tagi — Daria Malicka   

Daria Malicka Przekształcanie myśli w rzeczy. Od Latoura do Archimedesa

Przekształcanie myśli w rzeczy. Od Latoura do Archimedesa

Czym może być myślenie? Nie chodzi o to, by je zdefiniować, udzielić odpowiedzi na pytanie o jego „istotę”. Chodzi o stworzenie warunków, w których możliwe jest myślenie o myśleniu, a następnie zbudowanie dla tego myślenia modelu.

Możemy założyć, że myślenie jest metodą funkcjonowania w świecie zmierzającą do jego poznania. Metoda jest procesem, drogą [gr. hodós], którą trzeba przebyć, by zebrać, uporządkować i opracować materiał badawczy, żeby rozejrzeć się po świecie i określić swoje położenie w nim. Wielu myślicieli (jak Kartezjusz) wierzyło w istnienie niezawodnej metody poznania, będącej kluczem do znalezienia odpowiedzi na wszystkie pytania. To przekonanie zakłada istnienie esencjonalnej prawdy w klasycznym rozumieniu (prawda jako zgodność myśli z rzeczywistością) oraz istnienie rzeczy-samych-w-sobie, które mogą się uobecnić i poprzez to zostać poznane. Wielowiekowe myślenie o prawdzie – i możliwościach dotarcia do niej poprzez myślenie i doświadczenie – zostało określone jako metafizyka obecności. Pojęcie to zakłada funkcjonowanie modelu idealnego (niczym platońskie idee) i jego marnych, dostępnych nam kopii, a także istnienie naczelnego sensu, Logosu, pojęć ogólnych i ich prymatu nad tym, co poszczególne.

Długa tradycja metafizyki obecności w filozofii zachodniej została poddana krytyce przez filozofię różnicy spod znaku Jacques’a Derridy i Gilles’a Deleuze’a. Załóżmy zatem, idąc tropem tych myślicieli, że w myśleniu nie chodzi o dotarcie do źródłowej rzeczywistości (jakkolwiek by jej nie rozumieć) lub prawdy ani o odkrycie fałszu, ale o uruchomienie procesu budowania sieci skojarzeń i wnioskowań, o kluczenie w labiryncie aporii, o deleuzjański, nomadyczny dryf1 G. Deleuze, F. Guattari, Tysiąc Plateau [przekład zbiorowy], Warszawa 2015, s. 461–467.. Przyjmując poznawczą postawę wobec świata, skazani jesteśmy na przyswajanie i metabolizowanie nie tylko danych empirycznych, ale i cudzych myśli – dzięki temu zdolni jesteśmy budować wielopokoleniowe gmachy wiedzy, które wiążą rodzaj ludzki w czasie1 Nawiązuję tu do koncepcji wiązania-w-czasie [time-binding] Alfreda Korzybskiego, w myśl której wiedza może być dystrubuowana z pokolenia na pokolenie dzięki kodowaniu w systemy językowe. Zob. A. Korzybski, Manhood of Humanity. The Science and Art of Human Engineering, New York 1921, s. 72. [dostępne online: http://www.gutenberg.org/files/25457/25457-pdf.pdf]. ‘This higher energy – which is commonly called the mental or spiritual power of man – is time-binding because it makes past achievements live in the present and present activities in time-to-come. It is an energy that initiates; it is an energy that creates; it is an energy that can understand the past and foretell the future-it is both historian and prophet; it is an energy that loads abstract time-the vehicle of events-with an ever-increasing burden of intellectual achievements, of spiritual wealth, destined for the civilization of posterity’.. Myślenie jako proces – jakkolwiek nie byłby on złożony i wielopostaciowy w ujęciu kognitywistyki i filozofii umysłu – domaga się pewnego uproszczenia, „spowolnienia żywiołu” (jakby to ujął Deleuze1 G. Deleuze, Różnica i powtórzenie, Warszawa 1997, s. 65–66. ), czy wręcz „zmniejszenia” (Latour). Dzięki temu może powstawać pozajednostkowe, intersubiektywne uniwersum myśli, skompresowanych w postaci materialnych nośników. Tekst ten dotyczy właśnie zagadnienia tej kompresji, a przede wszystkim narzędzi, które ją umożliwiają. Zajmiemy się zatem tym, co przyziemne, a bez czego żadna nauka nie mogłaby się obyć. Będziemy mówić o inskrypcjach – nazwanych tak przez Bruno Latoura – wszelkich materialnych i skodyfikowanych śladach myślenia.

By zrozumieć koncepcję inskrypcji Latoura, trzeba rozważyć je w szerszym kontekście sformułowanej przez niego Teorii Aktora-Sieci. W świetle tej teorii unieważniony zostaje ugruntowany w historii myśli podział „pomiędzy czynnikami mentalnymi i materialnymi”1 B. Latour, Wizualizacja i poznanie: zrysowanie rzeczy razem, „Avant. Pismo Awangardy Filozoficzno-Naukowej”, 2012, nr T/2012, s. 251.. Nauka, wiedza, poznanie polegają, według Latoura, na budowaniu sieci materialno-semantycznych, które opierają się na relacjach, dynamice przekształceń, stawaniu się. Ta sieć nie jest bynajmniej rozpięta pomiędzy stałymi punktami – bytami, które ją konstytuują. Sieć jest procesem wytwarzania relacji, w którym dochodzi do zagęszczania lub rozrzedzania niektórych jej obszarów. Jest współtworzona przez „aktorów” lub „agentów” [ang. actant] – czynniki aktywnie oddziałujące i wpływające na przebieg innych relacji w sieci. „Aktorami” są zarówno osoby ludzkie [human], jak i poza-ludzkie [non-human], a ich tożsamość nie jest z góry ustalona, ale kształtuje się w przebiegu relacji. Tak ludzie, jak ich narzędzia, istoty żywe i materia nieożywiona, na równych prawach kształtują sieć. Jednak ani status aktora, ani jego pozycja w sieci nie są stale określone – aktor, który wytwarza powiązania sieciowe, sam może stać się relacją i na odwrót.

Mamy tu do czynienia z wszechogarniającą relacyjnością, w kontekście której wszelkie tradycyjne dualizmy i podziały na umysł/świat czy teorię/empirię ulegają rozmontowaniu. Zamiast tych dwuczłonowych relacji tworzy się sieć relacji wielokierunkowych. W myśl zasady „krążącej referencji”, sformułowanej przez Latoura, każdy element relacji może być znakiem lub punktem odniesienia dla innego elementu1 B. Latour, Nadzieja Pandory. Esej na temat rzeczywistości w studiach nad nauką, K. Arbiszewski [red.], Toruń 2013, s. 55–113.. W ten sposób powstaje sieć odniesień, w której pojedynczy element sam dla siebie nic nie znaczy. Tym samym umysł poznający świat nie jest oddzielony od niego przepaścią, którą musi pokonać, wykonując „epistemologiczny skok”. Jest on także sprzężony ze światem siecią relacji – przekształceń i oddziaływań. Te oddziaływania pozostawiają materialne ślady, które Latour nazywa inskrypcjami. Pojęcie inskrypcji i przypisywana im ranga w procesach poznawczych stały się kluczowe dla zdiagnozowanego przez Latoura zjawiska „grafizmu”, czyli wyrażania myśli w postaci materialnych znaków, będących budulcem gmachu wiedzy. Szczególną rolę odgrywa tu rzemiosło czytania i pisania, jako jeden z najbardziej efektywnych sposobów na pozostawianie intersubiektywnych śladów myślenia. Inskrypcje są zapisem – wszelkim sformalizowanym śladem procesów mentalnych. To prozaiczne narzędzia, dzięki którym myśli mogą zostać zakodowane i przekazywane między umysłami: notatki, szkice, schematy, teksty naukowe, diagramy, plany, kolumny, listy, inwentarze, słowniki, próbki badawcze, prototypy, rysunki techniczne, interfejsy komputerowych baz danych etc. Inskrypcje nie tylko kodują treści, ale też zamykają je w małej porcji materii, dzięki której mogą one być przemieszczane w przestrzeni i czasie – stają się mobilne. Mogą być też reprodukowane i rozpowszechniane, gromadzone równocześnie w wielu różnych miejscach. Podlegają zinstytucjonalizowanej kumulacji i dystrybucji w tak zwanych „centrach kalkulacyjnych” – bibliotekach, archiwach, muzeach, instytutach badawczych, laboratoriach etc. – miejscach, w których poddawane zostają systematyzacji i katalogowaniu, a także wpisywaniu w zbiór innych inskrypcji. Inskrypcje mogą być ze sobą łączone, zestawiane, porównywane i przetasowywane. Kompatybilność to kluczowa, obok mobilności, cecha inskrypcji, która umożliwia ich współistnienie i współtworzenie dyskursu. Można je łączyć i szeregować, tworząc „kaskady inskrypcji”, czyli strukturę opartą na indeksowaniu i nadawaniu hierarchii. Poza tym dobrze spreparowana inskrypcja jest po prostu poręczna – podatna na manipulacje i przemieszczenia, ergonomicznie przystosowana do potrzeb i możliwości użytkowników.

 

Daria Malicka, Monstrum, infografika ilustrująca systematykę Karola Linneusza w  oparciu o  substratywny system mieszania barw, projekcje analogowe (3 rzutniki), litery przestrzenne (PCV), 2016, fot. Barbara Kubska.

Inskrypcje, zwłaszcza pod postacią pisma i obrazu, są wszechobecne, mapują poznawany i opisywany świat. Umożliwiają nie tylko gromadzenie i przetwarzanie danych i informacji, ale też stanowią narzędzie argumentacji w debatach i sporach naukowych. Możemy powiedzieć, że ekosystemem inskrypcji są zbiorowości, nie oznacza to jednak, że ograniczają się one tylko do „ludzkich społeczeństw”. Latour przekracza perspektywę antropocentryczną, definiując zbiorowość jako zbiór połączonych relacjami elementów – wspominanych już czynników ludzkich i poza-ludzkich, z których każdy ma status aktora. Tak rozumiana zbiorowość, jest warunkiem konicznym, by inskrypcje mogły zadziałać, a tym samym, by mógł pojawić się fenomen myślenia. W tym ujęciu bowiem, myślenie pozostaje w ścisłej zależności od kodowania i dekodowania inskrypcji przez aktorów – członków zbiorowości. Latour stwierdza, że „myślenie jest myśleniem w stadzie”, podobnie zresztą jak Deleuze i Guattari piszący o „stadzie wilków”1 G. Deleuze, F. Guattari, dz. cyt., Warszawa 2015, s. 34.. Także w ujęciu tych autorów myślenie, rozumiane jest jako „ruch nomadyczny”, przepływ energii w warunkach złożoności, gwarantowanej przez różnicę potencjałów. Obieg, w którym zachodzi fenomen myślenia, współtworzony jest przez wielość elementów – konfigurację roju, plemienia czy właśnie stada. Podmiot indywidualny, wyabstrahowany ze zbiorowości „samotny wilk”, byłby w tym ujęciu niezdolny do myślenia nomadycznego. Jego udziałem byłoby jedynie „myślenie osiadłe” – wsobne i podporządkowane centralnym kategoriom dyktowanym przez metafizykę obecności – logos, byt, absolut1 Tamże, s. 467–471..

Zbiorowość aktorów wytwarza, przetwarza i dystrybuuje inskrypcje. Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób przebiega ten proces translacji „myśli” na „rzeczy”, które – jak się okazuje – wcale nie są od siebie oddalone. Przejście od myśli do rzeczy nie stanowi wielkiego „epistemologicznego skoku”, lecz proces fazowy, odbywający się metodą „drobnych kroczków”. Myśli i dane empiryczne mogą przyjąć postać znaków na papierze, monitorze lub innym materialnym nośniku dzięki operacji, którą Latour nazywa „strategią zmniejszania”. W jej rezultacie kontynent może zostać przetłumaczony na mapę, a reakcja chemiczna na równanie. Stany rzeczy mogą zostać przekształcone w rachunek zdań. Aby dokonać „zmniejszenia”, czyli upakowania jakiegoś zjawiska w inskrypcję, niezbędne są narzędzia. Latour zwraca uwagę na istotną rolę wizualizacji – rzemiosła pisania, czytania i obrazowania – w preparowaniu inskrypcji. Dzięki narzędziom służącym wizualizacji możemy budować świato-pogląd rozumiany (najbardziej dosłownie) jako „pogląd na świat”. Narzędzia te sprawiają, że staje się on widzialny pod postacią inskrypcji. Stanowią one swoistą interaktywną mapę, która nie jest reprezentacją terytorium, ale aktywnie uczestniczy w jego powstawaniu i staje się jego integralną częścią.

Podobnie jak tekst w rozumieniu Derridy nie odzwierciedla rzeczywistości pozatekstualnej, inskrypcje nie odnoszą się do jakiegoś zewnętrza, które opisują. Dla Latoura i Derridy czynniki materialne oraz wizualne tekstu oraz inskrypcji są znaczeniotwórcze, okazują się wprzęgnięte w sieć relacji i translacji. O ile jednak u Derridy wizualizacja staje się pełnoprawnym elementem semiotycznej gry, o tyle u Latoura jest ona narzędziem akumulacji, dystrybucji i przetwarzania treści, a przez to ich uspołeczniania – usieciowienia. Dzięki tym narzędziom poszczególne fragmenty świata można zmobilizować i umieścić w dyskursie, poddać je krytyce i argumentować na ich rzecz, wyartykułować kontrowersje, zaszczepić w nich kolejny tekst. Mobilizacja w rozumieniu Latoura to proces polegający na skompresowaniu w inskrypcji kawałka świata, który może być dzięki temu wielokrotnie przemieszczony bez znaczących zniekształceń, może zostać powielany i akumulowany w wielu centrach kalkulacji jednocześnie. Pismo, druk i obrazowanie to według Latoura najbardziej podstawowe i efektywne metody mobilizacji. Dzięki nim możliwe staje się synoptyczne przedstawienie treści lub obiektów, czyli jednoczesne ukazanie ich i zebranie we wspólnej przestrzeni optycznej. To zestawienie kilku elementów we wspólnej przestrzeni, na skutego czego wchodzą one ze sobą w relacje, Latour nazywa „spójnością optyczną”1 B. Latour, Wizualizacja i poznanie…, dz. cyt., s. 217..

Jednym z najpowszechniejszych, zakorzenionych w zachodniej kulturze wizualnej, narzędzi wytwarzających „spójność optyczną” jest perspektywa linearna. Ten wynalazek, skodyfikowany w XV wieku przez Albertiego, stał się „piktorialnym językiem” opowiadającym o przestrzeni i logicznych związkach pomiędzy rozmieszczonymi w niej obiektami; językiem operującym gramatyką i składnią opartą na zasadach geometrii wykreślnej1 Tamże, s. 219. Perspektywa linearna korzysta z geometrii, by formalizować przestrzeń, tłumaczyć formy trójwymiarowe na dwuwymiarowe według ściśle określonych, niezmiennych zasad. Ta redukcja wymiarów – z trzech do dwóch – jest właśnie efektem „strategii zmniejszania”. Dzięki zasadom perspektywy linearnej „bez względu na to, z jakiego dystansu i z jakiego kąta oglądamy obiekt, zawsze można go przenieść – dokonać jego translacji – i otrzymać ten sam obiekt o innej wielkości, widziany z innego miejsca. W trakcie tej translacji wewnętrzne własności tego obiektu nie ulegają zmianie”1 Tamże, s. 217.. Obiekt zostaje zatem zmobilizowany – można go przemieścić bez zniekształcania, da się go również zestawić z innymi obiektami przetłumaczonymi na ten sam język. Podobną funkcję pełni rysunek techniczny, czyli skonwencjonalizowane przedstawienie obiektów – istniejących i tych, które dopiero powstają, materializują się stopniowo jako projekty.

Dyferencjał strukturalny Alfreda Korzybskiego – rekonstrukcja metodą zmontowania przedmiotów znalezionych. Jest to model dydaktyczny, służący do objaśniania procesu abstrahowania, czyli przekształcania zdarzeń zachodzących w świecie rzeczywistym w język. Fot dzięki uprzejmosci autorki.

Moc inskrypcji jako sformalizowanego, zmaterializowanego języka polega na tym, że stanowią one „bilet w dwie strony”, by użyć metafory Latoura. Podczas poznawczej podróży można zgromadzić wszystkie napotkane miejsca pod postacią zapisu, można zejść z wyznaczonej drogi i powrócić na nią z kolejnymi zapisami, a potem wzajemnie je zestawiać, rozkodowywać, nawarstwiać, rekonstruować i rozwijać zawarte w nich obiekty: „Można zobaczyć kościół w Rzymie i wziąć go ze sobą do Londynu tak, by go tam zrekonstruować, bądź wrócić do Rzymu i poprawić rysunek”1 Tamże, s. 217.. Dzięki mapie orientujemy się na terytorium, ale też terytorium kształtuje się pod wpływem mapowania, zatem mapa również wymaga korekt. Między mapą i terytorium zachodzi rezonans i sprzężenie zwrotne.

Jak już wspominaliśmy, jedną z kluczowych funkcji inskrypcji jest kompatybilność z innymi inskrypcjami – możliwość budowania z nich łańcuchów i sieci relacji. Łączenie odbywa się nie tylko na poziomie semantycznym, ale też w sferze materialnej i wizualnej. Latour mówi o „zrysowaniu rzeczy razem”, czyli przekształceniu ich w inskrypcje i umieszczeniu pośród innych inskrypcji, tak żeby można je było porównywać i zestawiać, tworzyć zbiory inskrypcji, które stają się kolejną inskrypcją1 Tamże, s. 226.. Perspektywa linearna umożliwia synoptyczne zestawienie wielu obiektów, przy jednoczesnym zachowaniu informacji o pozycji patrzącego oka. Na obrazach zachodnioeuropejskich renesansowych mistrzów (takich jak Leonardo da Vinci, Francesco di Giorgio Martini, Albrecht Dürer, Hans Holbein) pod malarską lub graficzną tkanką można wyczuć trajektorie linii – szkielet geometrii wykreślnej. Tymczasem na obrazach renesansowych malarzy ze szkoły niderlandzkiej (jak na przykład Pieter Bruegel, Hieronim Bosch) na całej powierzchni obrazu obiekty przedstawione są z takiego samego punktu oddalenia, nie ma uprzywilejowanego miejsca obserwacji. Oglądamy wiele widoków jednocześnie – złożony katalog obiektów. Oba te idiomy wizualizowania stanowią narzędzia inskrypcyjne zbierające i porządkujące obiekty w tym samym czasie i przestrzeni.

Rozmieszczanie w przestrzeni – dobrze znanej, euklidesowej, reprezentowanej jako planimetryczny układ współrzędnych – to ustanawianie relacji i hierarchii. Ponadto obiekty „z różnych światów” można sprowadzić do wspólnego mianownika idiomu wizualizacji. W ten sposób w jednej przestrzeni wizualnej mogą spotkać się naukowe fakty, obiekty przyrodnicze, fikcje czy mity. Kunstkamery, muzea, laboratoria, biblioteki oraz księgozbiory, a także same książki to miejsca wspólne, w których każdy element ma swoje współrzędne w układzie odniesienia. To miejsca panowania ładu, ale też momenty zaskakujących, różnicujących spotkań, jak słynne spotkanie parasola i maszyny do szycia na stole prosektoryjnym. Słowa i obrazy, język i rzeczy, fakty i fikcje spotykają się na jednej płaszczyźnie lub w tej samej przestrzeni – korzystają z przywileju „spójności optycznej”.

Spośród wielu inskrypcji, ugruntowanych w tradycji myślenia, książka kodeksowa zdaje się jedną z najbardziej znaczących form komunikacji kulturowej. W historii myśli spotykamy księgi święte i księgi zakazane, metafory umysłu jako księgi oraz świata jako biblioteki. Siła oddziaływania tej inskrypcji na kulturę wiąże się w dużej mierze z jej trwałością – z przechowywaniem i nawarstwianiem treści w czasie, a także z możliwością ich rozpowszechniania wraz z wynalezieniem druku. Ten pospolity przedmiot, służebny wobec pisma, został wymyślony jako „pudełko na tekst”, w którym można go przechowywać i przemieszczać, dzięki czemu może on podróżować przez czas i przestrzeń. Latour przywołuje postać astronoma Tycho Brahego, który „zamiast na niebo, patrzył jednocześnie na wszystkie poprzednie i własne prognozy, spisane razem w tej samej postaci”1 Tamże, s. 234.. Brahe skupiał się nie tylko na swoich obserwacjach, ale też na obserwacjach poprzedników, dostępnych dla niego w postaci książek i map astronomicznych. W czasach, gdy nie istniał jeszcze teleskop, konstruował własne instrumentarium, w celu obserwacji położenia gwiazd i planet na sferze niebieskiej. Na ich podstawie sporządzał mapy gwiazd i porównywał je z wcześniejszymi zapisami wyglądu nieba autorstwa innych naukowców. Stworzony przez niego model Wszechświata stanowił hybrydę ptolemejskiego geocentryzmu oraz kopernikańskiego heliocentryzmu. Za Ptolemeuszem twierdził Brahe, że w centrum Wszechświata znajduje się Ziemia, a wokół niej krążą Księżyc i Słońce. Pozostałe planety Układu Słonecznego krążą natomiast wokół Słońca, jak w modelu kopernikańskim. Tej kompilacji Brahe dokonał, studiując pisma obu astronomów oraz arystotelesowską teorię budowy Wszechświata, według której dzieli się on na świat podksiężycowy (Ziemia) i niebiański (sfera niebieska, gwiazdy i planety)1 Arystoteles, Fizyka, przeł. K. Leśniak, Warszawa 1968; Tenże, O niebie, przeł. P. Siwek, Warszawa 1980, s. 99.. Oglądając niebo nieuzbrojonym okiem, Brahe wywnioskował, że przy obserwacji z Ziemi nie zachodzi zjawisko paralaksy heliocentrycznej – optycznego złudzenia zmiany położenia obiektów na sferze niebieskiej względem obiektów położonych dalej (na skutek zmiany pozycji obserwatora). Oznaczałoby to, że Ziemia nie może się poruszać, w przeciwnym razie zjawisko paralaksy miałoby miejsce, podobnie jak w przypadku pozostałych ciał niebieskich poruszających się względem Słońca. Dziś wiadomo, że zjawisko to zachodzi, nie mogło być jednak zauważone bez odpowiedniej aparatury optycznej.

Latour zauważa, że badania duńskiego astronoma w dużej mierze zdeterminował wynalazek prasy drukarskiej – dzięki niej miał on dostęp do zawartych w licznych publikacjach wyników cudzych badań, mógł też publikować własne wyniki i konfrontować je ze sobą. Nic zatem dziwnego, że w jednym z założonych przez niego obserwatoriów zbudował papiernię, która dostarczała nośnika do publikacji1 Mowa tu o obserwatorium astronomicznym zwanym Uranienborg (Pałac Uranii – muzy astronomii), wzniesionym z inicjatywy Brahego w XVI wieku, zlokalizowanym na wyspie Ven należącej wówczas do Danii. Był to potężny kompleks badawczy mieszczący w sobie nie tylko obserwatorium astronomiczne, lecz także laboratorium alchemiczne i medyczne, bibliotekę i ogród botaniczny. Było to zaawansowane centrum kalkulacyjne, wyposażone w aparaturę badawczą, gromadzące inskrypcje dotyczące różnych dziedzin nauki. Ta złożona infrastruktura, rozbudowana później o podziemny obiekt Stjerneborg (Pałac Gwiazd), dowodzi interdyscyplinarnej strategii badawczej duńskiego astronoma oraz jego dążenia do skupienia i zorganizowania całej dostępnej wówczas wiedzy naukowej w jednym miejscu..

Wynalazek druku sprawił, że inskrypcje pod postacią książek kodeksowych stały się jeszcze bardziej mobilne, dzięki możliwości powielania treści w dużej ilości egzemplarzy i kolportowania ich w różne miejsca na świecie. Autorzy zyskali szansę docierania do szerszego grona odbiorców, zjednywania sobie sojuszników i wszczynania sporów. Technologia druku umożliwiła uspołecznienie teorii powstałych w umysłach naukowców, wpisanie ich w sieć innych teorii, hipotez i faktów, ale też fikcji i domniemań – w derridiańską „teksturę tekstu”1 Derrida rozważa tekst jako „[…] zawikłaną strukturę splotu, plecionki, w której można wyodrębnić różne wątki i rozmaite kierunki sensu – lub sił – I która zarazem zawsze może powiązać ze sobą kolejne” [w:] tenże, Marginesy filozofii, Warszawa 2002, s. 30. W swoich tekstach autor często stosuje metaforę tekstu jako tkanininy/tkanki, splotu, sieci utkanej ze znaków lub wiązki..

Wszelkie narzędzia wytwarzające inskrypcje – te pakujące myśli w słowa i te „zmniejszające” świat – stanowią nieodzowne instrumentarium naukowe. „Sprowadziwszy świat do postaci kartki papieru, naukowcy mogą myśleć za pomocą oczu”1 B. Latour, Wizualizacja i poznanie…, dz. cyt., s. 209.. Dzięki „spójności optycznej” mogą ujawnić się związki, różnice i kontaminacje pomiędzy poszczególnymi elementami zestawionymi w jednym miejscu – na płaszczyźnie lub w przestrzeni. To ujawnienie nie mogłoby się wydarzyć, gdyby każdy z tych elementów zamknąć w osobnej szufladce szczelnej klasyfikacji. Możemy dostrzec rozczłonkowaną sieć powiązań, kłączowy deleuzjański splot. W ten sposób empiryczny porządek rzeczy splata się z myśleniem – polega ono bowiem na manipulowaniu rzeczami, na „zręcznym połączeniu” ich we wspólnej przestrzeni optycznej1 „Rzeczy rzadkie i rzeczy piękne, tutaj zręcznie połączone, uczą nas patrzeć na wszelkie rzeczy tego świata, jakbyśmy je widzieli po raz pierwszy” – fragment sentencji Paula Valéry’ego zamieszczonej na fasadzie gmachu Palais de Chaillot w Paryżu, w którym znajdowała się galeria sztuk pięknych. Obecnie mieszczą się tam rozmaite muzea oraz teatr. Cyt. za: U. Eco, Szaleństwo katalogowania, Poznań 2009, s. 170.. Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z pojedynczą kartką papieru, książką czy z przestrzenią muzeum lub laboratorium, dysponujemy jednostką organizacyjną o różnym stopniu złożoności, w której spotykają się rzeczy, słowa i ludzie.

Zajmujące nas tutaj związki pomiędzy myśleniem a widzeniem możemy prześledzić na przykładzie jednej inskrypcji – manuskryptu Archimedesa poddawanego tak licznym transkrypcjom i interpretacjom, że stanowi on wyczerpujące exemplum tego, co Latour nazywał „etnografią inskrypcji”. Inskrypcja ta stanowi mocno zatarty ślad myśli starożytnego uczonego, jego metod rozwiązywania problemów matematycznych, sposobu formułowania wniosków i dokonywania odkryć. Na tym przykładzie będziemy mogli zobaczyć, na czym polegała nomadyczność i eksperymentalne błądzenie myśli Archimedesa oraz jak przebiegał proces poszukiwania metody dla wyrażenia tej myśli.

Historia manuskryptu opowiada też o przemianach środków przekazu w ciągu wieków, o filologicznych zmaganiach pochylających się nad nim naukowców oraz o poszukiwaniach technologii pomocnych w jego odczytaniu1 Za: R. Netz, W. Noel, Kodeks Archimedesa. Tajemnice najsłynniejszego palimpsestu świata, Warszawa 2007, s. 30–79.. Oryginalne manuskrypty Archimedesa, podobnie jak wszystkie teksty naukowe w starożytnej Grecji, miały postać zwojów. W takiej też formie zapisany został traktat O metodzie, będący listem do przyjaciela Archimedesa, Eratostenesa, również wybitnego matematyka i nauczyciela filozofii. Umieścił on traktat w Bibliotece Aleksandryjskiej, stanowiącej część największego centrum kalkulacyjnego starożytnego świata – Muzeum Aleksandryjskiego, czyli Musejonu. Wraz z pojawieniem się książki kodeksowej w I wieku n.e., rozpoczął się proces przepisywania zawartości zwojów do kodeksów uznanych za bardziej poręczne i trwałe. Taki los spotkał także w VI wieku n.e. manuskrypty Archimedesa, przypuszczalnie z inicjatywy jego tłumacza i komentatora, Etocjusza. Teksty Archimedesa zostały zebrane w formie kodeksu i opatrzone komentarzem. U schyłku starożytności, z obawy przed najazdami barbarzyńców, rozpoczęto ewakuację zbiorów aleksandryjskich do biblioteki w Konstantynopolu. Tam też trafiły dzieła Archimedesa i około IX wieku n.e. zostały skopiowane ponownie z powodu przemian pisma – teksty pisane do tej pory majuskułą przepisywano z użyciem minuskuły karolińskiej. Ta ostatnia pozwoliła na skondensowanie tekstu, oszczędność czasu (litery minuskułowe pisane były szybciej) i większą czytelność. Wielokrotne przepisywanie i zmiana formy tekstów, związane z przemianami w technologii piśmienniczej, wynikały z potrzeby dostosowania ich do obowiązujących standardów kodowania treści. Choć były one dzięki temu bardziej przystępne, przechowywały coraz mniej informacji o kształcie oryginału.

Skopiowane zostały zaledwie trzy księgi z tekstami Archimedesa, oznaczone przez współczesnych uczonych jako kodeksy A, B i C. W czasach wypraw krzyżowych zbiory biblioteki w Konstantynopolu zostały złupione i rozproszone: kodeksy A i B trafiły wówczas do Biblioteki Watykańskiej, a kodeks C do klasztoru Mar Saba w Jerozolimie. Podążmy śladem kodeksu C, w którym znajdował się traktat O metodzie. W klasztornej bibliotece kodeks podlegał kolejnym przemianom. Mnich Johannes Myronas wywabił z jego kart starożytny tekst, przeciął je na pół i obrócił o 90 stopni. W tak sporządzonej na nowo księdze zapisał modlitwy, tworząc palimpsest. Kopie starożytnych tekstów sporządzano na pergaminie, materiale kosztownym i deficytowym, toteż mnisi bardzo często odzyskiwali ten surowiec na potrzeby tekstów liturgicznych. Kodeks z archimedejskimi tekstami w postaci modlitewnika powrócił do Konstantynopola, gdzie znajdowała się filia jerozolimskiego klasztoru, prawdopodobnie przetransportowany przez pielgrzymujących mnichów. W tym miejscu został również odkryty w 1906 roku przez profesora Johana Heiberga, który przeprowadził pierwsze badania nad palimpsestem i odkrył skrywający się pod warstwą modlitw tekst Archimedesa. Jednak w latach dwudziestych, w niewyjaśnionych okolicznościach, książka została skradziona z biblioteki. W 1998 roku odnalazła się na aukcji antyków, w dużo gorszym stanie, zdewastowana rysunkami imitującymi średniowieczne iluminacje. Mimo to pewien anonimowy miliarder zakupił księgę i przekazał The Walters Art Museum w Baltimore. Tam rozpoczęto prace nad odczytaniem tekstów Archimedesa. Wymagało to nie tylko pracy naukowców biegłych w starożytnej grece i paleografii, lecz także zastosowania nowoczesnych technologii umożliwiających wydobycie zatartego tekstu Archimedesa spod zapisków średniowiecznego mnicha.

Aby odczytać archimedejskie pisma, długo poszukiwano odpowiedniej metody. Początkowo stosowano standardowe technologie wykorzystywane przy odczytywaniu palimpsestów: promienie ultrafioletowe, kamery cyfrowe i supernowoczesne techniki przetwarzania obrazu. Nie uzyskano jednak zadowalających rezultatów. Po wielu latach badań fizyk Uwe Bergmann odkrył, że w ówczesnych atramentach znajdowały się cząsteczki żelaza, które zachowały się w papierze. Udało się je wychwycić urządzeniem zwanym synchrotronem, emitującym promieniowanie. Za jego sprawą cząsteczki żelaza zaczynają świecić, a ślady atramentu uwidaczniają się. Ta metoda okazała się najskuteczniejsza, lecz aby odczytać palimpsest, potrzebna była kumulacja kilku technik.

Poszukiwania odpowiednich metod odczytu zaowocowały powstaniem mnóstwa inskrypcji – fotografii wykonywanych na każdym etapie badań, zdjęć pseudobarwnych, rentgenowskich, dokumentacji renowacji i konserwacji. Inskrypcje te są konsekwencją żmudnego odwarstwiania materialnej tkanki tekstu przy użyciu narzędzi inskrypcyjnych czy też urządzeń zapisujących, jak nazywał je Latour [inscription devices]. „Zwracaj baczną uwagę na urządzenia zapisujące – twierdzi Latour – końcowym produktem wszystkich tych urządzeń inskrypcyjnych jest zawsze ślad zapisany na papierze, który upraszcza innym możliwość wydania osądu na podstawie zmysłów [perceptive judgment]”1 B. Latour, Dajcie mi laboratorium a poruszę świat, „Teksty Drugie”, 2009, nr 1–2, s. 184.. Lecz samo odszyfrowanie archimedejskich znaków to zaledwie wstęp do zbadania twierdzeń starożytnego matematyka. Cały wysiłek odzyskania jego tekstów zmierza przecież ku temu, by poznać ich sens i odkryć, jakie narzędzia wykorzystywali starożytni Grecy w poznawaniu i opisywaniu świata.

Średniowieczny manuskrypt z dziełami Archimedesa — teksty i diagramy odzyskane z palimpsestu, fot. dzięki uprzejmości autorki.

Otóż podstawą ówczesnego języka naukowego były rysunki, które z czasem wyewoluowały w równania1 R. Netz, W. Noel, dz. cyt., s. 81–87.. Te metody pozwalały dokonać skutecznej translacji abstrakcyjnych, jednostkowych rozważań na empirycznie dostępną, intersubiektywną formę. Poza tym, samo sporządzanie rysunków bardzo często stanowi integralną część rozumowania i konstruowania koncepcji. Rysunki starożytnych stanowiły schematyczne, topologiczne przedstawienie, opisywały przedmiot geometryczny w sposób ogólny i nie odzwierciedlały go ściśle. Nie stanowiły przy tym ilustracji dla tekstu, lecz były wobec nich komplementarne i tworzyły wraz z nimi spójny język. Przyglądając się odzyskanym z palimpsestu rysunkom, możemy zaobserwować ich poglądowy charakter. Na przykład rysunek z twierdzenia 38. z traktatu O kuli i walcu w kodeksie C: wielokąt wpisany w koło przedstawiono za pomocą łuków, nie zachowano też znanych obecnie zasad geometrii wykreślnej. Nie wynika z tego, że starożytni Grecy nie mieli w tym zakresie należytych umiejętności – znamy przecież dokonania Zeuksisa, który potrafił malować niezwykle iluzyjne przedstawienia i nie obca mu była perspektywa linearna. Ówcześni matematycy nie mieli jednak potrzeby, aby ich rysunki wiernie odpowiadały rzeczywistości. Ich geometria miała charakter znaku kreślonego dość swobodnie, mającego dać ogólne wyobrażenie o przedmiocie. Właśnie jako znaki rysunki mogły stać się częścią logicznego rozumowania, podobnie jak równania w nauce nowożytnej. Traktaty geometryczne Archimedesa to traktaty geometryczne nie tylko dlatego, że o geometrii traktują, ale i dlatego, że są „geometrią napisane”, używają geometrycznych znaków zintegrowanych ze znakami alfabetu.

Losy manuskryptu Archimedesa stanowią ilustrację tego, jak ważne dla rozwoju nauki i kultury są narzędzia i praktyki – czytanie, pisanie, przetwarzanie różnego rodzaju inskrypcji, szeroko rozumiane obrazowanie, czyli technologie tworzenia zapisów. Jak twierdzi Latour, „Żadna dyscyplina naukowa nie istnieje bez uprzedniego wynalezienia wizualnego i pisanego języka pozwalającego na zerwanie z jej zagmatwaną przeszłością”1 B. Latour, Dajcie mi laboratorium…, dz. cyt, s. 227.. Reviel Netz, koordynator badań nad palimpsestem, stwierdził w swojej książce opisującej zmagania naukowców z dziedzictwem Archimedesa: „Najbardziej abstrakcyjne pojęcia muszą mieć jakąś zmysłową formę, w postaci dźwięków języka i widzialnych przedmiotów. Dla ludzi bowiem rozumieć to przede wszystkim widzieć i słyszeć”1 R. Netz, W. Noel, dz. cyt., s. 106..

Badania nad palimpsestem wykazały, że nauka starożytna, podobnie jak współczesna, opierała się na inskrypcjach o wysokim poziomie abstrakcji. Geometria była w starożytnej Grecji podstawowym narzędziem nauk ścisłych, za jej pomocą przede wszystkim dowodzono twierdzeń, stanowiła ona model abstrakcyjnego myślenia. Odczytany palimpsest ukazuje rysunki oraz komentarze Archimedesa, które dowodzą, że posługiwał się geometrią jako narzędziem wizualizowania koncepcji oraz opisu obiektów rzeczywistych. Archimedes doceniał i wykorzystywał proste narzędzia, które pozwalały mu na przeprowadzenie ścisłego dowodu – rysunek patykiem na piasku, znaki zapisane w zwoju, modele mechaniczne. W traktacie O metodzie fizyka, matematyka i geometria dopełniają się w procesie dowodzenia. To właśnie w tym traktacie grecki matematyk przedstawia prawo równowagi ciał: są one w równowadze wtedy, kiedy ich środki ciężkości znajdują się w jednakowej odległości od punktu podparcia. Metoda wiodąca do sformułowania tego prawa jest zaskakująca – Archimedes stosuje obowiązujące w fizyce prawo równowagi jako narzędzie geometrii, obiektom geometrycznym przypisuje „ciężary” reprezentowane przez długość lub pole powierzchni. Można uznać Archimedesa za pioniera fizyki matematycznej oraz naukowca, który, zgodnie z postulatem Latoura, przezwycięża dualizm empirii i teorii. Ten matematyk-nomada, jak nazwaliby go Deleuze i Guattari1 G. Deleuze, F. Guattari, dz. cyt., Warszawa 2015., operował „geometrią mniejszą”, pragmatyczną – szkicami kół czy spirali na piasku – zaledwie przybliżeniami czy modelami procesów świata fizycznego i ludzkich wynalazków. Nauka Archimedesa, wyłożona w manuskryptach, to „nauka koczownicza” – wywiedziona z myślenia spekulatywnego, myślenia po okręgu, nie wprost, swobodnego dociekania, aporetycznego krążenia. Myślenia, które porusza się ruchem wirowym, zagarniającym, i jak maszyna wojenna rozbija granice terytoriów1 Tamże, s. 445, 467.. W historii myślenia możemy odnotować mnogość przykładów reprezentujących „języki uniwersalne”, czyli optymalne systemy inskrypcji, zaprojektowanych na potrzeby nauki – efektywnych, odpornych na „błędy w czytaniu”, autonomicznych wobec uwarunkowań narodowych i kulturowych. Jednym z pomysłodawców takiego systemu był G.W. Leibniz, uznawany za protoplastę współczesnej informatyki. Chodziło mu o nowy zapis – doskonale ekonomiczny, jednoznaczny i transparentny. Jego projekt języka characteristica universalis [łac. characacter – pieczęć lub stempel, znakowanie] miał być metodą zdobywania i osądzania klasycznie rozumianej prawdy, czyli uzgadniania myśli i rzeczy. Te esencjonalistyczne ambicje miał spełnić zapis stricte graficzny, pozbawiony zupełnie warstwy fonetycznej. W rozumieniu Leibniza bowiem uwolnione od fonetyczności pismo zyskuje trafność i ścisłość, redukuje wieloznaczność, wyrzeka się namiętności i staje się efektywnie działającą „machiną naukową”1 B. Latour, Dajcie mi laboratorium…, dz. cyt., s. 409.Znaki językowe, pojęcia i wyrażenia postanowił zastąpić symbolami, piktogramami, kombinacjami linii i punktów, na wzór alfabetu chińskiego lub egipskich hieroglifów, na które się powoływał. Zdawały mu się one „bliższe abstrakcji”, wyrażając „złożone rozumowanie”, a nawet „wzniosłe pojęcia lub jakieś tajemnicze insygnia ukryte w łonie natury lub Boskości”1 A. Kircher, Prodromus coptus sive aegyptiacus, 1636, s. 260. Cyt. za: J. Derrida, O gramatologii, Warszawa 1999, s. 121.. Derrida zwraca uwagę, że zakładana przez filozofa adekwatność tych systemów wobec myślenia, przyrody czy zagadnień metafizycznych jest etnocentrycznym złudzeniem, które autor O gramatologii określa jako „przesąd chiński i hieroglificzny”1 J. Derrida, O gramatologii, dz. cyt., s. 120.. Uwolnienie pisma od bagażu fonetyczności poprzez dowartościowanie „substancji graficznej”, wcale nie uwalnia go od przymusu „metafizyki obecności”, widma Absolutu lub źródłowej rzeczywistości, do której ma ono się odnosić. W takim ujęciu pismo rozpada się na głos i zapis graficzny, a właśnie przeciw temu dualistycznemu podziałowi wymierzone zostaje ostrze wyłożonej przez Derridę gramatologii – nauki „o piśmie przed mową i w mowie”, w myśl której pismo stanowi dynamiczny system, w którym żaden z elementów, grafemów czy fonemów nie może funkcjonować samodzielnie1 Tamże, s. 117.. Te elementy stanowią bowiem znaczeniotwórcze modalności znaków. Tymczasem język Leibniza, ufundowany na niemych grafemach, wciąż pozostaje pod władzą podważanego przez Derridę logocentryzmu – ma służyć jakiejś naczelnej zasadzie i organizować wszystkie treści wokół monolitycznego pojęcia prawdy1 Logocentryzm – termin ukuty przez Derridę na określenie uprzywilejowania Logosu w tradycji filozofii, jako fundamentu, podstawy tego, co da się pomyśleć. Zgodnie z założeniami logocentryzmu, istnieje pierwotny sens, prawda, do których powinniśmy docierać. Pojęcie to wynika z krytyki metafizyki obecności..

Diagram G.W. Leibniza wyjaśniający teorię Arystotelesa, Dissertatio di arte combinatoria, 1666, fot. dzięki uprzejmości autorki.

Proponowany przez Leibniza sposób zapisu myśli, miał swoją analogię w arytmetyce i rachunku zdań. Operowanie tym zapisem polegałoby na „rachunku symbolicznym” – odpowiednim tłumaczeniu myśli na symbole stanowiące „alfabet ludzkich myśli”, poddawane (tak jak liczby) przekształceniom rachunkowym. „Rozumowanie” stałoby się zatem rodzajem „rachunku”, w którym symbole zastępują liczby i, podobnie jak one, mogą być rozmieszczane w różnych konfiguracjach i relacjach, wedle ścisłych reguł1 J. Derrida, O gramatologii, dz. cyt., s. 117..

Uniwersalne „pismo filozofii”, postulowane przez Leibniza, miało uchronić naukę jego czasów od aporii i nieścisłości, na które skazany jest ludzki umysł, dysponujący ułomnymi narzędziami poznawania i opisywania świata. Mimo to projekt ten nie doczekał się systemowego opracowania przez filozofa, a wzmianki o nim pojawiają się zaledwie w kilku jego pismach. Dowód na to, że myśliciel ten uprzywilejował notację graficzną, odnajdujemy za to w dziele De Arte Combinatoria1 G.W. Leibniz, Dissertatio de arte combinatoria, in qua ex arithmeticae fundamentis complicationum ac transpositionum doctrina nouis praeceptis exstruitur… [dostępne online: https://archive.org/details/ita-bnc-mag-00000844-001].. Prezentowany tam graf, znany jako „kwadrat Leibniza”, przedstawia teorię Arystotelesa o współwystępowaniu rzeczy w przyrodzie i relacjach kształtujących świat materialny. Geometryczny układ punków i linii pokazuje proces przemiany substancji i wyłaniania się porządku, który zachodzi dzięki syntezie czterech żywiołów – wody (aqua), ziemi (terra), powietrza (aer) i ognia (ignis) – reprezentowanych przez wierzchołki rombu w diagramie. Jego przekątne określają przeciwieństwa (contraria) tych elementów. Boki kwadratu wyznaczają „możliwe kombinacje” (combinatio possibilis), czyli połączenia tych żywiołów. W wyniku ich syntezy otrzymujemy suchość (siccitas), wilgotność (humiditas), ciepło (caliditas), chłód (frigiditas). Przekątne kwadratu pokazują natomiast kombinacje, które w przyrodzie nie mogą mieć miejsca (combinatio impossibilis). Ten nieskomplikowany w istocie graf, możemy uznać za wykładnię leibnizjańskiego projektu zapisu uniwersalnego – przy pomocy wizualnego skrótu tłumaczy nam naturalne prawa rządzące kosmosem. Cała złożoność świata przyrody została ujęta w eleganckiej i prostej konfiguracji punktów (elementów-substancji) i linii (relacji) – jest to znamienny przykład latourowskiej „strategii zmniejszania”.

Epoka Leibniza, nowożytność, to czas ustanawiania ładu wśród rzeczy, czas wynalazków optycznych i narodzin taksonomii. Czas triumfu empirii, a szczególnie doświadczenia zmysłowego opartego na obserwacji, oraz eksperymentów fizycznych i chemicznych – badania rzeczy wzrokiem przy pomocy nowych narzędzi, skalujących badany obiekt do rozmiarów spostrzegalnych przez człowieka. Nauka czasów nowożytnych zrywa z fonocentyczną tradycją historii myślenia, platońskim mitem o Tamuzie i Nauce Niepisanej, dowartościowuje za to notację graficzną – teksty, naukowe ryciny, wykresy, diagramy. Naukowe strategie unaoczniania umożliwiały konstruowanie dowodów na istnienie zjawisk, których nieuzbrojone oko ludzkie nie mogło wychwycić. Ta antropocentryczna perspektywa mogłaby wskazywać, że inskrypcje to narzędzia, których używają ludzie do poznawania i opisywania świata. Latour wykazuje jednak, na czym polega pułapka założeń logo-, fono-, okulo- czy właśnie antropocentrycznych, które stwarzają złudzenie istnienia jakiegoś jednego, centralnego punktu w historii myślenia, ku któremu grawituje nauka. Tymczasem jest ona wytwarzana w zbiorowości aktorów – czynników ludzkich i poza ludzkich, sprzężonych w złożonej sieci relacji – sygnałów i sprzężeń zwrotnych. W perspektywie tej teorii, pielęgnowana w tradycji filozoficznej wizja mitycznej źródłowości nieuchronnie rozmywa się, co wcale nie znaczy, że zanika zupełnie. Jest ona jednym z wątków – punktów w sieci odniesień i to jednym z takich, które oddziałują wciąż wyjątkowo silnie. Nie sposób przeoczyć faktu, że na znacznym odcinku biegu historii nauki, to właśnie ona stanowiła koło zamachowe poznania – siłę mobilizującą rodzaj ludzki do wynajdywania coraz to sprawniejszych sposobów tworzenia inskrypcji, dzięki którym uzgodnienie myśli i rzeczywistości mogłoby się dokonać. Metafizyka obecności nawiedza historię myślenia właśnie pod postacią inskrypcji. Jej widmowa postać pojawia się w powracającym pytaniu, czy już samo „ujęzykowienie” i „uprzedmiotowienie” myślenia, w jakiś sposób go nie „uobecnia”. Inskrypcje działają [act], są procesem, a ich stałość i trwałość jest złudzeniem archiwów. Działanie inskrypcji polega bowiem na wzbudzaniu tego nomadycznego ruchu myśli, który umożliwia nam „zobaczenie na nowo tego, co stare”1 ‘[…] old habits of »thinking« have blocked our capacity to »see the old anew«’ – nawiązanie A. Korzybskiego do cytatu G.W. Leibniza. Korzybski odnosi się tutaj do epistemologicznych i językowych przyzwyczajeń rodzaju ludzkiego, związanych z tradycją filozoficzną wywiedzioną od Arytotelesa. Korzybski twierdzi, że ludzkie poznanie uzależnione jest w dużej mierze od Arystotelesowskiego Systemu Języka [Aristotelian Language Structure], obarczonego błędem sylogizmu, który prowadzi do utożsamienia języka i rzeczywistości. Jako alternatywę dla tego systemu, pozwalającą na uzyskanie nowej perspektywy epistemologicznej, czyli na „zobaczenie na nowo, tego co stare”, Korzybski przedstawia Nie-arystotelesowski System Języka [Non-aristotelian Language Structure]. Zmiana ta ma przede wszystkim polegać na rozróżnieniu w strukturze samych wypowiedzi na język i na to, co nim opisujemy, czyli na metaforycznie ujmowane „mapę i terytorium”. A. Korzybski, The Role of Language in the Perceptual Processes [w:] R.R. Blake, G.V. Ramsey, Perception: an approach to Personality, New York 1951, s. 188 [dostępne online: https://ia800301.us.archive.org/10/items/perceptionapproa00blak/perceptionapproa00blak_bw.pdf]..

 

Dyferencjał strukturalny Alfreda Korzybskiego skonstruowany poraz pierwszy w roku 1925 — zdjęcie archiwalne. Fot. dzięki uprzejmości autorki.