Małgorzata Maria Greszta Wojny międzygatunkowe

Wojny międzygatunkowe

Temperatura odróżnia go od produkowanych przez niego wytworów. Odróżnia martwych od żywych. Homo capitalis ma ciepłe dłonie, brzuch, kolana i czubek głowy. Trudno jednak określić, jakie zajmuje miejsce. Czy w tych nowych czasach jest zwierzęciem, kimś ponad, kimś więcej, czy może kimś mniej? Przedstawiciele gatunku homo dux prymitywizują go i próbują ulokować w swojej hierarchii na równi z tym, co sami wytwarzają, a on – homo capitalis – jest niewiele więcej wart niż to, co może dla nich wyprodukować. Właściwie jest dokładnie tyle wart. Homo dux uważają się za projektantów gatunku homo capitalis. Powoli pozbawiają życia go życia, odbierając wolną wolę. Ale homo capitalis pozostaje jednak wciąż ciepły.

Homo capitalis jest firmą. Kiepsko prosperującym małym przedsiębiorstwem. Ta ekonomiczna terminologia związana z nową religią, dehumanizującą istoty człekokształtne, wyraźnie wskazuje mu miejsce. Wyznacza kierunki i nowy sens. Humanizm i wszystkich czczonych jeszcze wtedy bogów, zdetronizowano w połowie XXI wieku. Kiełkujący wtedy cyfrowy kapitalizm natychmiast zajął puste miejsce. Wymieszał idee dataistów, wielbiących informację tak ślepo, że z łatwością przyszło im zrzeczenie się swojej wolności, odrębności i intymności, z kilkoma rynkowymi frazesami. Tak powstała nowa, świeża esencja wszelkiego trwania – „ekonomia poświęcenia” to nowy, lepszy bóg, humanizm, prawo i społeczny ład. Zawiera w sobie wszystko, czego ci trzeba.

Homo capitalis to transczłowiek, uefektywniony i poprawiony tylko po to, aby być lepszym narzędziem. To też niewolnik gatunku homo dux. Rozwój gatunku homo od zawsze opierał się na podporządkowywaniu. Niewolnictwo trwa, bo od niego uzależniony jest postęp, najlepsza, jedyna, odwieczna metoda.

W przeciwieństwie do swoich przodków, homo capitalis nie jest niższą rasą tego samego gatunku. Jest syntetycznym pół gatunkiem, który wyewoluował na rozkaz homo dux. Algorytmem – chociaż wciąż w organicznej powłoce. Dodawanie do siebie kolejno pozyskiwanych danych zmysłowych, powodowanych przez nie emocji i wywoływanych skojarzeń, skutkuje określoną, łatwo dającą się przewidzieć reakcją. Homo capitalis jest sumą działań języka matematycznego. Jest najemnikiem zarządzanym i kontrolowanym przez podmiot dominujący, który przejął obowiązki państwa. Jego umysł jest podłączony do serwera spółki kapitałowej –prawo do wolności myśli zniesiono dość dawno temu. Konstytucje obowiązujące obywateli z gatunku homo capitalis zostały wyparte przez zbiorowe umowy holdingowe.

Homo capitalis w przeszłości lubił głaskać liście; czuć zapach mięty i mirty, porastających garig; spać przytulony do gałęzi baobabów. Identyfikował się bardziej z fauną i florą niż z wszelkimi istniejącymi na planecie i poza nią humanoidami. Teraz nie może odżałować tych wszystkich blaszek, wtyczek i drucików. Wolałby radykalną prymitywizację gatunkową, upadek na zimny beton niż to. Zamiast tego dostał przemienienie w nowego homo, ale tylko do wyznaczonej przez homo dux granicy. Bez szans na dalszy postęp rozwojowy i aktualizacje organizmu, tak aby nie odstawał. Jest więc niby nowym człowiekiem. Tak. Tak teoretycznie się go lokuje w bazach informacyjnych, ale on i jemu podobni niebawem wyginą. Są już od dawna opanowani i uzależnieni. Zostaną zarządcy, przełożeni, bossowie, chlebodawcy. Zostanie tylko homo dux. Teraz stanowią monarchię ewolucyjną. Homo capitalis przetrwa tak długo, jak długo będą go potrzebować.

il. Małgorzata Greszta

Ziemią na której stoi dom homo capitalis zarządzają holdingi, które stopniowo przejmowały afrykańskie bankrutujące przedsiębiorstwa. Państwa globalnego południa dawno już upadły. Te lepiej rozwinięte jeszcze się bronią przed magnatami kapitalizmu, ale uzbrojeni w internet wszechrzeczy przedstawiciele gatunku homo dux nie zrezygnują z walki o hegemonię. Zdobyli ją już w zasadzie wtedy, kiedy podłączyli całą ziemię, wszystkie żyjące organizmy do wszechsieci. Prawa człowieka zmieniły wtedy swoją definicję, a wolność po prostu zniknęła i prawie nikt tego nie zauważył. Tak, to przypomina kolonializm. Tak naprawdę nigdy się nie skończył, a teraz wchodzi w swoją złotą erę.

To nie przypadek że zaczęto od Afryki. Zrujnowany i osłabiony przez kolonizatorów kontynent znów dał się zaanektować. Najsłabszy kawałek ziemi, wycieńczony przez chciwość globalnej północy, dał się podbić plutokratom. Kiedy upadek państwowości dotyczył aż trzech czwartych afrykańskich krajów, podbój kontynentu stał się oczywistością. Teraz nadchodzi czas na obie Ameryki, najpierw południową – od dawna trzymaną w silnej łapie kapitalistycznych monopolistów gatunku homo dux – a potem stopniowe ograniczanie wolności szeregowych konsumentów tej drugiej – tych, z których powstał homo capitalis. Na razie są potrzebni, świat kręci się wokół zjadania i zużywania. Potem oczywiście przyjdzie pora na Europę. Chiny będą bronić się najdłużej, albo zbudują własną cyberrzeczywistość i autorską wersję homo.

Ten proces zaczął się, kiedy Dolina Krzemowa w końcu dogadała się z grupą na wpół socjaldemokratów, na wpół przytomnych kapitalistów i stworzono cyfrowy socjalizm. Ewoluowali, wygrali i stworzyli nowy porządek, który będąc zarządzanym przez techno-specjalistów, milionerów uwikłanych w tysiące układów z biznesmenami i korporacjami, jest po prostu nowym kapitalizmem. Mc świat pokonał po drodze dżihad, faszyzm i nazizm. Coca-kolonizacja ułatwia wprowadzenie globalnego digitalnego socjalizmu, czyli kapitalizmu 2.0. Nie jego etycznej formy, o co zabiegali przodkowie gatunku homo capitalis, ale przebiegłego, dającego złudzenia sprawiedliwości i jeszcze groźniejszego i bardziej zdemoralizowanego. Układ sił się nie zmienił i zasady właściwie też nie. Zmienił się logotyp, nazwa i content marki.

Przemysł budowlany i konsumpcyjny chętnie korzystają z technologii wytwarzania sztucznych tkanek. Surowce nie są potrzebne, nie trzeba ich wydobywać, bo wszystko można odtwarzać i powielać. To znacznie obniża koszty produkcji, ale przyczynia się też do wymierania innych gatunków – zwierząt i roślin. Homo dux nie musi się jednak już martwić o przyrodę, bo staje się coraz bardziej samowystarczalny. Nie potrzebuje współtowarzyszy, współorganizmów, współistnień. Krzesła i stoły z tkanki kostnej wydają się być też wyjątkowo wygodne. Wypoczynek na takim meblu przynosi spokój również z powodu świadomości tego, jak wielką kontrolę nad światem i życiem posiada homo dux.

W zasadzie nie wiadomo, gdzie w tym nowym systemie lokuje się homo capitalis – półobywatel, nie będący ani doskonalszą formą homo sapiens, ani przedstawicielem starego gatunku. Został przekonstruowany w narzędzie, maszynę, pomocniczy przyrząd, który ma pomóc w budowie czegoś bez porównania lepszego niż on. Jest tanią rzeczą z plastiku, która szybko wyląduje na śmietniku.

il. Małgorzata Greszta

A oni – chciwi królowie wszechświata, cesarze rasy, faraonowie wszystkich organizmów, są tak bardzo transhumanistyczni jak tego chcą, dlatego to oni będą ewoluować, to oni są pierwowzorami. Tacy jak homo capitalis są modernizowani wedle oczekiwań i potrzeb hierarchów. Optymalizacja jednostek wyznaczana jest na podstawie pełnionych funkcji. W przypadku szeregowych pracowników decydują o tym algorytmy. Możni decydują sami.

To, w jakim stopniu należy zmodernizować homo capitalis, zostało skrupulatnie obliczone. Drogie inwestycje w operacje mające na celu jego uefektywnienie nie były opłacalne. Prawie niepoprawiony, jest jednak w stanie dobrze wywiązywać się ze swoich obowiązków względem holdingów. Homo capitalis posiada więc niezmodyfikowany iloraz inteligencji, co w obecnych warunkach czyni go głupim. Ulega wzruszeniom, czasem, gdy się zrani, leci mu krew z palców, rąk i głowy, a jego mocz ma kwaśny, słony zapach. To w oczywisty sposób umniejsza jego wartość, ale zapewnia też namiastkę wolności. Wolności odruchów uznawanych za błędne. Rezygnacja z nieosiągalnej dla niego idei doskonalenia przynosi jednak spokój.

Homo dux to zupełnie inna półka. W zależności od posiadanych środków, ich ilorazy inteligencji zaczynają się od 200 czy 300. Są piękni, mają gładkie, szczupłe ciała, idealne nosy. Zazwyczaj są bezzapachowi. To istotna cecha nowego gatunku. Kultura od dawna dyktowała człowiekowi pozbycie się swojego zwierzęcego zapachu, aby stworzyć warunki do przeobrażenia się w coś lepszego, nadzwierzęcego. To, co nieakceptowalne, prymitywne, śmiertelne, zostało ukryte dzięki wysublimowanym, rajskim produktom ludzkiej fantazji, wiedzionej pychą i lękiem przed śmiercią. Pot już dawno temu zastąpiły perfumy. Tym, którzy się wyłamali i nie wyzbyli się niekontrolowanej woni, groziło wykluczenie.

Homo dux nie pachnie. Jest nieskazitelny, a jego ciało zawsze jest gotowe przyjąć identyfikujący go zapach, zgodny z indywidualnymi preferencjami. To skuteczny sposób rozprawienia się z niepokojem związanym ze świadomością, że zwierzęta – w tym także humanoidy – składają się częściowo z produktów przemiany materii. Że są śmiertelne, podlegają rozkładowi. Homo dux nie tylko nie pachnie – nie umiera. Przynajmniej część z nich nigdy nie umrze na raka trzustki, nie nabawi się Alzheimera, nie grozi im demencja. Ich wierzchnie powłoki co kilkanaście lat będą odświeżane w coraz nowocześniejszych klinikach. Upgrade’owe szpitale istnieją już od połowy lat 50. XXI wieku i można poddawać się w nich terapii wszelkich chorób oraz regeneracji niszczejących tkanek. Oczywiście nie wszystkich stać na te usługi. Homo capitalis nigdy nie był w takim miejscu. Patrząc na niego, od razu można to dostrzec.

Kolekcja doświadczeń bolesnych, traumatycznych i wstydliwych jest kolejną z rzeczy, która odróżnia homo capitalis od homo dux – tym drugim składnik ten wydaje się być całkowicie bezużyteczny, więc zwyczajnie się go pozbywają. Oprócz tego lubią manipulacje emocjami (niwelowanie tych, które przeszkadzają i eksponowanie pozytywnych i pożądanych), grzebanie w DNA, zwiększanie ilorazu inteligencji. Wszelkie traumy i wspomnienia o bólu zostały uznane za nieprzydatne. Homo capitalis pamięta śmierć matki, doświadczenie suszy i głodu, wojny terytorialne i często budzą się w nim resentymenty. Przynależność do klasy gatunkowej, w której został ulokowany, powoduje w nim nieustającą frustrację, a nawet gniew. Homo dux uznał to za słabość. Nie wyczyścił jednak homo capitalis ze złych wspomnień ani psychicznych skrzywień. Lęk i smutek są pożyteczne i pożądane u podwładnych – łatwiej wtedy o kontrolę.

il. Małgorzata Greszta

Ciągły dozór nie jest już jak u Orwella dyktowany przez opresyjny system polityczny. Tyrania została zbudowana na fundamentach gospodarki. Nowy ustrój nazywany jest “ekonomią poświęcenia”. Ma on w sobie coś z religii, a religia – jak wiadomo – bazuje na naiwnej sferze ludzkiej emocjonalności i niewiedzy. Kiedy ekonomia przekroczyła granice nauki i wkroczyła na terytorium duchowości i moralności, zaczęto żądać wyrzeczeń, poświęceń i nie napotkano oporu. Homo capitalis chętnie się poświęca. Wszystko w imię dobra wspólnego. Nie w imię państwa – te już dawno straciły na znaczeniu. Są martwymi szkieletami demokratycznych idei. W imię wzrostu. W imię marki. W imię korporacji. Firmy która jest im bliska. Która jest najbliższa. Byli do tego przyzwyczajani setki lat: przez monarchistów, komunistów, kapitalistów. Homo capitalis czuje się całkowicie zrośnięty z firmą. Choć przeszkadza mu to i męczy, nie umie już oddzielić swojej tożsamości od tożsamości firmy. Doskonale, właśnie kimś takim miał się stać. Przecież i tak nie przetrwa. Przetrwa jedynie homo dux, przetrwają chciwi. Będą doskonale samowystarczalni. Może kiedyś nawet zasiedlą i zdominują cały wszechświat. Będą istnieć tylko oni: najlepsi.

Jednak homo capitalis, wbrew przekonaniom nadinteligentnych naukowców i reszty świata, nie wyginie od razu. Z tej niedoskonałości, słabości, bólu, krzywdy, zapachu potu, śmiertelności i karminowego koloru krwi, wyewoluuje kolejny nowy gatunek, homo rebellio. On wyzwoli się spod dyktatury nieśmiertelnych magnatów i oprze proces ewolucyjny na swoich najbardziej zwierzęcych cechach. Nie zaprzeczy im jak homo dux. Rozwinie je i stanie się superzwierzęciem – czy przetrwa? Być może wykorzysta swój gniew, wrażliwość społeczną i pokona chciwych, a potem będzie podążał ku zjednoczeniu z naturą. Zapomni o świętym prawie własności, żyjąc tak, jakby nigdy nie istniało. Inne wymierające gatunki futrzastych zwierząt odrodzą się i nikt nigdy więcej nie będzie próbował ich niszczyć. Chyba, że homo rebelio zostanie pokonany po kilku sekundach trwania. Być może, ale wyewoluuje, bo tak jak oni – jak homo dux – jest do tego zdolny. W końcu tak wiele ich kiedyś łączyło. Ewoluuje i będzie mógł istnieć całkowicie wolny, choć przez chwilę.

W czasach wielkich odkryć w epicentrum znajdowała się duchowość. Potem, gdy odkryto już prawie wszystko i nadeszły czasy różnorodności i dostępności, uśmiercono boga i postawiono na intelekt. Homo capitalis żyje w czasach homogenizacji i unifikacji. Wrodzony iloraz inteligencji nie ma już tak wielkiego znaczenia, ale hierarchie wciąż kształtują się wedle pierwotnych, prymitywnych wzorców. Siła i wytrzymałość jest nadrzędna. To wydaje się być swego rodzaju dysproporcją rozwojową, ponieważ prowadzi do destrukcyjnej przemocy. Więc może homo capitalis wyewoluuje w kierunku gatunku, który zdoła się jej wyrzec? Zniknie rywalizacja, a rozwój będzie opierał się na kooperacji, współpracy i międzygatunkowej solidarności? Kim będzie, nawet jeśli tylko przez kilka milisekund? Kim będzie homo rebellio i czy uda mu się przetrwać?