o nieistniejącej budowie już się wyczerpała, a od dziennikarzy dowiedziałam się, że większy materiał będzie można stworzyć dopiero w momencie, kiedy budowa się rozpocznie. Do tego staraliśmy się nie dopuścić. Musieliśmy więc zadziałać jeszcze skuteczniej.

By odnieść większą niż do tej pory skuteczność, musiałam sięgnąć po dobrze mi znane narzędzie sztuki, bo sam aktywizm – w tym konkretnym przypadku – stracił moc. W ciągu kilku dni od wycinki szczegółowo zaplanowałam i zorganizowałam bezpośrednią odpowiedź na to przejmujące zdarzenie – performance ​Drzewa, które nie zakwitną. Tym samym wkroczyłam w nowy obszar mojej sztuki, w którym zaczęła ona przenikać się z aktywizmem i zmieniać pod jego wpływem.

Oliwia Thomas, Drzewa, które nie zakwitną

***

W książce ​Sztuczne Piekła ​brytyjska historyczka sztuki Claire Bishop przedstawia zjawisko szeroko rozumianej sztuki partycypacji, w której znaleźć można wiele przykładów działań artystycznych będących reakcją na niezadowolenie z warunków społecznych, ekonomicznych czy politycznych. Dobór przykładów w tej publikacji pokazuje, że przecinanie się trajektorii sztuki i społecznego zaangażowania jest symptomatyczne i powraca zawsze wtedy, kiedy dochodzi do politycznych przewrotów czy transformacji.

To, co szczególnie bliskie moim własnymi spostrzeżeniom, to zauważona przez Bishop cecha sztuki powodująca, że działania artystyczne (nawet te krótkotrwałe) mogą ułatwić dostrzeżenie wcześniej niezauważalnych możliwości pozytywnej zmiany. Jak pisze Bishop, ​„tam gdzie zawiodły rozwiązania społeczne, musi wkroczyć sztuka”1 Claire Bishop, ​Artificial Hells, Participatory Art and the Politics of Spectatorship​,​ Verso, London-New York 2012, s. 275.

W naszym przypadku odpowiedzią na nielegalną wycinkę drzew przez dewelopera był niemy protest przy użyciu trzydziestu zielonych świec dymnych, które odpowiadały trzydziestu ściętym drzewom. Do swojego działania zaprosiłam sąsiadów, którzy pomimo braku artystycznego doświadczenia, zaufali mojej intuicji i z przyjemnością wyrazili chęć uczestnictwa. Stojąc w miejscu pozostawionych pni, odpaliliśmy równocześnie race, których dym unosił się i rozchodził w powietrzu, symbolicznie upamiętniając utraconą na zawsze roślinność. Przebieg tego krótkiego działania dokumentowany był przy użyciu drona, dzięki któremu poza samym protestem i bezdrzewną działką, można było zobaczyć również obszar niewielkiego Zegrza.

Po prawie dwóch latach budowania wspólnymi siłami poczucia lokalnej tożsamości, podświadomie czułam, że nie tylko ja potrzebuję jasno wyrazić swój sprzeciw i zamanifestować poczucie niesprawiedliwości, która nas spotkała. Nie chciałam zorganizować samodzielnie wydarzenia i kontrolować jego przebiegu od początku do końca, lecz zaproponować mieszkańcom coś więcej niż tylko bierne przyglądanie się. Chciałam, by ich uczestnictwo było aktywne, by również oni mieli szansę uzewnętrznienia swojego poczucia straty i żalu. Pokładałam też duże nadzieje w samej dokumentacji, która mogłaby pomóc zwiększyć rozpoznawalność naszego protestu i na nowo zainteresować opinię publiczną oraz pokazać realną skalę zniszczeń.

Oliwia Thomas, Drzewa, które nie zakwitną

W tym miejscu chciałabym się odwołać do kolejnej interesującej publikacji, ​Prawda jest konkretna pod redakcją Floriana Malzachera, w której ponad dziewięćdziesięciu autorów przygląda się sztuce zaangażowanej politycznie i społecznie oraz kreatywnemu aktywizmowi, analizując dążenie do społecznych zmian czy demokratycznego samostanowienia. Malzacher – podobnie jak Bishop w ​Sztucznych Piekłach – wskazuje, że niezadowolenie z warunków politycznych, ekonomicznych i społecznych, w których się znajdujemy, prowadzą do zawiązania się nowych połączeń między sztuką i aktywizmem. Osobiście jednak nie do końca zgadzam się z koncepcją zlewania się tych dwóch działań w jedno, nazwane przez Malzachera artywizmem. Ze względu na własną praktykę bliżej mi do metafory mikoryzy, powszechnie występującej współpracy między korzeniami rośliny a grzybami. Proponuję zatem formułę bardziej organiczną, w której nie dochodzi do syntezy pomiędzy sztuką a aktywizmem, a do wyrastania jednego bytu na drugim.

Aktywizm jest niczym żyjąca samotnie roślina, która w pewnym momencie traci możliwość absorpcji energii i informacji z rzeczywistości. W takiej sytuacji aktywizmowi przychodzi w sukurs sztuka, która, niczym symbiotyczne gatunki grzybów, pomaga w znalezieniu odpowiedzi na zmieniające się warunki środowiskowe, poszerzając zakres działania całego, niezwykle złożonego, mutualistycznego tworu. Mikoryza jest splotem różnych organizmów, które ze sobą współdziałają, a nie jak u Malzachera, tworzą jeden nowy organizm, zatracając wewnętrzne różnice.

Tym, na co zwróciłam uwagę czytając książkę ​Prawda jest konkretna i co pozwala mi lepiej zrozumieć własne działania z sąsiadami, jest fragment, w którym Malzacher dokonuje konkretnego rozróżnienia pomiędzy działaniami aktywistycznymi a sztuką:

„Akcja bezpośrednia to przeciwieństwo wahania się, ambiwalencji; refleksja przynajmniej w pewnej mierze ulega w niej zawieszeniu. W tym sensie jest tym typem działania, który mógłby się wydawać najbardziej oddalony od sztuki”. 1 Florian Malzacher, ​Prawda jest konkretna​, Fundacja Bęc Zmiana, Warszawa 2018, s. 14

Jednak w naszym przypadku, przeprowadzone przeze mnie wspólnie z mieszkańcami działanie było bezpośrednią manifestacją bezsilności wobec niszczenia środowiska, ale również formą ostatniego pożegnania z na zawsze utraconą roślinnością, stanowiącą największy atut Zegrza. Opisane przedsięwzięcie pokazuje, że sztuka (jak grzyby) wrosła w korzenie rośliny (aktywizmu), pozwalając mu na reakcję wobec zmieniających się okoliczności.

To, jak pracuję, nie odnajduje się w paradygmacie sztuki krytycznej, którą przyjął chociażby Artur Żmijewski i opisał w wydanym w 2007 roku przez „Krytykę Polityczną” manifeście Stosowane Sztuki Społeczne. Moje działania są dalekie od eksperymentu społecznego, który w przypadku Żmijewskiego może prowadzić do manipulacji ludźmi czy krytyki ich przekonań. Podczas tworzenia własnych działań artystycznych, w których współpracuję z osobami niemającymi wcześniej kontaktu ze sztuką, czuję się odpowiedzialna za ich dobre samopoczucie i traktuję takie współdziałanie jako relację partnerską. Wykorzystywanie powierzonego mi przez inne osoby zaufania nie leży w mojej praktyce.

Po performansie ​Drzewa, które nie zakwitną mieszkańcy byli wzruszeni i szczerze przeżywali ten moment. Chętnie dzielili się ze mną wrażeniami zaraz po zakończeniu działania. Co istotne, nasza wspólna aktywność miała dużo szerszy zasięg, niż ten odpowiadająca tylko sztuce lub samemu aktywizmowi. Działanie to było eksperymentem, ale już sama dokumentacja (m. in. krótki film) była przeze mnie szczegółowo dopracowana i zaprojektowana w taki sposób, by przyciągnąć jak największą liczbę widzów, którzy za jej pośrednictwem mogli dowiedzieć się o wydarzeniach z Zegrza.

Przed podjęciem działań w odpowiedzi na degradację środowiska przez dewelopera uważałam, że sztuka – posiadając wiele narzędzi do wyobrażania sobie innej rzeczywistości – nie posiada bezpośredniej możliwości zmiany przepisów i nie jest w stanie przeniknąć bezpośrednio do instytucji społecznych. Jednak w efekcie przeprowadzonej z innymi mieszkańcami, wspólnej akcji przekonałam się, że sztuka może jednak wpływać na rzeczywistość i zmieniać ją w sposób pośredni, ale także skuteczny.

Oliwia Thomas, Drzewa, które nie zakwitną

***

By nie dopuścić do budowy, wykorzystywaliśmy równolegle wszystkie możliwe środki prawne, a nad przebiegiem tych działań czuwał mecenas Maciej Lipowski – również rodowity mieszkaniec Zegrza. W lutym 2019 roku dowiedzieliśmy się, że wyrokiem ​Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego deweloper utracił pozwolenie na budowę. W Miejskim Planie Zagospodarowania Przestrzennego sąd dopatrzył się błędu, który na późniejszych etapach postępowania nie został skorygowany, co doprowadziło do cofnięcia zezwolenia. Zjednoczenie mieszkańców i wygrana w sądzie dała nam wiarę, że warto reagować, kiedy dochodzi do nadużyć.

Dwadzieścia dwa tysiące użytkowników mediów społecznościowych obejrzało nasz wideo-protest, który szczegółowo pokazał faktyczną skalę zniszczeń, mających miejsce w Zegrzu, przyczyniając się do​ zwiększenia świadomości opinii publicznej. Nie poprzestałam jednak na samej publikacji materiału. Ze względu na jego estetyczne walory oraz symboliczne znaczenie, postanowiłam zaprezentować go na takich wydarzeniach artystycznych jak w ​Polsce nie ma Faszyzmu w Teatrze Powszechnym, konkurs Artystyczna Podróż Hestii w Muzeum Sztuki Nowoczesnej oraz podczas wystawy ​Ewa Partum. Moja Galeria Jest Ideą w Galerii Studio. W niektórych przypadkach do wideo dołączałam również zdjęcie sprzed wycinki, w formie baneru reklamowego, tworząc w ten sposób instalację. Pomysł z banerem był bezpośrednim nawiązaniem do reklamy, która zawieszona jest na siedzibie dewelopera i przedstawia, wspomnianą przeze mnie na początku, wizualizację apartamentów w Zegrzu. Siedziba inwestora mieści się dokładnie na tej samej ulicy, co odwiedzany przeze mnie codziennie Wydział Sztuki Mediów ASP w Warszawie.

Oliwia Thomas, Drzewa, które nie zakwitną