jestem małą muszką owocówką,
przyleciałam
na ciebie popatrzeć
WIDOK I
●
dwóch typów skrobie tynk budynku, jeden podaje drugiemu obierki ze ściany.
– przytrzymaj – powiedział pierwszy.
– co słucham? – powiedział drugi.
– przytrzymaj. na co się patrzysz? – powiedział pierwszy.
obierki zaczynają się ruszać jak dżdżownice i układają się w napis, który na nas patrzy.
– dlaczego się patrzysz? patrzysz się i patrzysz. otwierasz oczy i od rana się patrzysz. to koszmarnie męczące i nie masz lepszego zajęcia? – mówi ten bardziej zaangażowany.
●
osoba, którą będziemy sunąć w tej opowieści, będzie dla nas osobą i będzie siedziała na ławce. osoba siedzi na ławce i nic. patrzy.
robi się noc.
osoba wstaje i idzie do swojego mieszkania, otwiera drzwi, a tam zupełnie ciemno jak w jaskini. nie zapala światła. słyszymy, że je. sporo zjada, ale nie wiadomo czego. potem słyszymy inne dźwięki, stopy osoby.
OSOBA HODUJE KRETY
– to nieprawda. tak naprawdę sama jestem kretem – mówi osoba – nie mieszkam w mieszkaniu, tylko w wielkim kopcu, nie śpię w łóżku, tylko w mokrej ziemi, zjadam zamordowane przeze mnie robaki.
mówi to na zupełnie ciemnym tle naszych zamkniętych powiek.
potem rozlega się dźwięk telefonu. w niezrozumiały sposób popiskuje do słuchawki osoba-kret.
KOLEJNA OSOBA
– urodziłam wielkie słońce, ale nikomu o tym nie powiedziałam. było tak wielkie, że rozerwało mi srom. długo leżałam, użalając się nad sobą, ale przyszedł dzień, w którym chwyciłam igłę i nitkę i zaszyłam swój srom, i przestał on krwawić. wtedy w moim domu pojawiły się muszki owocówki, siedziały na pokaleczonym słońcu, które rozbiło się jak bomba, wypadając z mojej macicy. teraz leży rozbite w kuchni. jest rozbite na miliard kawałeczków, jeśli chcesz, możesz pomóc mi w zbieraniu, ale z seksu nici, bo mam zszyty srom, rozumiesz? – mówi ogromna kobieta.
chłopak-lornetka jest w tym mieszkaniu razem z nią, ale nie wiemy, skąd się tam wziął. wiemy tylko, że ma na ramieniu lornetkę. dotyka sromu dłuższą chwilę, jakby chciał do niego wskoczyć, jednak jest bardzo ciasno związany i nie może wcisnąć nawet opuszka palca.
– zgoda – mówi chłopak-lornetka.
zbiera potłuczone na podłodze kawałeczki tego dziwnego i ohydnego stworzenia, w które scala się to słońce jak skóra.
ta kobieta musi pochodzić z innej planety, gdzie rodzi się słońce albo drogę mleczną. patrzy na jej piersi i myśli, że może chociaż uda mu się wcisnąć usta na jej wielkie sutki. udaje mu się doskoczyć i kiedy już ma w buzi sutek, nie chce puścić. Ssie i ssie, aż napełnia się cały od stóp do głowy płynem nieznanego pochodzenia.
– od teraz ty będziesz rodził dzieci w jajach – mówi wielka macierz.
MAŁY PSTRYCZEK
na małym pstryczku od światła usiadła muszka owocówka niby lekka, ale wystarczająco masywna do przełączenia światła. z domów zaczęli wypełzać zaspani ludzie, zaczęli przychodzić na świat w szpitalach i umierać gdzie popadnie. kilka osób odniosło sukces, a kilka poniosło porażkę. Ktoś z pokoju obok wziął łapkę na muchy i ubił muszkę owocówkę z satysfakcją.
LORNETKA
– uwielbiam patrzeć, kiedy patrzę, widzę jasno co i jak. patrzę i patrzę i wcale mnie to nie dziwi, co widzę, najbardziej boję się zamykać oczy, ściskać w nicość powieki w dół, siedzieć w tym dziwnym, ciasnym miejscu. nie ma tam światła, a do głowy cisną się myśli o nieznanym pochodzeniu, pchają się głowy i proszą, żebym nadawał im imiona, wylęgają się jedno po drugim z dźwiękiem rozbitego jajka. rozdzielają się jak żółtka i białka na dwa i patrzą, dwie wielkie ślepia na mnie patrzą.
otwieranie i zamykanie powiek.
– spadają owoce od wiatru i w deszcz. ludzie zbiera-ją owoce. ludzie zjadają owoce, a w środku są robaki, które też zjadają ludzie, przypadkiem. ludzie pocą się potem i krwawią krwią. ludzie podają sobie ręce, ludzie wkładają sobie palce i członki w waginę, do buzi i w odbyt, tak jest całkiem wygodnie. mrówki przynoszą jedzenie do mrowiska i zjadają kawałki rozwalonego zwierzęcia, parują się w wagonik, ciągną się nawzajem w celu zmniejszenia oddawanej energii, z małych ciałek uwalniają się potrzebne mrówkom do komunikacji substancje. w mrówkach jest krew jak w ludziach, mrówki mają małe oczy i malutkie ręce. mrówki chodzą po spoconych ludziach, mrówki zjadają popsutych ludzi – ciągnie stara kobieta opowieść przy obiedzie, ale robi to też na ławce w parku, przy herbacie albo normalnie u lekarza, w sumie gdzie popadnie. patrzy na zegarek, kładzie się w łóżku i umiera. następnego dnia trzeba wywieźć wersalkę, na której umarła. wersalkę znajduje para przechodniów, ogląda, czy nie zawiera robaków, na szybko myje płynem chemicznym wanish. para idzie spać. parze śni się ta sama historia. para również umiera. wersalka stoi bardzo długo, bo aż tydzień w mieszkaniu, które nie jest nawet wietrzone, potem zjawiają się ekipa sprzątająca i muszki owocówki. wersalka wymyta jak nowa trafia do nowego właściciela, starszego pana, który śpi na wersalce ze swoim psem. psu śni się kopulująca na wersalce para, która przedtem umarła.
JAJO Z WODĄ
na ulicy leży wielkie niebieskie jajo. jajo jak kula ziemska, prawie globus, ale jednak jajo. na jajo szczekają zwierzęta i ludzie kopią je bez sensu. kopią jajo jak kapsel albo starą plastikową butelkę, chcą się go pozbyć z widoku albo po prostu robią to dla zabawy. w środku jaja jest woda, woda od początku istnienia nietknięta, to woda pierwotna, z której może powstać jeszcze jedno jedyne życie, zupełnie od nowa. jajo trafia do osoby o otwartym sercu, osoba wkłada sobie jajo do serca. w ciepłym sercu robi z jaja wydmuszkę i wypija calutką wodę, a z jej potu ulatnia się zapach nowego świata. jajo wydmuszka turla się dalej po ulicach, puste i kłamliwe, nadal kopane przez przechodniów. czasami spotykam jajo niebieskie jak przedtem, może nie-co bardziej zaludnione, poniewierające się to tu, to tam jako środek transportu dla zbłądzonych w przestworzach osobliwości.
nowy świat, który ulotnił się przez skórę osoby o otwartym sercu, przypomina łzę. jest czysty i zupełnie czysty, wiesza się na suficie jej mieszkania, czeka, aż powstanie w nim coś więcej, niż by on sam był. któregoś dnia kapie ni stąd, ni z owąd na głowę kobiety.
BRZYDKIE KACZĄTKO
– zamknęłam oczy i widziałam ciebie spacerującego po swoim mieszkaniu, brodzącego wzrokiem to tu, to tam. nie zapaliłeś światła, panował półmrok, skubałeś skórę, jak robią to małpy, twoje włosy zaczęły wypadać, świat przyspieszył i zestarzałeś się dobre dziesięć lat. nie zauważyłeś tego, wyszedłeś normalnie jak zawsze na zewnątrz. patrzyłeś na ludzi, mijałeś ludzi. oglądałeś najpierw ich włosy, potem ich oczy, potem podbródki, potem małe palce u stóp w kawiarniach w lato. w zimę nie patrzyłeś wcale, zamykałeś oczy i tak siedziałeś. z całą tą wiedzą na temat ludzi wolałeś się nie afiszować, dalej bezgłośnie przemierzałeś ulice, a teraz patrzysz na nas zza rogu budynku naprzeciwko – mówi kobieta, na którą spadła woda z jaja.
– nie jestem brzydkim kaczątkiem – mówi brzydkie kaczątko.
– to po co tam stoisz? – mówi kobieta, siedząc w fotelu z wielką kroplą na głowie.
– wyklułem się z jaja.
– z mojego jaja?
– tak, z twojego jaja.
– nie wierzę, takie marne stworzenie wykluło się z mojego jaja – krzywi się kobieta, na którą spadła woda z jaja.
– a jednak.
– nawet jeśli to prawda, musisz mi to pokazać na piśmie albo opowiedzieć swój ostatni sen – mówi kobieta, na którą spadła woda z jaja.
– mój ostatni sen to sen o psie, który śnił o kopulacji młodej pary na wersalce swojego właściciela. a ty nie masz już serca – mówi brzydkie kaczątko.
kobieta dotknęła swojej piersi i mimo wyczuwalnego rytmu poczuła pod palcami ogromną dziurę jak po wybuchu atomu. dziwiła się, jak mogła przeoczyć taką dużą wyrwę.
NIKT Z TUTEJSZYCH NIE JEST TYM, ZA KOGO SIĘ PODAJE
kobieta, która mieszka na balkonie, kobieta-cyklop uwielbia straszyć w snach małe dziewczynki. stoi w dzień, w biały dzień, w południe na balkonie blokowego mieszkania. gdy dziecko zbliża się za-niepokojone chrobotaniem, pomału odchyla głowę, dziecko wlepione w szybę woła całą rodzinę. kiedy cała rodzina już dociska się do szyby i do dziecka, kobieta odwraca się trochę szybciej i ukazuje się jej jedno oko. dziecko wlepione w szybę patrzy na nią, a ona na dziecko.
– nie jestem kobietą-cyklopem. jestem miłą staruszką, babą jagą, tą samą z bajek i opowiadań dla dzieci, od dawna szukam jasia i małgosi. czy pamiętasz, co się z nimi stało? czy ktoś wie, gdzie się oni podziali? gdzie ja właściwie jestem? – pyta przechodniów, skrobiąc swoje długie paznokcie, obijając się o ściany kamienic. ludzie rzucają spojrzenia z niedowierzaniem albo przerywają jej w półsłowie, że nie mają czasu, że im się spieszy, że pogadaliby, gdyby mieli chwilę, ale przecież nie mają, że jest południe, że praca, dzieci, że wnuki.
– każda historia powinna dążyć do miłości. życie, które jest paskudne i pełne rozkładu, jest mimo wszystko o miłości – krzyczą muszki owocówki, ale nikt ich nie słyszy.
TO NIE TYLKO OPOWIEŚĆ O LĘKU I STAROŚCI
– dlaczego czuję w środku ból, wielką wyrwę? –mówi kobieta od kropli na głowie.
– to prywatna historia – rzuca baba jaga, obijająca się od kamienic.
– nie nasza, nie nasza i nie nasza – krzyczą muszki owocówki.
– należy uważać, gdzie się patrzy, brać odpowiedzialność – mówi chłopak-lornetka.
– katalog znaków, katalog symboli, katalog postaci, jak książka telefoniczna. teraz już takich nie ma –mówi osoba-kret przez telefon.
– czego? – pyta brzydkie kaczątko.
– no takich książek – mówi osoba-kret.
– nikt na nich i tak nie skorzystał, nikogo nie dało się tam znaleźć, zawsze zamykali przed nosem drzwi, odkładali słuchawki – dodaje baba jaga.
– dziury w głowie i dziury w sercu – mówi brzydkie kaczątko.
kobieta z kroplą na głowie łapie się za serce.
– włóż palec w tę wyrwę, zobacz, czy jest prawdziwa – mówi kobieta z kroplą na głowie. chłopak-lornetka sprawdza i wie, że jest prawdziwa.
EPIZOD WYPADEK
– to wypadek, że się tu znalazłem. wolałbym być zupełnie sam i gdzie indziej – mówi epizod wypadek – gapicie się, brodzicie oczami po ścianach.
po literach
wszystko jedno. brodzicie i nic. a ja nie mogę się stąd od lat wydostać. zostałem tu na dobre. leżę i liczę, i liczę, i liczę i wiecie co? i nic. zamykam oczy i nic.
robi się ciemno.
telefon
– to osoba-kret dzwoni do mnie, to jedyna oso-ba, która ze mną rozmawia, wiesz? dzwoni, a ja udaję, że ją rozumiem, ale tak naprawdę jej nie rozumiem. co ja mogę wiedzieć, nawet na dobre się nie narodziłem. jest tu ciepło i ciemno. całe moje życie sprowadza się do telefonu od tej osoby. uczę się jej języka, ale nadal słabo mi idzie rozróżnianie dźwięków. nieprawda. zupełnie mi nie idzie, ale to jedyne, co mam.
ŻYCIE TO NIE JEST SEKS Z KONIEM
– chciałbym z siebie wypluć wszystkie nieudane myśli, te popsute i te niewystarczające, obrośnięte pleśnią i kulawe, i te chore psychicznie, i te zupełnie obce, te, które lepią się i kleją, i pluć nimi aż po same łokcie, zatopić się w ślinie jak w galarecie ze smarków. napoić się ciepłym mlekiem, które pochodzi z ciała obcego, zapachem i ssać do wyciśnięcia wnętrzności albo zupełnie potknąć się, zachłysnąć i udusić. puścić w sobie obawy i lęki i z całej siły uwiesić się na szyi innego człowieka albo innego gatunku, mlaskać, mlaskać, mlaskać. czemu karmi cię koń, czemu wyglądasz jak koń? – obsypany piaskiem leży dłuższą chwilę – jestem psem, pogładź mnie po pysku – mówi osoba-pies, umierając.
nikt z tutaj zebranych nie jest człowiekiem, już od dawna zwierzęta adaptują się. a ludzi już od dawna nie ma. zostały ich budynki i ich sprawy. tak wielkie, paskudne i nieusuwalne, że nic się nie zmieniło. inne gatunki udają ludzi, a wszystko tak samo istnieje i istnieje bez końca. każdy marzy o zakończeniu dnia, roku, życia, historia o końcu, to ona nas zbliża.
a teraz będziemy to przeżywać w koło i w koło jak dobry film, jak dobrą piosenkę w zapętleniu na zawsze. potem staniemy się tą piosenką, tym filmem.
odczaruj mnie
co mogłam zrobić zrobić
nie odczarowałaś ich?
co by ze sobą zrobili bez tych kilku przebłysków pamięci?
Prezentowany tekst jest częścią książki Eweliny Figarskiej:
jestem małą muszką owocówką, przyleciałam na ciebie popatrzeć, słowo / obraz / terytoria, Gdańsk 2025.
Ewelina Figarska. Urodzona w 1995, artystka interdyscyplinarna. Interesuje się codziennością, międzygatunkowością i osobliwością. Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, studentka reżyserii na Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie (2022/23). Współprowadzi notatkowo-literackie audycje Cebula w Radiu Kapitał, gdzie poszukuje obszarów roboczych, użytkowych nieużytków, alternatywnej komunikacji. Autorka obiektów, wystaw, tekstów eksperymentalnych i kuratorskich. Swoją codzienność researchuje w formie doktoratu. Wystawiała prace m.in. w: Warszawskim Obserwatorium Kultury, Galerii WY, Galerii Jak zapomnieć, Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej. Publikowała teksty m.in. w: „Magazynie Malkontenty”, „Tlenie Literackim” i „Stonerze”. Gościnna wykładowczyni Pracowni Artystycznej ASP w Warszawie (2024/25).