Podsumowania roku #2019 (1)

Podsumowania roku #2019 (1)
Mateusz Sadowski, bez tytułu, 2019

 

Aleksandra Waliszewska

Największe odkrycia tego roku pochodzą z Japonii:

Yukio Mishima, Złota pagoda: trudno mi uwierzyć, że można tak wspaniale skonstruować i opisać historię.

Album Hell in Japanese Art (praca zbiorowa): sztuka, którą zapewne inspirowali się twórcy apokaliptycznego obrazu masakry kotów, odkrytego przez bohaterkę filmu Tamala 2010: A Punk Cat in Space. Ten obraz zrobił na mnie ogromne wrażenie ok. 10 lat temu i w dużej mierze przyczynił się do przewartościowań w moim malarstwie.

Album Szukalski wydany przez Evviva L’arte. Na matowym papierze (Szukalski nie znosił kredy i chwała wydawcom, że to uszanowali). Książka ładna jako obiekt, nawiązująca grzbietem do legendarnego przedwojennego albumu, wydanego w Stanach (Projects in Design z 1929). Znakomite reprodukcje i dobry wybór prac. Mało amerykańskich rzeźb, ale cieszy zamieszczenie kuriozalnego projektu pomnika Jana Pawła II.

Cieszy wznowienie Artistry of the Mentally Ill Hansa Prinzhorna, niestety w formie na tyle surowej, że pewnie lepiej obejrzeć to w necie.

Wystawa Jeana-Jacquesa Lequeu’a, na której nie byłam, ale katalog jest świetny. Ciekawe prace, traktuję je trochę jako kuriozum, ale zostały wykonane z wielką biegłością i pomysłowością.

Książka Tomasza Kręcickiego z wystawy w Tarnowie.

Obraz Amelie von Wulffen w MSNie, polecam też jej album Bilder 1998-2016.

Album Camouflage projektantki Laurence Dupré, wydany przez Timeless. Coś dla starych fanów Throbbing Gristle, można się porozczulać np. zdjęciem Genesisa P-Orridge’a z kotkiem.

Na Instagramie lubię konta Zuzanny Bartoszek, Dominiki Olszowy i Rafała Kociubawa.

Jeśli idzie o sprawy beznadziejne, pewnie wszyscy napiszą o CSW. Ze swojej strony na stanowisku dyrektorskim widziałabym panią Miladę Ślizińską, jednak wątpię by była ona tym realnie zainteresowana.

Największym osobistym dramatem jest śmierć mojej ukochanej kotki Mitusi.

Aleksandra Waliszewska, Mitusia

***

Piotr Łakomy

Półpiętro dla Fredericka Kieslera w Muzeum Mumok w Wiedniu, model Endless House (1950) jako stała ekspozycja.

Polskie wydanie Bladego króla Davida Fostera Wallace’a.

Cathy Wilkes w Angielskim Pawilonie Biennale w Wenecji – przejmująca, zmysłowa wystawa pośród zgiełku biennale.

Alberto Giacometti w Galerii Narodowej w Pradze.

Otwarcie Archiwum Idei w Poznaniu.

Piotr Łakomy, Fenix, 2019

***

Basia Gryka

Heaven Is a Place on Earth 2019
Ooh, baby, do you know what that’s worth ?
Ooh heaven is a place on Earth
They say in heaven love comes first
We’ll make heaven a place on Earth
Ooh heaven is a place on Earth

Ważna postać – Greta Thunberg

Globalne ocieplenie to już nie problem rodem z science fiction. Rośnie świadomość, w tym także moja, cieszę się widząc, że przynajmniej osoby młodsze znają skalę zagrożenia i walczą

Wielki sukces – Olga Tokarczuk (wiadomo)!

Marzenie do spełnienia

Dwa samoloty !
Open Group na Biennale w Wenecji, niezwykle ważny dla mnie kolektyw artystów ukraińskich: Anton Varga, Stanislav Turina, Pavlo Kovach, Yura Biley – ten ostatni mieszkający we Wrocławiu, spotkacie go przechadzającego się z psem!

Performance idei, siły państwa, z którym nikt nie liczy się (tak samo jak z Polską) na arenie międzynarodowej, na którego terenie toczy się wojna obojętna dla jego sąsiadów, w tym dla nas.
Nadzieja że we przy wspólnym działaniu możemy stać się silni.
W sztuce wszystkie marzenia mogą się przecież spełnić (K.Kozyra).

Roman Stańczak – przekorny i zagadkowy.

Silny wilk – Mykola Rydnyi

Niespełnione marzenie – spotkanie Zbigniewa Werpechowskiego

Pełne uwielbienie – wystawy solowe Daniela Rycharskiego w MSN, Karola Radziszewskiego w CSW, Anety Grzeszykowskiej w Rastrze i Olgi Micińskiej w Polanie.

Bombowe Zbiorówki – Nigdy więcej. Sztuka przeciw wojnie i faszyzmowi w XX i XXI wieku, MSN Warszawa; Trzy Plagi, Galeria Labirynt w Lublinie

Banana Story – Miziołek odchodzi ze stanowiska – czy nawet zły związek może skończyć się happy endem?

Na co czekam – Ruszyła Budowa MSN!

Fajna inicjatywa – 100 flag

Super wiadomość – Monika Szewczyk pozostaje na stanowisku dyrektorki Galerii Arsenał w Białymstoku

Niezwykła inicjatywa – Złoty Kiosk we Wrocławiu 😉

Duet kuratorski – DZIDY Michalina Sablik i Aleksandra Liput, smaczne warszawskie kąski!

Najlepszy konkurs – Artystyczna Podróż Hestii, a to dlatego, że dzięki niej mogłam wreszcie wyjechać do Nowego Jorku i poznać Piotra Uklańskiego

Wspaniałe wspomnienie – NYC ma w sobie to coś czego szukałam od dawna: luz, radość, pozytywną chęć do życia, wolność. Kocham to miasto!

Miłość – Hans Haacke – Jego wystawa w New Museum yesssss! I LOVE YOU ! <3

Gdzie ciśnie żeby pojechać – Muzeum Susch

Po co warto studiować na akademii? – Odpowiedź jest prosta dla nowej pracowni prowadzonej przez Katarzynę Krakowiak.

Talent – Małgorzata Pawlak, Viktoriia Zymomria, Marcin Janusz i Łukasza Horbów

Szukając Jezusa – najlepszy film (Katarzyna Kozyra)

Felietony czytane rok temu, w tym roku, i na pewno za rok pisane przez – Edwin Bendyk, Piotr Kosiewski, Jakub Majmurek

Piosenka roku – Shazza, Bierz co chcesz

Hasło słyszane najczęściej w tramwaju – ’’kurwa musze iść do roboty’’

Jaka ja będę za rok – jeszcze bardziej szczęśliwa -*)

***

Anna i Wilhelm Sasnalowie

Władza daje i odbiera.

Jak się okazuje hasło to łączy nie tylko urzędników partii sprawującej władzę i ich Przełożonego. Zamek Ujazdowski, Muzeum POLIN ale również Bunkier Sztuki – ten ostatni przykład dobitnie świadczy o tym, że aroganckie przekonanie urzędników, iż mogą podejmować decyzję „bez żadnego trybu” jest powszechne, to praktyka, sposób sprawowania władzy w ogóle. W Krakowie w protesty przeciwko powołaniu Anny Marii Potockiej na stanowisko dyrektorki Bunkra Sztuki zaangażowało się wiele osób. Odbyły się rozmowy z Prezydentem, debata w Bunkrze z udziałem przedstawicieli Urzędu Miasta i decyzją Prezydenta Anna Maria Potocka została na to stanowisko powołana.

Władza przemija.

Bez tutułu, 140x200cm, olej na płótnie, 2019

***

Józef Robakowski

Józef Robakowski, Córeczka Józia dodała mi skrzydeł w 2019 roku

***

Pola Dwurnik

Pola Dwurnik

***

Agnieszka Brzeżańska

Agnieszka Brzeżańska, Ziemia i Ziemianie protestują

***

Paweł Althamer i Matea Wasilewska

***

Przemek Matecki

Ten rok to „siła kobiet”. Podoba mi się to. Sam jestem ojcem trzech córek. Widzę ich siłę, widzę jak niosą moje eteryczne truchło. To rok, w którym po czterech latach zakończyłem serię „małych obrazów”. Wybuch współpracy z Paweł Althamerem i Tomkiem Ciecierskim zasłonił mi wszystko. Wcześniejsze dwa lata z Pawłem były zrównoważone, dziś nareszcie płoną krzyże. Ciągle o tym myślę. Ciągle maluję te prace. Definiuję kolor. Formalizuję obraz. Zauważyłem że myślenie o obrazach nasila się. Malując w wyobraźni, jestem w stanie bardzo mocno się rozpędzić. Praktykuję to.

Jakoś podoba mi się tegoroczna płyta Sokoła. I chyba zaczynam słuchać znienawidzonej do tej pory Metalliki (oby mi przeszło). Kolejny rok, w którym mocno grałem Chadę. Na film się nie wybieram.

Mimo, że miałem bilety, nie poszedłem na kilka fajnych koncertów.

***

Martyna Miller

Świetne:

Od stycznia 2019 roku przy Teatrze Powszechnym działa Dream Adoption Society. Jest to miejsce nowego typu, interdyscyplinarne i niezależne, choć współpracujące z instytucją publiczną. Pojawiają się tu artyści, scenografowie, reżyserzy, aktorzy, performerzy, muzycy, teoretycy. Odbywają się przeglądy sztuki nowych technologii i performance, konferencje naukowe, imprezy i koncerty, wystawy, a także pokazy projektów teatralnych i doświadczeń VR-owych. Najciekawsze są te ostatnie, jedynie tutaj dostępne i eksploatowane na tak dużą skalę w kontekście artystycznym. DAS jest również miejscem, które zdecydowało się pomóc w produkcji mojego projektu sexinsitu i włączyć go w rozważania i praktyki dotyczące nowych technologii, ciała, ruchu, zmysłów i haptycznego wymiaru rzeczywistości. Dzięki za odwagę.

W projekt DAS zaangażowane są Jagoda Wójtowicz, Marta Nawrot i Nastia Vorobiova – artystki związane z nowymi technologiami (VR, animacje 3d) i noisem. W większym gronie tworzą ekofeministyczny projekt pod nazwą PUSSYMANTRA. Rarytas.

Wyjątkowo doceniam tegoroczne dokonania labelu Oramics i Justyny Banaszczyk, któremu udało się połączyć eksperymentalną scenę muzyczną z zaangażowaniem politycznym.

Z wielką przyjemnością obserwuję performatywne podejście do swojego wizerunku kuratorki Natalii Sielewicz. Nabierający barw wizerunek Natalii wpisuje się w szerszy kontekst internetowych (instagramowych) performansów artystek, aktorek, wykładowczyń, teoretyczek, w Polsce i zagranicą. Pozwolę sobie nie wymieniać konkretnych nazwisk, ponieważ odczuwam to jako działanie kolektywne, w którym uczymy się od siebie, kopiujemy wzajemnie, zarażamy pomysłami i idziemy w ciekawym, wspólnym kierunku.

Doceniam także pokazanie prac Moniki Misztal i Julii Poziomeckiej na wystawie Farba Znaczy Krew.

Czarne Szmaty, którym udaje się realizować performance w przestrzeni publicznej na wielką skalę. Jest to dla mnie najwyższa forma sztuki zaangażowanej – oddolnej, feministycznej, nieopartej o profity i działającej na przecięciu dyscyplin, rzemiosł i myśli politycznej.

Oprotestowanie wystawy Być kobietą. Protestów usuwających z piedestałów starszych panów na akademiach sztuki nigdy dość.

Przyglądam się również z uwagą powrotowi idei artystycznych offspaców i samoorganizacji projektów artystycznych. Galeria Śmierć Frajerom wyrosła z pracowni w Perunie; Trójmiejskie Wolne Pokoje – bezmiejscowy, nomadyczny, płynny i niezwykle ciekawy niezależny projekt; Galeria W Y idąca pod prąd łódzkiej pustce niezalu; a także współprowadzone przeze mnie DOMIE w Poznaniu – to przestrzenie, w których zamiast gęstego powietrza mamy okna otwarte na oścież.

Wystawa Zjednoczona Pangea (i szaliki!!!)

Greta Thunberg – jako metonimia nadchodzącej klimatycznej rewolucji – siostrzeństwa sztuki i aktywizmu.

Przykre:

Za największą stratę uważam brak festiwalu Pomada w tym roku. Był to festiwal, któremu od lat udawało się konsolidować środowisko zajmujące się seksualnością i queerem, odkrywać i przedstawiać nowe twarze, dawać widzialność młodym, obiecującym twórcom i twórczyniom. Uważam, że potrzebujemy w Polsce poważnego podejścia do queerowej, nieheteronormatywnej, dotyczącej ciała i seksualności problematyki/estetyki/praktyki. Alex Baczyński-Jenkins tej potrzeby ani nie wyczerpie, ani nie zaspokoi. Potrzeba nam festiwali, miejsc, instytucji, archiwów i wydarzeń dotyczących nie tylko queerowej sztuki, historii, ale także pracy, edukacji seksualnej i emancypacji w tym obszarze. Artystki, działaczki, partnerki instytucjonalne walą w drzwi. Otwórzmy je w końcu!

Martyna Miller, DOMIE, kadr z The Return of The Real Entertainment, 2019

***

Izabella Gustowska

Rok 2019 był pracowity, ale też ciekawy.

1/ Na pewno obiekty malarskie Dream in Black I,(1992), Dream In Black II (1994), pokazane w Muzeum Susch w kolekcji Site-Specific Works.

2/ Z poważnych prezentacji wskazałabym projekcję TRUCIZNA zaprezentowaną w Portugalii na wystawie: Boundless Objects – Evora, kuratorowanej przez Monikę Bakke.
Patrząc na ostatnie powodzie w tym w Wenecji uważam swoją trzykanałową projekcję (20 min.) z muzyką Patryka Lichoty za profetyczną.

3/ Mój projekt WORK IN PROGRESS, rozwijający się dwufalowo, bo:
to praca nad wystawą w CK Zamek, zaplanowaną na IX 2020, w której rozwijam wątek polubionych ostatnio przeze mnie narracji
to również praca nad filmem z przyjaciółmi, studentami, a przede wszystkim z bohaterką, która buduje niezwykły most (rola aktorki Sandry Korzeniak), ale też odniesienie do zawiłych bliźniaczych relacji
to trochę powrót do Względnych Cech Podobieństwa – cyklu z wczesnych lat mojej twórczości.
Film jest z zdjęciami Zuzy Kernbach i moimi, z muzyką Patryka Lichoty. To niewątpliwie przygoda.

4/ Bawienie się słowem, co odkryłam w małej pracy, a właściwie tablicy, którą zostawiłam w Bramie Rybnej w Lublinie na spotkaniu Open City – Gościnność (kuratorzy T. Kitliński i P. Leszkowicz). Praca Droga Franciszko , drogi Józefie – proszę uruchomić kod QR!

5/ Także końcówka projektu realizowanego z sześcioma młodymi artystkami: 60 min. film LOVE STORIES – RADIO POGODA.

******

Za bardzo udany uważam także Poemat hybrydyczny – Hybryda zrealizowany ze studentami z Pracowni działań Filmowych i Performatywnych w maju 2019 w Pawilonie w Poznaniu. Realizuję także cykl Wykładów Performatywnych i to też jest dla mnie ekscytującą przygodą .

***

Witek Orski

2019 to dla mnie rok uświadomienia sobie niebezpieczeństw wynikających ze zbytniego zbliżenia pomiędzy (pojmowaną wprost) polityką a sztuką. I nie chodzi mi o „polityczność” w rozumieniu bardziej subtelnym, z jakim mielibyśmy do czynienia, gdyby ktoś w Polsce przeczytał tego Ranciere’a, a nie tylko nieszczęsny wstęp do niego. Chodzi mi o polityczność pojmowaną wprost i dosłownie.

Z jednej strony 2019 to rok, w którym w końcu nasza nacjonalistyczno-populistyczna władza zbliżyła się do instytucji sztuki. Szkodliwe, niemerytoryczne nominacje polityczne: Miziołek w MNW, Bernatowicz w CSW i burmistrz Murowanej Gośliny w Muzeum w Poznaniu to świadectwa tego, że kulturkampf PiS po mediach publicznych, filmie, literaturze i teatrze na szarym końcu dotarł również do sztuk wizualnych. Nota bene kolejność przejmowanych przez prawicę dziedzin kultury wydaje się lustrzanym odbiciem zainteresowania, jakie społeczeństwo do nich przykłada. Nie jest to dobra wiadomość dla nas – artystek plastyczek. Ponadto wydaje się, że to dopiero początek, a 2020 przyniesie nam kolejne fatalne nominacje i kolejnych pajaców na strategicznych stanowiskach.

Jednak inne – widoczne w tym roku – zbliżenie sztuki z prymitywnie pojmowaną polityką wydaje mi się groźniejsze. Z zamykaniem sztuk wizualnych w oblężonej przez nacjonalistycznych polityków twierdzy wielu znudzonych „ciepłą wodą z kranu” komentatorów wiązało wielkie nadzieje. W ramach chałupniczo skleconej dialektyki spod znaku „im gorzej, tym lepiej” wierzono, że pod konserwatywnym ostrzałem władzy trup sztuki krytycznej powstanie z ziemi i jako jakieś krytyczne zombie pójdzie w świat wyżerać prawicowe mózgi. Niestety 2019 rok uświadomił mi, że efekty takiego myślenia są opłakane. O ile nie mam wątpliwości, że w ostatnich latach powstało kilka bardzo dobrych dzieł sztuki i wystaw jednoznacznie politycznych (przynajmniej w specyficznym, polskim kontekście): antyfaszystowskich, antyrasistowskich, antyhomofobicznych, antyszowinistycznych i poświęconych kryzysowi klimatycznemu, to uczynienie z tych politycznych tematów kluczowego zadania sztuki wizualnej prowadzi do jej zinstrumentalizowania i prymitywizacji. Poza nielicznymi wyjątkami, rok 2019 upłynął dla mnie pod istną nawałnicą artystycznie niedorobionych, powierzchownych, epigońskich, nudnych i oczywistych realizacji artystycznych i kuratorskich, poświęconych powyższym, ważnym tematom politycznym. Redukowanie roli sztuki do doraźnego komentarza politycznego, do publicystyki, to dużo większy i groźniejszy efekt pressingu prawicy na kulturę, niż obsadzenie paru głupców w ważnych instytucjach.

Życzę nam wszystkim, aby w kolejnym roku to nie Prawo i Sprawiedliwość dyktowało nam, czym mamy się zajmować i żeby sztuki wizualne mogły być w końcu trochę bardziej refleksyjne, to znaczy raczej zadawały trudne pytania, niż wykrzykiwały proste odpowiedzi.

***

Zbigniew Rogalski

Rok współpracy.

Wraz z żoną zaprojektowaliśmy garnitur, Wspólnie z synem otworzyliśmy wystawę. Z Bownikiem szokowaliśmy aktami Bieleni, oraz sięgaliśmy gwiazd oszczepami. Ze sobą projektowałem szczyty Tatrzańskie i wróciłem do malowania.

Zbigniew Rogalski, z cyklu Tatry (granat), rysunek, 122 x 188 cm, 2019

***

Paweł Jarodzki

Na początku roku, zmęczony już totalnie naszym krajem, udałem się do innego, bardzo odległego kraju. Po wylądowaniu w jego stolicy, kroki swe skierowałem, jak każdy kulturalny turysta, do Muzeum Sztuki Współczesnej. I tam już się zorientowałem, że coś jest grubo nie tak. Piękny budynek, nosił silne ślady niedoinwestowania a puste sale zapełniały wystawy stworzone „ze zbiorów własnych”. Zewsząd ziała pustka, niemoc i brak perspektyw. Jedynie na dziedzińcu dumnie pyszniła się rzeźba miejscowego artysty o światowej sławie, ale i porzucony, kolorowy autobus, będący fragmentem zapomnianej instalacji autorstwa jakiejś grupy francuzów. Widać było, że priorytety tego państwa są zupełnie gdzie indziej.

W trakcie rozmów z miejscową ludnością okazało się, że rządzi nimi bardzo religijny człowiek, który postanowił zawrócić kraj na właściwą drogę. Zwalczyć korupcję, bezrobocie, rozkradanie majątku i przywrócić narodowi godność, czyli podnieść go z kolan. Postanowił też odkłamać historię. Okazało się, że bohaterem odzyskania niepodległości nie jest ten, którego cały świat za takiego uważa, ale ktoś zupełnie inny.

Dlatego bardzo szybko wzniesiono temu innemu człowiekowi pomnik – i to największy pomnik na świecie. Ma chyba 180 metrów wysokości.

Bardzo mi to przypominało nasz kraj. Okropne budowle kultu i pomniki wznoszone z pieniędzy resortu kultury oraz totalne zaniedbanie instytucji sztuki. A nawet ich zwalczanie.

Po jakimś czasie pojechałem na samo południe tego wielkiego kraju i przeżyłem szok. Było to bardzo daleko od stolicy i zupełnie inaczej.

Tu już powinienem wyjaśnić, że krajem, do którego pojechałem, były Indie, a finalnie wylądowałem w mieście Kochin w Kerali. Do tego momentu myślałem, że sytuacja jest tam taka ,jak w Polsce, tylko w niewyobrażalnie wielkiej skali. Czyli niechęć do sztuki i religijna indoktrynacja. W Kerali naprawdę się jednak zdziwiłem. Trafiłem na największe w Azji biennale sztuki, znacznie ciekawsze niż nasze europejskie, a pewnie i amerykańskie. Na poparcie moich słów odsyłam do wypowiedzi Davida Byrne’a na łamach założonego przez niego portalu „Reasons to Be Cheerful”. Byrne, tak jak ja, trafił na to biennale zupełnie przypadkiem i też się zdziwił.

Nie będę się rozpisywał, co tam było. Każdy dzisiaj ma internet i wszystko może sobie zobaczyć sam. Ważne jest, że sztuka tam żyje i pełni istotną rolę społeczną. Mają tam nawet dowcipy o Polakach. Może też ważne jest to, że od 1947 roku rządzi tam dość radykalna lewica.

Opuściwszy tę enklawę sztuki, kolorów i różnych aktywności, wróciłem do Wrocławia. Teatr Polski, który jeszcze niedawno wystawiał trwające kilkanaście godzin spektakle, na które trudno było dostać bilety, zieje pustką, rządzony podobno przez ślusarza-związkowca. BWA, w którym do niedawna pracowałem, zostało usunięte z walącego się pałacu na dworzec kolejowy. Tak jakby chciano tę instytucję w ogóle usunąć z miasta, tylko etapami. W dodatku, chyba dla żartu, między salami umieszczono kaplicę, która jeszcze nie działa, ale ma być największą w Polsce – z tych dworcowych. Ołtarz z bursztynu i srebra wykona „najwybitniejszy polski artysta”. Tak go określił ksiądz, ja go nie znałem, ale po wygooglowaniu okazało się, że jest to człowiek zasłużony i wielokrotnie nagradzany.

Władze miasta twierdzą, że dyrekcja BWA doprowadziła pałac do ruiny i trzeba było na gwałt szukać innego, godnego miejsca. Jest to tak samo prawdziwy argument jak ten, że nie przedłużono onegdaj Dorocie Monkiewicz umowy w MWW, bo nie wybudowała nowej siedziby dla muzeum. O tym, że miast wycofało się z finansowania, już nikt nie wspomina. No i Dorota nie miała z czego budować. Na pisma, że pałac się wali, miasto nie reagowało. Finalnie stoi ruina, z witrynami pokrytymi pięknymi i dzikimi rysunkami, powstałymi podczas Kongresu Rysowników pod dowództwem Pawła Althamera, który odbył się w ramach kolejnej edycji Triennale Rysunku.

Ważne chyba jest to, że jeżeli ktoś w tym mieście zrobi ważną i głośną rzecz w dziedzinie sztuki, jest natychmiast z dużą siłą zwalczany przez władze. Tak, jakby sztuka zagrażała bytowi miasta. Można się odnieść do dawnej wypowiedzi Moniki Strzępki na temat tego, czego stolicą jest Wrocław. Napisała to, gdy miasto opuszczała.

Nie znaczy to jednak, że w reszcie kraju jest lepiej.

Beznadziei nie umniejszają prywatne inicjatywy młodych artystów, których podobno jest bardzo dużo w całym kraju. Tak przynajmniej twierdzi Anka Mituś, która objechała ostatnio naszą ojczyznę i planuje, jeszcze pod koniec tego roku, pokazać wyniki tej inspekcji na wystawie na wrocławskim dworcu kolejowym. Wystawa będzie nazywać się Cała Polska i pośrodku niej znajdzie się przepiękna kaplica, z pewnie już gotowym bursztynowym ołtarzem. Taki bonus.

Z lepszych wiadomości: na zapyziałym podwórku w dzielnicy Ołbin powstał Złoty Kiosk. Jest też JEST galeria. To nowości. Ale dla równowagi, trzeba powiedzieć, że Wykwit w tym roku chyba kończy działalność z powodów lokalowych. Nawet chyba starali się coś dostać od miasta. Ale nie dostali. Chyba za bardzo zrobili się znani i zbyt aktywni.

Bo nieprawdą jest to, co mówią koledzy z innych miast, że we Wrocławiu dają artystom mieszkania. Innych lokali też nie. To plotki.

Czyli to nie był wesoły rok i następny też taki nie będzie.

Mojego pesymizmu nie zakłóci dymisja Miziołka, który nie odpowiedział na moje pisma w sprawie losów zniszczonej pracy grupy Luxus, ze zlikwidowanej, słynnej galerii w Muzeum Narodowym w Warszawie. Bo jestem pewien, że jego następca też mi nie odpowie.

No nie mam złudzeń.

***

Paulina Ołowska

Najlepsza wystawa: Agnieszka Brzeżańska, Cała Ziemia Parkiem Narodowym.

Najgorsze, że redakcja magazynu „Szum” nie autoryzowała naszego wywiadu z Piotrem Polichtem do zimowego numeru 🙁

 

***

Gosia Golińska

SUPER, subiektywnie, suwerennie z Sopotu

SUPER

Pawilon Litewski na 58. Biennale Sztuki w Wenecji.

Sun & Sea (Marina), Rugilė Barzdžiukaitė, Vaiva Grainytė, Lina Lapelytė

Zachwyciły mnie: piękna forma, humanizm, miękkość, zmienność, kolektywność, partycypacja, przesłanie. Wspólne dzieło 3 kobiet, sądząc po zdjęciach w necie – zaprzyjaźnionych. Litwa to jakby też my – wschód Europy. Państwo bliskie Polsce. Morze i plaża to moja sopocka codzienność.

1.

Kiedy zamknę oczy to leżę na plaży i słyszę śpiew.

Jest ciepło i łagodnie. Słowa lekko wpadają do środka.

Słońce niezbyt mocno ogrzewa mnie i innych.

Rozświetla wszystkie przypadkowe kolory.

Renesansowa kompozycja zbudowana z przedmiotów i ludzi.

Boskie dźwięki i słowa.

Żyjemy i mamy się dobrze.

Pozdrawiamy serdecznie.

2.

Czasem kiedy zamknę oczy to widzę plażę.

Koce, ręczniki, piłki plażowe i leżaki.

Ślady stóp na piasku i piaskowe babki.

Dźwięki i bez słów.

Nie ma nas.

Część 1. dotyczy dnia, w którym odwiedziłam performance w Pawilonie Litewskim na tegorocznym 58. Biennale Sztuki (w kolejce 2 godziny). Część 2. jest o dniu, w którym plaża jest pusta, bez ludzi (nikogo nie było oprócz mnie). Nagroda główna Biennale została przyznana kobietom i kolejny raz za performance. SUPER. By mógł być powtarzany w trakcie trwania Biennale od maja do listopada 2019, autorki ogłosiły zbiórkę pieniędzy. SUPER. Myślę, że honoraria dla śpiewających arię artystów to największy wydatek. To znaczy, że pieniądze trafiają do artystów-wykonawców. SUPER. Wejście do Pawilonu było bezpłatne, a wolontariusze mogli dołączyć do osób na plaży i cieszyć się fenomenem. SUPER. Można było usłyszeć łagodne słowa o zagładzie świata, w którym nie wody i nie ma nas…

Druki towarzyszące czarnej płycie z muzyką zostały zrobione częściowo przez włoskich więźniów. Środki, również finansowe i forma totalnie różne od tych, które zastosowała Anne Imhoff dwa lata temu w Fauście, w Niemieckim Pawilonie.

TĘCZA cd.

Szaliki, Tęczowe Patriotki Kaspra Lecnima.

W zeszłym roku byłam Tęczowym Patriotą, a w tym bach – zmiana płci. jeszcze lepiej się nosi ta słuszna idea.

„Prosta tęcza” Marka Sobczyka przed Zachętą. Nic dodać, nic ująć. Świetny pomysł Zachęty aktywowania placu Małachowskiego i efemerycznych, performatywnych działań.

NOWATORSKO

Współpraca z Romualdem Demidenko przy wystawie Body Works w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie. Oprowadzanie Agaty Araszkiewicz i Renaty Dancewicz, spotkanie z Aliną Żemojdzin. Poznanie nowych i świetnych artystek i artystów. Symbiotyczne spotkanie wielu światów. Mega twórcze działania w bardzo wrażliwej, osobistej i ważnej materii. Świetne rozwiniecie projektu i dyskusji wykraczającej poza czas i miejsce trwania wystawy. Szczerze pogratuluję osobom uczestniczącym, Galerii, Romualdowi i sobie!

DUMA

„Słońca/Suns” mojej córki Zuzy Golińskiej w Piktogramie.

Patrzyłam w Słońca od momentu jak powstawały ze zgliszczy poprodukcyjnych odpadów w Stoczni Gdańskiej, do czasu eksponowania podczas Warsaw Gallery Weekend.

Szacunek za pracowitość i konsekwencję i podziękowania za piękną wizualnie i ważną wypowiedź w sprawach naszego istnienia.

LOVE

Koncert Siksy w sopockim Spatifie. Bezwzględna miłość i wdzięczność za wyprute flaki, urodę, serca bicie i nerwy na wierzchu.

NOWE UDANE

„Postmedium”, Radio Kapitał

LIPA

Na zaproszenie jednego faceta, 6 innych facetów projektuje 6 męskich garniturów, które są prezentowane przez 6 facetów.

3 x 6 + 1 = 19

Wynik: 19:0

Ciągła maskulinizacja jest trudna do zniesienia.

MASAKRA

Stwierdzenie Andrzeja Starmacha: „Polacy to naród niesamowicie odporny na sztukę” („GW”, „Duży Format” z dnia 28.10.2019).

…Jak polski naród ma zdobyć tę konieczną, obowiązkową wrażliwość, kiedy w zaniku jest edukacja z zakresu sztuki, a światli, wykształceni i naprawdę fajni ludzie – których znam i cenię – wieszają w salonie wydruk ok. 1 x 2 metry Dziewczyny z Perłą Vermeera? Czy jest jakiś progres w polskich inteligenckich domach od czasów PRL-owskich Słoneczników van Gogha?

Gosia Golińska, Praktyka

***

Andrzej Tobis

To jedno z tych haseł z 2019 roku, których odnalezienie ucieszyło mnie najbardziej. Zobaczyłem tę świetlną tablicę wieczorem, kiedy jechałem jedynką do Warszawy. W samochodzie też miałem tablice. Dwie tablice ze sklejki, bardzo ciężkie, 22 kilo każda. Na jednej wszystkie hasła ze słownika, na drugiej mapa Polski. Wiozłem te tablice na WGW. Miały się zmieścić do samochodu, ale nie do końca się zmieściły i wpakowałem je pod kątem, a miały jechać na płasko. Wkurzały mnie tym ciężarem i tym że trzeba się było z nimi tak cackać. Ale najgorsze było to, że nie mogłem się zatrzymać, żeby sfotografować tę tablicę z nieruchomymi świecącymi pikselami. A była wyjątkowo piękna. Jechałem dalej i wyobrażałem sobie że tak będzie wyglądał koniec cywilizacji człowieka. Zaprogramowane tablice świetlne zasilane bateriami słonecznymi, będą funkcjonowały jeszcze jakiś czas, może kilka lat? Będą wypalały się w nich kolejne piksele, pojawią się jakieś szumy, wokół wszystko zacznie zarastać chwastami i krzakami.

Cholerne sklejki udało się przewieźć bez szwanku. Udało się je zamontować na ścianie. Cały następny dzień łączyłem odnalezione w ostatnim roku hasła z jednej tablicy, z zaznaczonymi na drugiej tablicy lokalizacjami. Do każdej pary punktów dwie pinezki i elastyczna czerwona nitka między nimi. WGW przebiegło pomyślnie. Bardzo fajnie, szkoda tylko, że przez to zamieszanie nie mogłem we wrześniu pojechać w Polskę. Pojechałem w październiku. Dwa dni jechałem z Katowic do Olsztyna, trzy dni wracałem. Ostatniego dnia jechałem remontowaną jedynką na południe, ze słabą nadzieją że po miesiącu piksele na tablicy jeszcze świecą. Długo kluczyłem bocznymi drogami żeby podjechać pod samą tablicę. Tablicę widać z trasy, ale przy trasie nie można się zatrzymać – trwa przemiana jedynki w autostradę i wszystko wokół było rozkopane. Podjeżdżałem do tablicy pod ostrym kątem i z daleka wydawało się że jest kompletnie martwa. Dopiero kiedy znalazłem się na wprost niej, okazało się że emitowała wciąż ten sam zakodowany sygnał. Szczęśliwy, rozstawiłem w błocie statyw.

Andrzej Tobis, Połącz punkty, 2019

***

Adam Adach

Zdecydowanie największym dla mnie wyzwaniem w tym roku było przygotowanie wystawy zainspirowanej Billy Buddem Benjamina Brittena, z okazji jego premiery w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie.

Przestrzeń galerii obejmowała hol wejściowy. To trudna przestrzeń dla malarstwa. Korzyścią było to, że tzw. „nieoperowa” publiczność mogła ją oglądać bez konieczności kupowania biletu, z kolei zwyczajowi widzowie opery (w większości bardzo konserwatywni) „nie mogli nie zobaczyć” tego, co namalowałem.

Czasu było mało, ale zahipnotyzowała mnie symboliczna złożoność libretta i oryginalnej powieści Hermanna Melville’a. Był to również niejako powrót do mojej młodości, ponieważ jeszcze jako nastolatek w PRL-u uciekałem do opery, która wydawała się mi przestrzenią nie tyle „sztuki totalnej”, co przede wszystkim tolerancji.

„Im większa jest mgła, tym bardziej naraża parowiec i tym większa jest jego prędkość, choć grozi to zepchnięciem kogoś w dół”.(Herman Melville, Billy Budd, Sailor, 1924)

Żeby zrozumieć jaki dramat skrywa metaforyczna mgła i kto jest tak naprawdę ofiarą, wprowadzałem do obrazów dialog z różnymi, alternatywnymi egzegezami. Była to na przykład interpretacja książki zaproponowana przez nauczycieli literatury anglojęzycznej w Indiach (na podstawie filmów dostępnych na Youtube), podkreślająca uniwersalny aspekt bycia i działania bohaterów, podobieństwa między moralnością Billy’ego Budda i purytanizmem, hipokryzją i bezkarnością władzy niszcząca jednostkę. Z kolei inne podejście, inspirowane studiami queer i amerykańskimi studiami feministycznymi, wskazuje, że relacje międzyludzkie o których mowa, naznaczone są skrywaną homoseksualnością: zarówno kapitan statku, jak i mistrz broni są na swój własny sposób głęboko zakochani w pięknym Billym. W konsekwencji dokonują na nim gwałtu i skazują na śmierć.

Benjamin Britten jest największym kompozytorem brytyjskim w XX wieku (no, może po Lenonie? Ale to pop, a nie muzyka klasyczna). Był też jawnym gejem, tak jak i jeden z autorów libretta, E.M. Forster. W liście do Brittena, Forster pisał: „Chcę pasji – hamulców miłosnych i perwersji, miłości zatrutej, ale nigdy spływającej kanałem znużenia”.

Akcja opery rozgrywa się w czasach gdy monarchia brytyjska prowadzi wojnę z postępowymi ideami rewolucji francuskiej. Pijani oficerowie wznoszą toasty za śmierć przeciwników, tymczasem zwykli marynarze są na granicy buntu. W obrazie „Wrak statku” zmieniłem nazwę historycznego statku na „Rights of Man and Women”. Posłużyłem się techniką olejną i szlifierką. Malarskość i perfomatywność na powierzchni obrazu z przyszytymi do niej sznurkami wprowadzały obrazowość, którą można by określić „oceanem figuratywności”. Łączą się przeciwstawne porządki, ład i chaos, woda i ogień, przemoc, porządek natury i prawo społeczne. Zbudowałem obraz zawierający ideę „patosu”, tak bliskiego twórczości Siergieja Eisensteina: (teoretyzowane przez Massimo Olivero i Didi-Hubermana) „[Patos] to samo pojęcie powielania, nieredukowalnej różnicy, ewentualnego dramatyzmu, tego, co wymyka się koncepcji”. (cyt. Massimo Olivero, Figures de l’extase. Eisenstein et l’esthétique du pathos au cinéma, 2017)

„Kto się boi rewolucji?” – napisałem na innym obrazie zainspirowanym plakatem do filmu „Pancernik Potiomkin” (1925), opowiadającym o buncie marynarzy przeciwko carskiemu dowództwu, podczas nieudanej rewolucji 1905 roku w Rosji. Podobnie jak Britten, zadawałem sobie pytanie o możliwość odzyskania krytycznego dystansu wobec władzy i jej propagandy. To obraz przedstawiający chłopaka skaczącego do morza. Posłużyłem się zdjęciem zrobionym przez jego kolegów dokładnie w momencie, gdy traci on życie, rozbijając się o niewidoczny w wodzie pal cumowniczy.

Skok na głęboką wodę (Run a Risk), 2019, olej na płótnie, 170 x 140 cm.
(fot. Teatr Wielki – Opera Narodowa, Warszawa)

***

Rafał Milach

seria strajków klimatycznych i akcja Greenpeace w elektrowni Bełchatów (którą miałem przyjemność dokumentować), po zbojkotowaniu przez Polskę umowy o dojściu do neutralności klimatycznej do 2050 r.

wystawy: Hiwa K w Zachęcie i Daniel Rycharski w MSN, pawilon Litewski na 58. Biennale w Wenecji

książka: Evokativ Libuše Jarcovjakovej

***

Łukasz Rusznica

Okazuje się, że najważniejsze są konsekwencja i spokój. Ciche skupienie na własnej praktyce, bez strachu, że coś ucieknie, czy że się wypali. Rok 2019 to dla mnie triumf odklejonych zapierdalaczy. Michał Łuczak otwiera w grudniu kolejną wystawę, trzecią czy czwartą w tym roku, a jednak nie ma poczucia przemęczenia czy robienia czegoś na szybko. Przeciwnie, od czasu przejścia do Galerii Szarej, Łuczak metodycznie buduje swoją wypowiedź o Górnym Śląsku. Jest w tej klarowności i konsekwencji coś, co umacnia mnie w przekonaniu, że warto się wyłączyć, skupić na pracy i zlewać małe środowiskowe dramaty.

I jeszcze:

Lena Dobrowolska i Teo Ormond-Skeaping od 2014 roku zajmują się zmianami klimatycznymi, łączą perspektywę naukową z narracjami artystycznymi. Od 2014! Co jest ważne, bo temat ten w ostatnich latach dostał gigantycznego dopalenia i pewnie wkrótce jego jasne światło zgaśnie. Zostanie tylko pył. Trzeba zaakceptować fakt, że pewne tematy wejdą w obszar trendów, przemielą się i zostaną wydalone – z łatką „zeszłego sezonu” – i robić to, co robić chcemy, bez względu na gry o aktualność. Choć czasem jest to straszne, bo brak zwrotu ze świata specjalnie w pracy nie pomaga. A jednak głęboko wierzę, że konsekwencja i czas (i praca) przynoszą efekty. Czego dowodem niech będzie nagroda Coal 2019 dla Leny i Teo, czy ostatnia wystawa Karola Radziszewskiego (w dynamicznym duo z Michałem Grzegorzkiem) bo queer też przecież jest listkiem figowym aktualności świata sztuki.

I dalej: Ostatnie lata są dla fotograficznych książek łaskawe i ciepłe. Futerał Anny Orłowskiej (wiem wiem 2018 ale sam koniec roku!!!) czy Tropicale Krystyny Jędrzejewskiej-Szmek i Łukasza Gniadka potwierdzają tylko dobrą passę tego medium. Podlejmy to sosem z Moniki Orpik i Piotrka Jarosza i trochę nie mamy wyboru, musimy dziarsko patrzeć w przyszłość. Choć ceny papieru lecą w górę, a dobre drukarnie padają, mam w sobie głębokie przekonanie, że warto czekać na artystyczne książki z Polski, że rozumiemy to medium i potrafimy ciekawie nim pracować.

I niestety: Przez ostatnie dwa lata dość mocno zajmowałem się wydaną 2018 książką – i naprawdę nie mogę narzekać! Wszystkie plany i nadzieje zostały spełnione, czasem później niż początkowo planowałem, ale koniec końców w odpowiednim czasie. Jest dobrze. Więc o co mi chodzi?

O nagrody i około nagrodowe spiny. To chyba rzecz specyficzna dla fotografii, że ludzie potrafią na niej robić dobre pieniądze – jeśli tylko są organizatorami fotograficznych konkursów!

Jesteśmy zalani opcjami światowej ekspozycji, wnikliwych jurorów i szansy, wobec której nie możemy przejść obojętnie. Każdy taki konkurs to szansa i każdy to 10, 15 , 50 euro lub dolarów. Łupią nas bez litości na tej najprostszej potrzebie: żeby być docenionym, nawet choćby zobaczonym, żeby nie mieć tego gorzkiego poczucia, że robi się dla znajomych. Żeby być troszkę więcej niż local hero. Na tym nas łupią strasznie, na podstawach.

Ale mogą to robić, bo nikt inny fotografii specjalnie nie ceni. Instytucje odpowiedzialne za sztukę współczesną głosem zatroskanym mówią: ja na fotografii się nie znam. No i klops, nie znają się i już. To porzucenie przez instytucje, ten brak, wypełniają konkursy: tam cię docenią, przytulą – stać cię? A w domu? Niech się ten parów, ta szczelina poszerza. Głównie w języku ten dziwny stan się wyraża – bo już nie tylko oś fotografik/fotograf staję się miejscem napinki, ale jeszcze w to wszystko artysta wizualny wchodzi i już całkiem język klęka. Sam nie wiesz gdzie już ironicznie coś mówisz, czy serio i jakie to ma konsekwencje. Na święta my w jednym getcie, wy w drugim. W jednym jest śmieszniej, bo przynajmniej konkursy pod nosem…

A konkursy to jeszcze jedno duchowe zagrożenie – dopalą nam dopaminę, otworzą na zwroty ze świata, na wszystkie uwagi i hejty i chuj – rozbuja nami, jak małym stateczkiem i długo będziemy się zbierać. Bez względu na to, czy wygramy, czy 50 euro pójdzie na zmarnowanie, oddajemy w cudze ręce władzę nad własnym spokojem i w konsekwencji tracimy jasność oceny – sami już siebie nie znamy. Bo konkurs. To może lepiej – dla naszej wrażliwości i głowy – dać sobie więcej sprawozdawczości, ogarnąć własne centum, być pewnym swojego zdania – nie poddawać zewnętrznej ocenie.

Niech was przytuli metalowy szczur. Na święta i nowy rok.

***

Wojciech Wilczyk

Nie będzie to typowy ranking wydarzeń. Rok 2019 był dla mnie dość intensywny zawodowo, nie miałem więc za wiele czasu, aby odwiedzać wystawy lub jeździć po festiwalach fotograficznych. W przypadku tych ostatnich udało mi się zobaczyć imprezy w Krakowie i Bielsku-Białej (tę w Łodzi solennie sobie odpuściłem, po zapoznaniu się z jej programem). Mam wrażenie, że rodzime fotofestiwale popadły w pewien rodzaj stabilnej stagnacji, połączonej z samouwielbieniem. W ciągu kilkunastu lat imprezy dorobiły się rozpoznawalnych marek, więc ich organizatorzy najwyraźniej doszli do wniosku, że nie ma potrzeby prezentowania widzom dobrych wystaw. Może z jednym wyjątkiem, myślę tu o krakowskiej ekspozycji Baby patrzą, na której zaprezentowano obszerny wybór zdjęć Joanny Helander. I znowuż, może sama wystawa pokazana w salach Muzeum Etnograficznego w Krakowie (a właściwie to w niełatwych do ogarnięcia piwnicach Domu Esterki), będąca rodzajem retrospektywnej prezentacji, nie była jakimś przykładem szczytu kuratorskich możliwości, ale towarzyszył jej solidnie wydany katalog, a właściwie to regularny album fotograficzny. Ponieważ wydawnictwa tego nie było w normalnej dystrybucji (prawdopodobnie charakter grantu lub status Fundacji Kultura Obrazu, odpowiedzialnej za tę publikację, wykluczał sprzedaż w księgarniach), warto zwrócić uwagę na tę niebanalną, trudno dostępną książkę.

Twórczość Joanny Helander ma mocno autobiograficzny charakter. Podejmowane przez fotografkę tematy często dotyczą bliskich jej miejsc lub osób (z powodzeniem można by tu użyć przymiotnika „rodzinnych”). Jej własną historię – aresztowanej w 1968 roku studentki romanistyki, skazanej na 9 miesięcy więzienia za wywieszenie w akademiku plakatu potępiającego agresję państw Układu Warszawskiego na Czechosłowację, emigrującej do Szwecji dzięki fikcyjnemu małżeństwu, studentki fotografii, powracającej do rodzinnej Rudy Śląskiej fotografki, realizującej socjologiczny zapis o polskich kobietach, Ślązaczki o żydowsko-niemieckich korzeniach, szukającej rodzinnych powiązań, wreszcie zaprzyjaźnionej z Teatrem Ósmego Dnia wieloletniej obserwatorki ich artystycznych działań – oglądać możemy na zdjęciach w albumie Kobieta, tekstowo-fotograficznej książce Listy z Polski Gerarda K., publikacjach poświęconych Wisławie Szymborskiej czy Ryszardowi Krynickiemu oraz filmach dokumentalnych realizowanych od lat osiemdziesiątych wspólnie z Bo Perssonem.

W albumie Kobiety patrzą, pomyślanym jako retrospektywny przegląd fotografii z lat 1976–2012, będącym w zasadzie chronologicznie ułożoną serią czarnobiałych zdjęć o charakterze portretowym, gdzie sama metoda prezentowania osób daleka jest od sztampy sporządzania „portretów” i nasuwać może skojarzenia z poetyką fotografii humanistycznej, zawsze daje znać o sobie kapitalny kontakt z fotografowanymi osobami. Szkoda, że przy okazji wystawy Baby patrzą jej organizatorzy nie pomyśleli o zrobieniu przeglądu filmów spółki Kino Koszyk (Koszyk to panieńskie nazwisko fotografki), gdzie Joanna Helander pojawia się nie tylko jako narratorka czy przeprowadzająca wywiady, ale także zawsze na planie robi zdjęcia.

***

Dorota Nieznalska

Początek roku okazał się być wyjątkowo dramatyczny, smutny, beznadziejny. Zabójstwo Pawła Adamowicza (1965–2019) na oczach gdańszczan uświadomiło nam, że nigdy nie będzie już tak, jak wcześniej. Wraz z falą nienawiści i przemocy, na moment pojawił się ten solidarny ludzki gest, który w ciągu 30 godzin (!) publicznej zbiórki, uratował Europejskie Centrum Solidarności, ukarane brakiem ministerialnej dotacji za swą niepokorność i niezależność.

Niestety, Aleksandra Dulkiewicz, obecna prezydent Gdańska, dostaje więcej wiadomości z groźbami i obelgami niż Paweł Adamowicz. Wiadomo, że wyzwiska łączone są z ideologią nazistowską. Jeden z listów przyszedł z zakładu karnego, gdzie osadzony był Stefan W., zabójca Adamowicza.

Przemoc, mowa nienawiści, jawna dyskryminacja, głównie środowisk LGBT, nadużycia władzy, korupcja, malwersacja publicznych pieniędzy, zawłaszczanie instytucji, wymiana na tych, którzy sprzyjają władzy – to oczywista kontynuacja „dobrej zmiany”!

Nie do przyjęcia jest sytuacja nominacji na ważne stanowisko z pominięciem procedury konkursu. Są to PRL-owskie metody obsadzania stanowisk swoimi kolesiami, z pominięciem demokratycznych zasad. Od środowiska zależy, czy ten stan będzie podtrzymywany, czy zdechnie poprzez bojkot i niepodporządkowanie się.

W tym roku, jak i w ubiegłym, prawie wyłącznie wystawiałam swoje prace w Muzeach Narodowych w naszym kraju: w Gdańsku, Krakowie, Wrocławiu; również w Muzeach Współczesnych. Z jednej strony można się z tego cieszyć, z drugiej sytuacja braku honorarium – czy wręcz wykłócanie i upominanie się o nie – rodzi poczucie bycia wykorzystanym.

Mimo powyższych ten rok był wyjątkowo udany, bardzo pracowity, twórczy.

***

Paweł Kowalewski

Rok 2019 był dla mnie rokiem pamięci. Odeszli ważni ludzie, m.in. mój serdeczny przyjaciel, mentor i wielki artysta Dan Reisinger – twórca izraelskiej szkoły designu, autor wiecznego kalendarza dla MoMA w Nowym Jorku, który uważany jest za najważniejszego projektanta graficznego naszych czasów. To, co nas łączyło, to wielka wrażliwość i fascynacja życiem politycznym, prawami człowieka, wolnością. Gdy wspominam Dana, to przychodzi do mnie taka myśl, że tworzenie jest filtrowaniem rzeczywistości przez wrażliwość artysty. Dla mnie sztuka musi być czymś naturalnym jak proces pamiętania. O tym mówi również moja koncepcja sztuki „osobistej, czyli prywatnej”. Dlatego cieszy mnie, że moja praca z 2010 roku Europeans Only została pokazana przez kuratora Nicolausa Schafhausena na przekrojowej wystawie w Monachium.

NS-Dokumentationszentrum to muzeum, które zbudowane zostało w miejscu, gdzie dawniej znajdowała się siedziba nazistowskiej partii, tzw. Brunatny Dom. Program instytucji koncentruje się na zagadnieniach historii i konsekwencjach nazistowskiego reżim. Moje doświadczenie życia w totalitarnym państwie odcisnęło wielkie piętno na mojej sztuce. Tym bardziej istotne dla mnie jest wystawienie mojej pracy w takim kontekście. Fotografia Europeans Only, którą wykonałem w Muzeum Apartheidu w Johannesburgu, pokazuje stację kolejową w Pretorii z czasów apartheidu, w 1992 roku. Praca jest moją odpowiedzią na społeczną potrzebę bezpieczeństwa i porządku, która zamyka nas w klatce zakazów lub pozwoleń. Jest to język, który przemawia nonsensem i obnaża bezradność, ponieważ akceptujemy ten system jako niekwestionowane prawo. Czy to nie my decydujemy o tym, co powinno pozostać zapamiętane i jaka jest przyszłość naszej wspólnej pamięci?

Paweł Kowalewski, Europeans only, 2010, lightbox 100 x 70 cm

 

***

Marcin Maciejowski

***

Jana Shostak

2019 – rok międzyświatów, wciąż nie kończących się chorób, przekroczenia deadline’ów, pogoni za Franciszkiem i pracy nad scenariuszem filmu Miss Polonii (roboczy tytuł).

Funkcjonowanie w 5 światach jednocześnie – filmu, chorób, edukacji, miss i sztuki.

świat sztuki.

  • największą wystawa indywidualna – wywiad okładkowy w Wysokich Obcasach
  • najbardziej egzotyczna – udział w wystawie zbiorowej Her Own Way w Tokio

świat filmu.

  • Dostaliśmy nagrodę DOC LAB Poland za pitching na Krakowskim Festiwalu Filmowym (pitching- czyli 7-minutowe, zwięzłe wystąpienie przed setkami decyzyjnych ludzi z branży filmowej)
  • Wydaliśmy 64 wizytówki filmowe. (każda/y, kto chciał otrzymać wizytówkę, musiał przejść powtórzyć pozycję miss, która utrwalała się na wizytówce – od dyrektorek HBO Europe po Netflix)
  • Otrzymaliśmy z PISF-u część dofinansowania. Nadal jesteśmy w poszukiwaniu ponad 120.000 złotych (sponsorki/sponsorzy, jesteśmy otwarci)

świat miss.

  • zostałam 2. vice miss Zachodniopomorskiego oraz ćwierćfinalistką Miss Polski
  • (jeszcze rok nie skończył się) czekam na wyniki castingu Miss Elite 2020

świat edukacji.

  • owocne konwersacje z dr hab. Piotrem Bosackim

świat chorób.

  • sprowadzenie ojca z Białorusi do polskiego NFZ
  • wizyty w przepełnionym Centrum Onkologii uświadomiły mi popularność raka. Ważne jest mówić o nim, żeby go „odczarować”. Czasami rak jest wyleczalny szybciej niż psychologiczne skutki
  • własna immunologiczna choroba

świat polski.

  • temat pedofilii w kościele wybuchł – wciąż czekamy na wyniki
  • w końcu temat feminatywów poszerzył się poza wąskie koło (mam nadzieje skutecznie!)
  • kopalnie węgla wciąż prosperują

***

Konrad Kuzyszyn

Gdy rosnący przed oknem modrzew wydłużył się o 6 centymetrów, a pracownia pachnąca płynnym lateksem (do odlewów włochatych kuwet) skurczyła się przez kolejne prace, wróciłem do fotografii srebrowej, do czerwonego światła i liturgii chemicznej, by sprawdzić jej podatność na współczesny nadmiar oczekiwań i przebodźcowanie, któremu ulegam w poczuciu konieczności uczestnictwa i odświeżania swojej ego-obfitości. A wszystko przez niezałatwione kiedyś sprawy, do których właśnie teraz trzeba powrócić, choćby z tęsknoty za czasem łódzkich uniesień, krakowskich oczekiwań czy poznańskich rozczarowań… Kiedy był maj, pachniała Saska Kępa, a Paryska 11 stała się wylęgarnią, gdzie problemy starzejącego się mięsnego skafandra spychane są na drugi plan przez ciągły apetyt na eksperyment z materiałem, który najwydatniej zbliży się do pełni oczekiwań. To dobry czas, by powracać do tęsknot, zapomnianych narzędzi, niewygodnych technik, bez gwarancji upragnionego sukcesu.
Z innego okna widzę orzech, któremu konar właśnie usechł i odpadł.

***

Tytus Szabelski

W 2019 roku ciągle zastanawiałem się nad tym, jak dzisiaj sztuka może faktycznie wpływać na rzeczywistość. A konkretnie, co ja mogę w tym zakresie robić. Jednoznacznych konkluzji wciąż brak. Tymczasem, tak czy inaczej, wciąż coś tworzę, nad czymś pracuję. Na przykład stojąc dwie i pół godziny przed magazynem Amazona pod Wrocławiem, rejestrowałem, jak przesuwające się Słońce oświetla przez chwilę wnętrze ogromnej hali. Nie ma w tym jednak – dla mnie – żadnej szczególnej poetyki czy przyciężkawej metafory, tylko namysł nad tym, jak można z zewnątrz reprezentować to, co dzieje się w środku takiego miejsca. Lub czy w ogóle. Póki ja się zastanawiam, polecam wspierać tych, którzy po prostu działają – ciągle trwa zbiórka na fundusz, który umożliwi związkom zawodowym działającym w Amazonie organizację ewentualnego strajku: https://zrzutka.pl/tt4znt. A ja poczekam jeszcze do przyszłego roku. W kościach czuję, że wtedy na coś wpadnę.

***

Joanna Piotrowska

Najświetniejsze w 2019 były wschody słońca w londyńskich parkach z Guido. Nie przyćmiły ich nawet, piętrzące się, depresyjne wiadomości związane z brexitem.

Konwencja na rzecz zwalczania przemocy i molestowania w miejscu pracy przyjęta przez Międzynarodową Organizację Pracy 21 czerwca 2019.

Ciemne i zadymione, muzyczne kawiarnie w Tokio, w których siedzący w całkowitym milczeniu ludzie pija i słuchają muzyki z gramofonu.

Słuchanie z koleżanką muzyki z kaset w czasie jazdy samochodem na wycieczkę pod Warszawę.

Czas spędzony w kamiennym domku bez prądu i bieżącej wody na wyspie Barra. W domku mieszkała kiedyś, artystka Peggy Angus – malarka i projektantka, która znała każdego mieszkańca wyspy. Peggy była ekscentryczną osobowością – urządzała w domku przyjęcia dla wyspiarzy, głównie pasterzy i farmerów, starała się ich przekonać do tworzenia sztuki. Jej domek pozostał w niezmienionym stanie – są w nim jej obrazy, ręcznie malowana podłoga i meble, różnego rodzaju memorabilia, rozbite boje, książki z notatkami, a jej prochy stoją w urnie na parapecie. Z okna rozpościera się surrealistyczny widok na krowy pasące się na plaży.

Negatywne:

Wygranie wyborów przez PIS, które negatywnie wpłynie na wszystkie aspekty naszego życia, włączając w to sztukę i środowsko naturalne.

***

Zofia Krawiec

Co podobało mi się w tym roku?

Niezmiennie cieszę się, że feminizm z każdym rokiem mocniej przenika do dyskusji głównego nurtu.

„Alternatywko, usiądź mi na mordzie” to popularne w tym roku powiedzonko dowodzące, że BDSM-owe nawiązania dawno przeniknęły z niszy darkroomów, czy galerii sztuki do szerszej kultury. W tym kontekście – wzrastającej liczby odniesień do BDSM w sztuce w 2019 roku – interesują mnie najbardziej figury dominacji lub uległości kobiet i tego, co mówią one w kontekście walki kobiet o równe prawa i podmiotowe traktowanie.

W 2019 roku podobały mi się również wystawy podejmujące temat sytuacji ekonomicznej absolwentek szkół artystycznych, opowiadające m.in. o tym, jakie są minusy, ale i plusy prekarności. Wystawą taką była np. Królowa pszczół w Bytomiu.

Pozytywnie zaskoczył mnie w tym roku także Kongres Kobiet, który prócz bardzo ciekawego tematu ekonomii feministycznej, podjął też temat „ekonomii ciał”, odnoszący się do teorii rynku kobiet Luce Irigaray. Kongres Kobiet w ramach dyskusji o „ekonomii ciał” podjął również temat slutshamingu i praw sex-workerek.

Podobał mi się też Pawilon Polski w Wenecji, prezentujący Lot Romana Stańczaka. Przenicowany samolot znaczeniowo wpisuje się w Teorię Smutnego Chłopaka, według której patriarchat jest systemem opresyjnym również dla jego największych beneficjentów, czyli mężczyzn. Odwrócony na lewą stronę samolot jest ciekawym symbolem katastrofy, do której doprowadza kapitalizm i patriarchat.

Fajna była też wystawa Disco Relaks Moniki Borys i Bartosza Wójcika, pokazująca fenomen disco polo w znaczniej mierze poprzez feministyczną perspektywę.

Co mi się nie podobało?

Powołanie znanego z seksistowskich i homofobicznych wypowiedzi Piotra Bernatowicza na stanowisko dyrektora Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie.

W sztuce, która wydaje się przestrzenią emancypacyjną, tak naprawdę cały czas rządzą wzorce patriarchalne (powielają je również same kobiety). Kobiety są mocniej oceniane i krytykowane. Rywalizują ze sobą i nie wspierają się wzajemnie. Statystyki pokazują też, że kobiety dużo częściej doświadczają cyberprzemocy (również ze strony innych kobiet). Nękanie kobiet w sieci powoduje, że dużo szybciej tracą one entuzjazm, boją się i wycofują z debaty publicznej. Jest to nowy sposób na eliminowanie kobiet z przestrzeni publicznej, także ze sztuki.

Prawie zerowa dystrybucja tak ważnych i mądrych magazynów o sztuce jak np. „Postmedium”.

***

Justyna Górowska

na „+”:

2019 był świetnym rokiem kobiecej solidarności. Na ASP w Krakowie, dzięki inicjatywie Iwony Demko, świętowaliśmy 100 lat przyjęcia kobiet na Akademię Sztuk Pięknych. W Cricotece Ania Batko kuratorowała wystawę Marii Jaremy, Kobiety Nowoczesnej, jednej z założycielek CRICOT 1. Z Anią miałam okazję w tym roku współpracować wielokrotnie, nie tylko przy wystawie Jaremianka, ale i w ramach mojego ekofeministycznego projektu WetMeWild.

Wraz z grupą Siostry Rzeki i Cecylią Malik pokojowo, w strojach kąpielowych, walczyłyśmy o dobrostan rzek. Dzięki kolektywowi PussyMantra (Marcie Navrot i Jagodzie Wójcik) mogłam zaznać miłości wirtualnej – jako mój awatar – podczas Rozkwitu: Święta Tysiąca Płci i Wolności Maszyn w Teatrze Powszechnym. Tymczasem Kasia Zaradny zorganizowała cudowny festiwal Nadmiar, podczas którego robiliśmy sex-zabawki z recyklingowego plastiku, rozmawialiśmy o zrównoważonej modzie i graliśmy dużo eksperymentalnej muzyki, wszystko z dedykacją dla Matki Ziemi.

na „-”:

Wyimaginowany queerowy wróg, który wyrósł w umysłach nacjonalistów i pseudo patriotów. Z przerażeniem obserwowałam Marsz Równości w Białymstoku, gdzie miały miejsce akty przemocy wobec jego uczestników. Jeszcze bardziej bolesny jest fakt, że tą agresją wobec inności epatują nie tylko facebookowi znajomi, ale i rodzina (mój kuzyn maszerował w Rabce Zdrój z transparentem „Zakaz pedałowania”, wzywając mojego pradziadka, który niejako „nie o taką Polskę walczył!”).

***

Keymo

Wszystko jest względne, a punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia.

Mapa zbudowana z faktów, może okazać się trajektorią powtarzanych kłamstw, które stały się prawdą.

Dystans oparty na czasie weryfikuje to, co było i to, co zostało – jak się być może okaże – błędnie zinterpretowane.

Jednak aby móc funkcjonować w rzeczywistości, nasz umysł interpretuje wszystko i wartościuje tak aby móc się odnaleźć i przemieszczać się w zadanym kierunku.

Tym samym pozwoliłam sobie na poniższe interpretacje i podsumowania.

Polska

Wybory parlamentarne:

„-” Wybory wygrywa Pis.

„+” Frekwencja, jak na warunki polskie, jest stosunkowo wysoka. Mandaty poselskie dostają aktywiści/aktywistki, ludzie których znamy z demonstracji, z którymi możemy się utożsamiać (np. Magdalena Biejat, Agnieszka Dziemianowicz- Bąk).

Protesty i demonstracje:

„-” Ich efekty nie są spektakularne (nie takie, jak życzyliby sobie demoonstrujący/ce), nie zmieniają rzeczywistości od razu.

„+” Budząca się świadomość społeczeństwa, że polityka to my.

Pedofilia w kościele:

„-” Zjawisko, które jest i było w kościelnych murach. Nie ma kar i systemu redukującego tego typu zachowania. Kościelni pedofile wciąż są bezkarni.

„+” Po raz pierwszy głośno się o tym mówi, zwraca uwagę, komentuje.

Polityka i ustawy dotyczące przemocy domowej, wykorzystywania seksualnego i gwałtów:

„-” Kary za gwałt, są nadal niższe niż np. za oszustwa podatkowe. Rząd bagatelizuje problem przemocy domowej, tnie finansowanie organizacji mających na celu pomoc ofiarom takiej przemocy.

„+” Powstają organizacje pozarządowe, fundacje jednoczące kobiety, które chcą pomóc i wzajemnie się wspierają (np. Feminoteka, Centrum Praw Kobiet, Sto Lat Głosu Kobiet). Wydawane są publikacje z pieniędzy zebranych od darczyńczyń i darczyńców jak np. Gwałt w małżeństwie, które dotykają tematów do tej pory będących tabu, lub nie postrzeganych wcześniej jako problem. Kobiety mają coraz więcej odwagi mówić o nadużyciach, które je spotykają – patrz: Teatr Bagatela w Krakowie i oskarżenia dotyczące dyrektora.

Duma: Olga Tokarczuk – Literacka Nagroda Nobla

Świat

Problem zanieczyszczenia środowiska i globalne ocieplenie:

„-” Wszyscy mamy poważny problem!!!

„+” Zaczyna budzić się świadomość problemu we wszystkich warstwach społecznych. Modne staje się bycie ekologicznym. Bojkotujemy np. „Czarne Piątki”, podpaski zmieniamy na kubeczki menstruacyjne itd. Zaczynamy rozumieć, że zmiana zaczyna się od Nas i naszego tu i teraz. Temat przesiąka do każdego elementu życia.

Oczywistym jest, że wszystko to co „za oknem” absorbuje Nas w ograniczonym stopniu. Nasze prywatne sukcesy i porażki są kluczową osią wokół której kręci się nasza świadomość i szeroko rozumiane szczęście.

Bez osobistych rachunków podsumowanie roku byłoby niepełne.

Nagrody/Publikacje/Wystawy

„+”:

Grand Prix dla duetu Keymo&NO_PIC_NO_CHAT na drugim Krakowskim Salonie Sztuki !!!!

Publikacja sesji zdjęciowej w „HART Magazin”

Powstanie pracy magisterskiej Tomasza Warzyńskiego o Keymo.

Publikacja w „Postmedium” wywiadu, który w ramach swojej pracy przeprowadził Tomasz Warzyński.

Wywiad na blogu LulaPink.

Spotkanie i prelekcja na temat kobiecej seksualności z blogerkami i feministkami w ramach urodzin sex shopu LulaPink

„-”:

Ważnych wystaw w tym roku nie było.

Sesje zdjęciowe/ Ludzie/Marzenia

„+”:

Powstało w tym roku sporo nowego materiału zdjęciowego. Nowe szalone sesje zdjęciowe, nowe inspiracje.

Ten rok pozwolił mi poznać kolejnych wspaniałych ludzi, modelki, modeli, bez których moja praca nie może się materializować.

Wejście we współpracę z NO_PIC_NO_CHAT, zrealizowanie z nim mojego pierwszego klipu pornograficznego, którego byłam pomysłodawczynią i reżyserką – marzenie, które na ten rok wydawało mi się nierealne.

Praca nad drugim klipem!

„-”:

Zerowe niemalże budżety, które nie ułatwiają pracy.

Podsumowując, ten rok był niezwykłą przygodą. Żyłam jak chciałam, robiłam co chciałam. Spełniłam swoje małe marzenia i rozrysowałam kolejne. Kropką nad i jest Grand Prix! Każdemu życzę tak udanego roku!

***

Maciej Świeszewski

Mijający rok upłynął głównie pod kątem rysunku i pracy nad monografią Rysunek. W 2019 r. wydałem jej dwa pierwsze tomy. Trzeci i ostatni ukaże się w I kwartale 2020 r. W ramach rysowania stworzyłem m.in. cykl rysunków, spośród których największy liczy 12 m długości i 2 m szerokości.

***

Sławomir Sobczak

Rok napięcia / naprężenia

Moje tegoroczne realizacje w nietypowy dla mojej twórczości sposób zazębiły się z wydarzeniami zewnętrznymi i głośno problematyzowanymi tematami.
Tydzień po zamachu na prezydenta Gdańska zaprezentowałem, znacznie wcześniej zaplanowaną, realizację (?!…), która krytycznie wpisała się w kontekst tej tragedii.  Realizacja Kurz nałożyła się nie tylko na temat wystawy, ale także na nagłośnione w tym czasie problemy klimatyczne. Zakamuflowana przez światło dzienne projekcja, wyświetlana na zakurzonej szybie wystawowej galerii Curators Lab, fragmentarycznie ujawniała zakodowane w obrazie treści dopiero po zachodzie słońca.

Kolejna wersja projektu (?!…) wpisała się w kontekst miejsca prezentacji, czyli byłej siedziby tajnej policji NRD, Stasi, która aktualnie przekazana została stowarzyszeniu współpracującemu z uchodźcami z frankfurckiego ośrodka.Był to rok, w którym intuicje twórcze prowokowały nowy dla mnie rodzaj napięć wywołanych kontekstem interpretacyjnym. Rodowód napięć nie tkwi już li tylko w przestrzeni, ale także – a może przede wszystkim – w czasie (czasach), w znaczeniu społeczno-politycznym.

***

Piotr Kurka

– od czasu pojawienia się w sztuce Tino Sehgala mam wrażenie, że ludzie są ładniejsi od sztuki.

– i ważniejsi.

– gdybym miał krótko i dosadnie odpowiedzieć na pytanie Adama M: „co dobrego w sztuce i/lub życiu w roku 2019 – odpowiedziałbym: Nic. Sztuka umiera. Jest coraz bardziej wątła i płytsza. Jest niemoralna. Nie dba o ludzi. Jest uwikłana w coś, co Neil Postman nazywa „amusing ourself to death”. Nie chciałem jechać do Wenecji, głównie dlatego, aby nie natknąć się na pracę szwajcarskiego artysty, o której Adrian Searle w „Guardianie” napisał: uważam, że zawłaszczenie przez Christiana Buchela łodzi, w której tylu migrantów straciło życie, jest nikczemnym i tandetnym spektaklem w kontekście Biennale”. Searle nazwał to (słusznie) wulgarnym gestem.

– jednak uległem, (głównie jako pedagog) i wyruszyłem tam z grupą pięknych ludzi – moich studentów. Dzień przed wyjazdem oglądaliśmy apokaliptyczne obrazy zalanej Wenecji i powiedziałem wtedy, że w Szwajcarii nie ma morza i żeby zastanowili się, co to znaczy Pawilon Narodowy.

– uwerturą dla Wenecji był performatywny koncert Tarek Atoui z udziałem DJ- ów. I znów piękni ludzie: Alan Affichard, Igor Porte and Rosario Sorbello improwizowali z Tomoko Sauvage w teatralnym foyer, a później w audytorium. Daniel Araya przetworzył dźwięki kwartetu w techno/ambient/acid koncert. Piękni i zdolni ludzie.

–następnego dnia szedłem, szybko mijając arte-turystów robiących sobie selfie na tle łodzi, w której zginęło 800 ludzi. Szedłem w stronę opustoszałej wieży i najpiękniejszej pracy na całym Biennale: Ocean II Ocean Cypriena Gaillarda. (nie było w niej ludzi) (w wieży i pracy) a jednak stali tam, niewidoczni.

– mogłem potem w euforii nawet zajrzeć do kilku pawilonów. Francja i Laure Prouvost – cudowna energia pięknych ludzi, młodych i starych razem, świeżość, vibe.

– jednak ludzie. A jak ludzie to warto wspomnieć o Performance Closing Week i nowej (?) formule wykładów performatywnych.

– fenomenalny Bo Zheng i jego Plant Sex Workshop a także brazylijska artystka Vivian Caccuri i jej Mosquitos Also Cry. Wbrew posthumanistycznie brzmiącym tytułom, to ludzie byli tam ważni jako publiczność i jako referencje dla roślin i komarów. Ludzie jako kochankowie roślin i ofiary komarzych samic.

–PS: Prawdziwy Polski Pawilon Narodowy miał miejsce na London Bridge, gdzie Polak ratował ludzi z narażeniem własnego życia, obezwładniając terrorystę kłem narwala lub lancą zdjętą ze ściany

Ludzie są ważniejsi niż sztuka.

***

Piotr Bosacki

Rok 2019 był rokiem wizji apokaliptycznych. Częściej niż zwykle oglądaliśmy mapy obrazujące zmiany klimatyczne. Pośród tych map najbardziej malownicze są te przedstawiające tereny, które w najbliższej przyszłości zostaną zalane przez morza i oceany. W społecznościach obserwowaliśmy syndrom tonącego okrętu, określany niekiedy bagnem behawioralnym. (Bagno behawioralne to wypaczenie zachowań społecznych na skutek nadmiernego zagęszczenia ludności w przestrzeni geometrycznej i informacyjnej). Ludzi, jakby na zasadzie jakiegoś automatyzmu, ogarnia potrzeba konfliktu nawet wewnątrz swoich baniek. Jednym słowem obserwowaliśmy jakiś postępujący chaos.

Dla odmiany jedną z rzeczy, która najbardziej uradowała mnie w roku 2019 był niewielki artykuł Thermodynamic uncertainty relations from exchange fluctuation theorems (główny autor: André Timpanaro, w: „Physical Review Letters”), w którym badacze poddają pod wątpliwość 2 zasadę termodynamiki. Wykazują, że w specyficznych warunkach (zwłaszcza w małych skalach) „prawdopodobieństwo, że entropia będzie maleć nie jest zerowe”. Muszę wyznać, że od zawsze uważałem pojęcie entropii (podobnie jak ideę „porządku”), za podejrzane. (Jest rzeczą konwencji estetycznej, że szklanka w całości na stole to porządek, a szklanka rozbita na podłodze to nieporządek).

Katastrofy klimatyczne, które jawią się jako skutek bałaganiarstwa i bezmyślności człowieka, znajdują swój symboliczny wyraz w potopie. Trzeba jednak zaznaczyć, że kiedy wszystkie lądy zostaną zalane równo, to nastanie coś w rodzaju idealnego porządku.

   

***

Elvin Flamingo

Tak naprawdę to dzięki założycielowi „Postmedium”, Adamowi Mazurowi, otworzyłem szyberdach najgłębiej chowanych, zapomnianych i wypartych 92% mojego życia. Co się działo potem? Setki osób to przeczytało – ruch był ryzykowny – ale dziesięcioro artystów z ChAD odezwało się do mnie. Były mocne emocje. Prawdopodobnie ten ruch był początkiem Polityczności roślin, BiointeligencjiMowy błądzących ciał.

Przejmuję porzucone, niechciane, zaniedbane, wysuszone i często zmutowane rośliny, hodowane na klatkach schodowych, na parapetach i w biurach sprzed upadku muru berlińskiego. Ta na zdjęciach przeżyła w Łodzi wiele lat. Blisko 20 lat w Prokuraturze, podobnie w Ośrodku Adopcyjno-Opiekuńczym. Od dzisiaj ma na imię Ziemia Obiecana.

To wszystko łączę z decyzją o podzieleniu się ze społecznością moją chorobą maniakalno-depresyjną. Ziemia Obiecana cierpi dokładnie na to samo – przeżywała epizody ciężkiej depresji, epizody ostrej manii jak i stany mieszane. Te ostatnie u rośliny łatwiejsze do zniesienia niż u mnie.

Elvin Flamingo, Ziemia obiecana
Elvin Flamingo, Ziemia obiecana

***

Tymek Borowski